Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 12 ... 21, 22, 23 ... 25 ... 29  Next
AutorWiadomość
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySob 11 Lut - 21:32:58

Arthur lubił, gdy ludzie reagowali zaskoczeniem na momenty, w których nagle przekracza granice swojej codziennej, uszytej z kłamstw osobowości. Na przykład teraz kazał Alfredowi po prostu się zamknąć. Nie zamilknąć, nie tu-wstaw-dowolną-ciętą-ripostę, tylko zamknąć się. Najwyższy Mag powiedział to do Króla Pik.
Ktoś mógłby się leciutko zdziwić.
Oczywiście, przeklęty Alfred musiał mieć jakąś magiczną zdolność do tego, by zachować się inaczej, niespodziewanie w perspektywie szerokiej i absolutnie denerwująco w perspektywie wąskiej.
Arthur popatrzył na niego jak zwykle - z pięćdziesięcioma odcieniami krytycznych myśli. I jeszcze przeprosił.
Oburzające.
- W porządku - odparł. Nie dodał niczego, by uświadomić Alfreda, że w tej grze proponuje mu coś cenniejsze niż posiadłości i szkatułki. Informacje były czymś bezcennym. Nie dawał ich jednak za darmo.
Dostawał w końcu kolejną wiedzę – o Alfredzie i jego wyborach.
I braku umiejętności ich podejmowania.
- Chciałby, żebym był dla ciebie miły – uznał z rozbawienie, że Alfred mógłby chcieć czegoś takiego.
Zwłaszcza, że Arthur od dawna był dla niego niezwykle wręcz wyrozumiały. Nie, żeby Alfred dawał mu jakiś wybór.
Lepiej było o tym nie myśleć
Arthur spojrzał z namysłem na lodową warstwę alkoholu. Alfreda trudno było znieść słuchając, ale patrząc stawało się to podwójnie trudne. Jego uśmiech wciąż sprawiał, że Arthur miał chęć rzucić mu się do gardła. Znowu.
Nawet teraz, gdy to on kontrolował sytuację; zarówno rozmowę jak i wiele innych spraw.
- Szybka decyzja - uśmiechnął się jakby do siebie. – Dwa do... Powiedzmy, trzech.
Dwa razy Alfred udowodnił, że ciekawość i Arthur liczą się dla niego bardziej niż informacje o które niedawno zabiegał.
- Więc, Francis. Mój mistrz z dzieciństwa był przybyszem z innego świata. Zadaj trzecie pytanie.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySob 11 Lut - 23:05:01

Alfred był bardziej szczęśliwy niż zaskoczony, że Arthur to zrobił. Gdyby był psem, zapewne zacząłby z zadowolenia i ekscytacji merdać ogonem, ale tak tylko pozwolił sobie na wyprowadzający z równowagi uśmiech, którym obdarzył Arthura.
- To dobrze – odparł lekko i dolał sobie wina.
Bawił się przez chwilę lampką w dłoni, przyglądając się ponad szklanym horyzontem Arthurowi. Już nawet nie udawał, że poświęca więcej uwagi scenie.
Alfred udał zaskoczenie. Uniósł brwi, a potem roześmiał się. Upił trochę wina, zwilżył spierzchnięte, blade usta i uśmiechnął się przekornie do Arthura.
- Och, nie. Wręcz przeciwnie. Chcę, żebyś był sobą! – zapewnił go skwapliwie. – Ale moim celem, ani moim hobby nie jest wyprowadzanie cię wiecznie z równowagi, choć wygląda na to, że mam do tego wrodzony talent. Mimo wszystko nie służy to ani nam ani królestwu. – Skinął głową.
Mówił poważnie, choć na twarzy nadal miał łagodny, cierpliwy, uśmiech. Nie zawsze umiał zachowywać pełnię powagi, nie w takich sytuacjach, gdy dyskutowali o tym, że z jakiegoś powodu Arthur strasznie się stroszy na jego uwagi.
Dla Alfreda to było rozkoszne.
Choć chyba nie powinien tego mówić głośno.
- Decyzja…? – Alfred zmarszczył brwi. Gdy zrozumiał cień przemknął przez jego twarz i na moment przygasił jego spojrzenie. Alfred zmrużył oczy. Uśmiech drgnął tylko nieznacznie. Po chwili jednak znowu się uśmiechnął, trochę tylko krzywo. – Rozumiem.
Parsknął.
- Przybyszem z innego świata? Oczekiwałem odpowiedzi, nie bajek. – Pokręcił głową. – Kto zlecił zabójstwo Cate Black?

Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyNie 12 Lut - 19:47:55

Przez krótki moment dyskusja pomiędzy nimi stała się… kuriozalna. Arthur odpowiadał półsłówkami, Alfred – powtarzając je i przedrzeźniając. Niewiele w tym było z głębi i długości cudownie rozwlekłych dialogów postaci, które wkładały w usta postaci z najwyższych sfer autorki, bądź okazjonalnie autorzy, awanturniczych powieści bardzo niskiej jakości. Arthur zaglądał do nich raz czy dwa… parę razy lub kilkanaście… gdy jego, najwyraźniej ludzki i mięsiście zawodny, mózg odmawiał posłuszeństwa i stanowczo domagał się odpoczynku od ciężkich jak małe szafki ksiąg, które miały być o magii, a okazywały się być spisaną w drobnym maczku matematyką, szyfrem w starożytnym języku, bądź po prostu w języku jakiegoś niezbyt elokwentnego, ale najwyraźniej bardzo zagubionego we własnej głowie maga. Życie Arthura było ciężkie, zwłaszcza, gdy składało się w większej mierze z takich właśnie ksiąg, czytanych od nocy do poranku, od poranku do późnej nocy. A gdzieś pomiędzy nimi zaplątały się jedno czy dwa romanse, przeczytane z ironiczną wyższością i jakimiś takimi okazjonalnymi podrywami serca, najpewniej objawem stanu przedzawałowego, a nie, wzlotów i upadków piersiastej młodziutkiej królowej Pik. Wypuszczał powietrze ironicznie nosem. To wszystko.
A teraz był zirytowany. Nie dlatego, że chciałby odbyć z Alfredem książkową debatę pełną romantyzmu, dramatyzmu, tragizmu i innych yzmów. Był zirytowany, bo Alfred ciągnął go w drugą skrajność. Byli odpowiedzialnymi ludźmi – cóż, on był – a Alfred wolał stroić idiotyczne miny i udawać, że kontroluje sytuację.
Nie kontrolował. Arthur mógłby z nim zrobić, co tylko by chciał.
Ale byłoby miło, gdyby Alfred się do tego przyznał. O tak.
I mógłby się nie śmiać. Arthur uśmiechnął się chłodno, przekornie, westchnął.
- Gdybym lubił naprawdę niskie zagrania, mógłbym zauważyć, że zadałeś po drodze dwa inne pytania. Lub, że nie możesz mnie po prostu pytać o nazwiska. Zdecydowanie, Alfred… Nikt nie potrafi nie przestrzegać zasad tak bardzo jak ty.
Jego alkohol wyglądał jak woda, która dopiero zaczęła zamarzać i tak właśnie smakowała. W pierwszym momencie. Później niespodziewanie Burbon palił w język, w przełyk, gardło i żołądek. Człowiek czuł się, jakby wypił łyk wrzącego ognia, a później gorąco uderzało mu do głowy i rozpływało się za moment, jak fala rozbita na brzegach skał.
Pierwszy wydech po wypiciu łyku zawsze zawierał w sobie zimową parę.
- Obecnie to już martwa osoba... Zabawne, z przyczyn naturalnych. Teraz ty mi powiedz, Alfred… - Pauza. – Kiedy zamierzasz rozpocząć przedstawienie? Bo zapewne wiesz, że w takich sytuacjach czeka się na znak od króla. Ach – dodał, jakby coś sobie przypomniał.
- Znacznie bardziej cenię artefakty Trefli. Zwłaszcza złote sztylety o historycznej wartości.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyNie 12 Lut - 20:01:12

- Problem polega na tym, ze wtedy nasza dyskusja najpewniej by się ubrała, a ja nie podjąłbym jej następnym razem. Umiem się cenić – odparł lekko Alfred, mrużąc oczy i posyłając Arthurowi półuśmiech.
Później ten uśmiech rozkwitł w piękny, pełny, promienny wyraz twarzy, który niemal oślepiał swoją bezczelnością. Alfred niedbale przeczesał jasne kosmyki i wygiął się do tyłu, leniwie, przerzucając ramię przez podłokietnik drogiego fotela.
- Jestem chaosem i zawsze nim byłem. Co mogę poradzić – odpowiedział jakże skromnie, pozwalając sobie na lekki śmiech.
Kilka kropel drogiego wina skapnęło na haftowany dywan, którymi wyściełano loże. Alfred zerknął na nie bez większego zainteresowania i machnął niedbale ręką, wykorzystując królewską magię do wyprania dywanu.
Magia była święcie oburzona.
Alfred niezbyt się tym przejął, wracając do sączenia wina, powoli, cierpliwie.
- Nie żyje. Dlatego zaproponowałeś mi informacje właśnie o niej? – Przewrócił oczyma. – Drań. To jak zmarnowane pytanie. Nie będę ofiarował ci rzeczy za marnowanie mojego czasu. – Spojrzał kątem oczu na Arthura i parsknął do lampki.
Przewrócił oczyma.
- Naprawdę? Czy oni nic nie potrafią zrobić sami, oprócz planowania morderstw za moimi plecami? – Westchnął teatralnie. Wstał na chwilę i nadal balansując szkłem w palcach, zbliżył się do balustrady. Wychylił się za nią i wzniósł lampkę w parodii toastu. Skinął głową i cofnął się. Ponownie rozsiadł się wygodniej, podczas gdy światła zaczęły gasnąć.
- To zabawne, prawda? Wypominasz mi moje przywiązanie do Karo, ale sam prezentujesz całkiem żywe zainteresowanie Treflami – obrócił kota ogonem.
W głębi umysłu próbował sobie gorączkowo przypomnieć co do cholery było w królewskim skarbcu.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPon 13 Lut - 4:34:58

Alfred był chaosem. Bardzo wkurzającym, bardzo aroganckim, bardzo złotowłosym i niebieskookim chaosem. Arthur w tym przypadku nie chciał być niczym więcej niż olbrzymią kosmiczną miotłą, ścierką i wiadrem z wodą, które chaos zmieniłyby w błyszczący, spokojny porządek. Tak. Zdecydowanie chciał raz a dobrze zmyć z tej twarzy uśmiech, wypucować, wyprostować, wypracować i odłożyć na swoje miejsce. Czyli głęboko, głęboko w piwnicy, gdzieś pod kluczem.
Ale spokojnie. Wszystko przychodzi z czasem. Tak, właśnie. Czemu się właściwie denerwował?
Odetchnął.
Nie będzie tu siedział i mocował się z myślą, że w sytuacji, w której to on ma prawie wszystko pod kontrolą, to Alfredowi udaje się w jakimś małym, malutkim, zbyt wielkim stopniu, kontrolować jego.
- Marnowanie twojego czasu? Jesteś ponad wszystkim boleśnie głupi i bezczelny.
Przesunął wargą po linii szkła, na jego ustach osiadła odrobinka szronu, która zaczęła topnieć, gdy tylko odsunął od siebie alkohol. Popatrzył na Alfreda krytycznie, wyraźnie tym razem z tego faktu niezadowolony. Przez chwilę nawet się zastanowił, czy nie obrazić się za idiotyczną sugestię, że to Alfred marnuje czas na niego. Zwłaszcza, że to on dowiedział się dziś wielu nowych rzeczy, a Arthur mógł mu niczego nie mówić. Mógł tu nawet nie przyjść.
Kretyn.
Arthur popatrzył jeszcze raz, tym razem pogardliwie i nieco obojętniej.
- Nawet w tym nie są dobrzy – odparł spokojniejszym tonem.
Uśmiech, który następnie pojawił się na jego twarzy, był z rodzaju tych znużonych i pobłażliwych; uśmiech dorosłego godzącego się na towarzystwo drażniącego dziecka na siedzeniu obok.
- Treflami i mnóstwem innych królestw, tych odległych, martwych, potencjalnie istniejących i baśniowych. To nie czyni mnie mniej Pikiem, w przeciwieństwie do twojej miłości do wszystkiego, co wiąże się z wrogim nam królestwem. Choć, sądząc po twoich dzisiejszych wyborach, zaczynam się zastanawiać… czy można o tobie powiedzieć, że masz więcej, niż jedną miłość.
Już na niego nie patrzył, skupiając większość zainteresowania na rozpoczynającym się przedstawieniu.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPon 13 Lut - 6:13:29

Alfred zerknął kątem oka na Arthura. Wiedział, że podjął ryzyko i to duże. Że istniała szansa, że Arthur wyjdzie wymownie, zostawi go, kto wie, może nawet znowu zmusi ich do paru dni ciszy, które dla Alfreda – mimo wszystko – bywały irytującą bolączką. Ale nie mógł się powstrzymać. Nie umiał nie testować Arthura, jego granic, zachowań, mimiki. Teraz go zezłościł. Czym? Lekceważeniem? Czego chciał od niego Arthur? Dobrze wiedział, że Alfred go podziwia i kocha wręcz obsesyjnie. Więc technicznie miał wszystko. Czego mu brakowało? Poddania się? Ale jeśli tak, jeśli chciał poddania, a nie po prostu jego śmierci…
Myśli Alfreda galopowały. Zamyślenie odbiło się w jego spojrzeniu, które błyskało szkłami okularów, odbijających światło sceny.
- Och, nie. Jestem ci wdzięczny – powiedział krótko, obdarzając Arthura uśmiechem z profilu.
Niby ostentacyjnie spojrzał w stronę sceny. Odłożył kieliszek i oparł brodę na dłoni, przyglądając się z umiarkowanym zainteresowaniem pierwszym aktorom, którzy rozpoczynali przedstawienie. Kuglarska magia, którą znał z dzieciństwa raczej nie miała wstępu na takie salony.
- Trefle wcale nie są bardziej przyjazne – zauważył Alfred. – To zabawne, że ze wszystkich królestw – byłych i minionych, dyskredytujesz tylko to jedno, prawda? – Uniósł brwi. Cień uśmiechu przemknął przez jego wargi.
Drgnął. Sam także nie patrzył teraz na Arthura, choć na moment jego spojrzenie musiało uciec w stronę maga. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku i zmrużył oczy, rozumiejąc do czego nawiązuje Arthur. Wrócił spojrzeniem do przedstawienia i dał sobie chwilę. Turkusowy ogień zaczął tańczyć przed widzami, kształtując się w sylwetki i epicką historię, najpewniej związaną z historią pików.
- A ty kochasz kogoś poza sobą? – spytał Alfred. Nie ostro, nie złośliwie – raczej prosto.
Czy ludzie, którzy próbowali go mordować kochali kraj? Kochali kogoś ponad siebie?
Alfred kochał ludzi, ale nie chciał pionków, nie chciał nici. Był na te wszystkie szkopuły zbyt niecierpliwy.
Ale czy aby na pewno? Słowa Arthura zasiały w nim ziarnko niepewności.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPon 13 Lut - 18:06:34

„Wdzięczność” zabrzmiała w ustach Alfreda wyjątkowo kpiąco, tak, że Arthur uśmiechnął się mimowolnie. Dobry żart, powiedział ten uśmiech i jego spojrzenie i cała reszta jestestwa zresztą też. Pochylił się nad stolikiem, by sięgnąć po zostawioną tam chwilę wcześniej szklankę, po czym znów rozsiadł się w fotelu, nie w tyle sposób wygodny, co elegancki. Może trochę teatralny.
Może, cholera, faktycznie oglądał zbyt wiele Francisa jako dziecko i tak mu się to jakoś rzuciło na mózg.
Nie odpowiedział niczego, nie było sensu się do tego zniżać, kiedy równie dobrze mógł postawić Alfreda w pozycji, która zmusiłaby go do podtrzymania rozmowy.
Alfred rozmowę podtrzymał po swojemu, jeszcze gorszą uwagą niż poprzednio. A Arthur poczuł, że teraz jest prowokowany jeszcze usilniej niż do tej pory. W takim wypadku zachował spokój.
- Ty i to twoje uwielbienie do opowiadania rzeczy, które się nie wydarzyły i opinii, które nie istnieją… Chyba pominąłeś się z powołaniem. Powinieneś pisać gazety.
Ale nie wytłumaczył się w inny sposób, bo zazwyczaj nigdy tego nie robił. Gdyby tak się zastanowić, to Arthur wyjątkowo rzadko mówił cokolwiek o sobie, nigdy nie odpierał zarzutów, a jeśli już coś mówił, to kłamał. Dopiero dzisiaj pierwszy raz zaproponował, że odpowie na jakieś pytania. I odpowiedział. Alfred to zniszczył, nie uwierzył na dodatek, ale tym już Arthur się nie przejmował. O to, za kogo ma go Alfred, już w tym momencie się nie martwił.
Miał dosyć tłumaczenia się jego ojcu.
Miał zresztą dość podchodzenia do tego tak poważnie.
- Nie. Ustaliliśmy już kiedyś, że śpię na łożu z czaszek ludzi, których omamiłem i zamordowałem, gdy najbardziej mi wierzyli, ponieważ jestem groźnym, przebiegłym psychopatą ogarniętym rządzą władzy i marzeniem o posiadaniu korony.
Uśmiechnął się kąśliwie.
- A ty mimo to to ty masz… obsesję. Nie ma sensu udawać, że jesteś dobrą osobą, Alfred. Nieistotne, jak zły jestem naprawdę, jesteś o stokroć gorszy, bo mnie podziwiasz.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPon 13 Lut - 18:15:18

- Znudziłbym się po tygodniu. Może szybciej – odparł Alfred całkiem poważnie, przyglądając się tańczącym ogniom, przybierającym sylwetki wojowników na skrzydlatych bestiach z dawnych czasów – jednorożcach, chimerach i gryfach, które już dawno odeszły w zapomnienie. No, może nie licząc skrzącego się różem rumaka Arthura.
- Zresztą to nie było stwierdzenie, to było pytanie. Mówimy cały czas o mnie i moim uczuciu względem ciebie. A ty? – Alfred odwrócił twarz odrobinę w stronę Arthura. Z część jego oblicza padał cień, na drugą część światło, przez co skóra wydawała się jeszcze bledsza. W półmroku skrzyły się oczy Alfreda, jasne jak zawsze.
Nie pytał złośliwie, nieuprzejmie czy wrednie. Z ciekawością? Może. Nie z zazdrością.
- Oczywiście nie musisz mi odpowiadać, ale nie bierz tego za przytyk… - Alfred urwał i obrócił się z powrotem w stronę sceny. – Wbrew pozorom tym razem to nie był przy tyk – dodał.
Zastanowiło go, czy Arthur wziął go do siebie, bo tak często Alfred snuł o nim podobne wizje, czy chodziło o coś innego. Alfred oparł głowę o dłoń i przyglądał się scenie walki, która rozpierzchła się na tysiące małych ogników i iskier. Zrozumiał, że już kiedyś widział coś podobnego. Drgnął.
- Och, naprawdę… - parsknął. – Mało zręcznie dobrany repertuar po tym, co mi ostatnio zafundowałeś… - Uśmiechnął się lekko, ale nie obrócił się do Arthura. – Łóżko z czaszek brzmi całkiem stylowo. Pasuje ci. I… Czemu? Podziwiam w tobie coś, czego sam nigdy nie poznam i nie posmakuję. To chyba normalne. Ludzie często tęsknią za zrozumieniem czegoś, czego nie mogą nigdy zrozumieć.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPon 13 Lut - 22:50:40

„Moim uczuciu względem ciebie…”
- Boisz się dać temu imię.
Faktycznie ciekawe. Alfred chyba nigdy nie powiedział mu tego, co czuje wprost. Arthur początkowo niczego nie dodał, wydawało się, że albo w ogóle nie dosłyszał pytania, albo postanowił je zignorować. Patrzył się na przedstawienie, w jego nieruchomo utkwionych w jednym punkcie oczach odbijały się barwne ognie, cienie i światła przemykały mu po twarzy. Wyczuwał ruchy Alfreda i jego spojrzenie, jakby był bliżej niż o odległość stołu. Nie zwracał jednak uwagi.
- Motywy antyczne, bestie i sztuczki – stwierdził, ignorując poprzedni temat. – Oto zmarnotrawiona magia w stylu Karo. Musisz pogratulować kapitanowi statku, Alfred. Choć nie wszystko jest jego zasługą, to najwyraźniej dał rozkaz, by jak najbardziej cię zadowolić.
Coś w widoku magii używanej w przedstawieniach zawsze trochę go odstręczało. Magicy, pracownicy trup, cyrków i innych skupiających się na dostarczaniu rozrywki show, sprawiali, że poważana, tajemna i starożytna moc dostawała oblicza zabawki do zaspokajania mas. Arthur zamierzał zakazać takich przedstawień, gdy zostanie królem.
Odetchnął powoli, poruszając się w fotelu po dłuższym momencie sztywnego wpatrywania się w scenę. Chciałby móc bawić się tymi widokami jak inni ludzie, chciałby nie odczuwać dziwnego niepokoju. Ciekawe, co Alfred sądził o show… Choć jemu było obojętne wszystko, co nie tyczyło się jego ukochanego obdartego, śmierdzącego plebsu.
Wysłuchał komplementu.
- Nie, to dalekie od normalności. Nie znasz mnie – uśmiechnął się. – Więc… Podoba ci się przedstawienie?
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyWto 14 Lut - 0:29:54

- Nie widzę potrzeby tego definiować – odparł Alfred.
Tak. Bał się. Cokolwiek by nie powiedział, czegokolwiek nie użył, czuł, że Arthur złapie go za słowo. A może powie mu prosto w twarz jego obawy i lęki. Zakłuje dotkliwie. Zirytuje, Sprowokuje. I znowu wyjdzie zwycięsko. Na to Alfred nie chciał mu pozwolić. Nie tym razem. Ostatnio zbyt często podobnie kończyły się ich starcia. Teraz więc próbował był siłą spokoju. Cholernym kwiatem lotosu. Czymś, czymkolwiek, co oprze się nacierającej na niego, lodowatej fali Arthura.
Głównie dlatego, że chyba tym też go irytował. Więc wzajemnie – po prostu – próbowali się wściec.
Zdrowe, adekwatne relacje.
- Magia nigdy nie jest zmarnowana. Nie istnieje, by tylko tworzyć napompowane, butne rzeczy. Czasami chce być lekka i zabawna – odparł spokojnie Alfred.
Właściwie chyba rozbawiło go, że Arthur znowu nawiązał do karo. Nie umiał tego wyjaśnić, ale coś w tym wszystkim go… Rozczuliło. Popatrzył na Arthura i celowo wyczarował kilka mydlanych baniek, które otoczyły Arthura, lewitując leniwie tuż przed jego twarzą. Alfred szybko wrócił spojrzeniem do sceny.
- Ale nie, nie podoba mi się – dodał bez ostrzeżenia, rozwlekając odpowiedź na słowa Arthura.
Zakłuło go to, że Arthur znowu naciskał, jak Alfred go nie zna. Wyczuł w Arthurze coś z obruszonego kota mimo jego szczerych słów. Nie miał jak go do siebie przekonać i choć było to frustrujące, postarał się cierpliwie przejść o krok dalej, choć Arthur i tak pewnie tego nie doceni. Może wręcz przeciwnie – chciał tego wybuchu.
- Gdyby pozwolili magii na swobodę i swawolność byłoby ciekawiej. Magia to nie błyskotka, żeby ją szlifować i polerować, a potem wystawiać na podziw. Powinna być wolna, chociaż trochę. Wiesz…
Zrobił krótką pauzę.
- Taka jest magia ludzi, którzy nigdy nie mogli się jej w pełni nauczyć. Nikt ich nie kształtował. To ciekawe w jakie formy potrafiła się przerodzić, każda w inną… - urwał.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyWto 14 Lut - 20:04:20

- Właśnie o tym mówię. – Nie dał za wygraną Arthur. – Przyznałeś mi się. Ujawniłeś. A jednak panicznie boisz się nazwać to, co jest faktem.Wszystko to niezainteresowanym, cichym, na wpół uważnym tonem, z twarzą w kierunku sceny i z rozluźnioną pozą. To nie on był tutaj tym, który powinien się spinać, denerwować, bać. Alfreda miały zaboleć jego słowa.
I to Alfred nie mógł zranić go w zamian, bo och, to dopiero zabawna sprawa – nawet jeśli miał w rękach jakieś argumenty, to sam je sobie odebrał, gdy pokazał, że chce Arthura. Bo przecież zabierając mu coś, musiałby odebrać go samego sobie. A chciał trzymać go blisko siebie i robił to pomimo wszystko i wszystkich.
Teraz Arthur faktycznie zaczął się rozluźniać… Był na wygranej…
A niech go cholera. Tego irytującego, idiotycznego kretyna.
- Królewska Akademia również stawia na indywidualność. Ale dawno przestałem oczekiwać, żebyś to zrozumiał.
Jeszcze tylko osiem miesięcy, a potem…
Arthur poczuł prześlizgujące mu się pod skórą zaklęcie. Odetchnął, niczego nie mówiąc, bo tym razem świadomie sprawił ból sobie i powiadomił Alfreda ukłuciem jego tatuażu – co dokładnie myśli na temat jego głupoty.
Oczywiście, że Alfred musiał mieć idiotyczne i niebezpieczne poglądy na wszystko, co było ważne. Arthur odetchnął, ale nie zamierzał z nim o tym dyskutować. Wpatrzył się w przedstawienie, które nie było pocieszającym widokiem, milcząc i czując jak to milczenie niewygodnie prześlizguje mu się po głowie. Jakoś obecność Alfreda była jeszcze wyrazistsza, gdy nie zamierzało się zwracać na niej uwagi.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyWto 14 Lut - 21:28:47


- Czemu ci tak zależy, żebym to nazwał? – spytał Alfred, patrząc na Arthura kątem oka. – Z tego co widzę, bardziej cię to irytuje, a z drugiej strony ciągle do tego wracasz…
Alfred pozwolił sobie na półuśmiech, ledwie widoczny w otaczającym ich półmroku. Wyczarowane przez niego bańki skrzyły się lekko od światła sceny, zanim nie pękły, opadając na Arthura złocistym, wymownym brokatem.
- Może to ty powinieneś nazwać swoje uczucia wobec moich uczuć? – podsunął. Trochę z przekory, trochę z żartu, a trochę z niewybrednej i mało subtelnej prowokacji.
Nie umiał się powstrzymać.
Co nie znaczyło, że nie docierały do niego zawoalowane słowa Arthura. Po prostu na nie odpowiadał. Nigdy do tej pory nie wstydził się tego, co czuje wobec Arthura, choć teraz czuł, że w jakiś paradoksalny sposób faktycznie się zdradził. Wszystko przez to, że Arthur tak to przedstawiał. Ale chyba chodziło o coś więcej. Kirkland faktycznie był niebezpieczny. Mogło go bawić uczucie Alfreda, dlatego tak na nie naciskał, ale mogło nie być za tym nic więcej. I co wtedy? Coś w żołądku Alfreda przewróciło się nieprzyjemnie na taką głupią myśl.
- To nie to samo. Nadal w wielu zabija kreatywność. Ci ludzie muszą sami wymyślać jak chcą wykorzystać swoją magię. Nie mówię, że szkoły są złe, ale powinieneś zniżyć się do ich poziomu. Zobaczyć jak dziwnie rozkwitła ich magia. Interesują cię takie zagadnienia… To po prostu może okazać się warte twojej cennej uwagi – zauważył lekko Alfred, posyłając Arthurowi nieco przekorny uśmiech.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySro 15 Lut - 15:19:35

- Nie mam z tym problemu.
Arthur siedział profilem do Alfreda, jedną dłonią wciąż trzymając szklankę, ale jakby już o niej nie pamiętając. Po jego włosach, po twarzy i ciele barwne światła przemykały, przesuwały się, przepływały, opadały i tańczyły, kurcząc się, rozszerzając i kręcąc w dziwaczne kształtny barwnego i niesamowitego przedstawienia, które oglądali. Historia opowiadana bez słów, tylko muzyką i teatrem świateł, kolory ożywające w sylwetki stworzeń, od olbrzymich pustynnych niedźwiedzi, przez gwiezdne ptaki pików, płynące w powietrzu seledynowe, srebrne, szkarłatne ławice burzoryb. Zwykle przed zniknięciem zwierzęta skakały, podlatywały, podpływały do loży, pyszniły się przed nimi, utkane z magii fałszywe feniksy rozpościerały skrzydła, gibkie koty-kemeleony wyginały grzbiety, smoki ryczały groźnie prosto w ich twarze, cieniste myszy przemykały po barierce, a w dole, na scenie, utkani z tęczy i magii Tancerz i Tancerka, tańczyli, rozlewając w tym tańcu kolory, z których powstawały kolejne niezwykłe stworzenia.
- Pogardzam nimi. Wydają mi się zabawne. Okropne. W pewnym stopniu mnie niepokoją i złoszczą, choć jednocześnie je rozumiem… Nie jesteś pierwszy. Nie jesteś też pewnie ostatni. Chcę od ciebie, żebyś to powiedział, Alfred i żebyś wiedział, że ich nie odwzajemniam i nigdy nie będę.
Szmaragdowozielony prześlizgnął się wokół jego lewego ramienia, smuga światła okręciła się, sięgnęła aż dłoni, w której trzymał kryształ, a później wąż spojrzał mu w twarz, zasyczał miękko i rozpłynął się jak ostatnie światło po zachodzie słońca.
Arthur poczuł, że ma dosyć. Alfreda i jego prowokującej, irytującej gadaniny, Alfreda i jego twarzy, Alfreda i jego opinii, przedstawienia i wszystkich ludzi. Chciał znaleźć się tam, gdzie władza będzie znów należeć do niego i upewnić się, że to, co do niego należy, nie ma zamiaru odchodzić. Odetchnął, już niczego nie odpowiadając. Później jakby uśmiechnął się, skinął głową i wstał. Nie z oburzeniem, nie tak, jakby miał zaraz trzasnąć drzwiami. Raczej dyskretnie i nawet z pewnym rodzajem szacunku, świadomy, że jakieś oczy zawsze będą obserwować to, co dzieje się blisko Króla Pik, nawet, gdy tyle innych świecidełek próbuje odwracać od tego uwagę.
Zwrócił się do Alfreda i ukłonił się leciutko, a później podszedł i pochylił się nad nim delikatnie.
- Jesteś teraz u moich stóp. Docenię, jeśli klękniesz przede mną naprawdę i to przyznasz – uśmiechnął się lodowato. Najbardziej irytowało go, że to nie była w pełni prawda. Mogłaby jednak nią być – gdyby tylko Alfred wreszcie w to uwierzył. Gdyby przyznał i się poddał.
A Arthur, na ile go poznał, wiedział, że Alfred ulega we wszystkim, dopóki to nie będzie coś faktycznie istotnego.
- Sam dobrze wiem, co jest warte mojej uwagi. Dobrej nocy, Alfred.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyCzw 16 Lut - 9:13:58

Alfred wysłuchał spokojnie całej litanii rzeczy, które Arthur odczuwał wobec jego uczucia. Zauważył, że mag nie odniósł się do jego osoby, a raczej do tego, co Alfred czuł wobec Arthura. Zastanowiło go to. Mogło nie mieć znaczenia, ale mogło też nieść ze sobą coś więcej. Alfred spojrzał badawczo na profil Arthura, przez który przemykały barwne cienie i pół-blaski, feerią kolorów rozlewając się po obliczu potężnego maga.
- Niepokoją i złoszczą – odparł cicho Alfred. – Ciekawy dobór słów.
Zastanawiał się, czy gdy jakaś dziewczynka wyznała Arthurowi miłość w młodości czuł się tak samo, czy jednak były to odczucia zarezerwowane tylko dla niego. Wtedy czułby się… Jak? Źle?
Nie. Właściwie to lepiej. Bo byłby inny od wszystkich innych. Co mu się nie spodobało, to podsumowanie Arthura. Że nie jest pierwszy.
- Więc na każe uczucie wobec siebie drugiej osoby tak reagujesz? – spytał po prostu.
Równie dobrze można to było wziąć za pytanie retoryczne lub kpiące, ale Alfreda naprawdę to zastanowiło. Z dwóch powodów. Pierwszy – to ciekawe, interesujące. Drugi – ważniejszy – Alfred musiał być inny od reszty. I już.
Arthur wstał. Alfred drgnął. Miał ochotę go zatrzymać. Kazać mu zostać. Przecież był królem. Nie ruszył się jednak. Wiedział, że to nic nie da. I tak dzisiaj już nie zostawił Arthurowi wyboru, podpuścił go, by ten zasiadł obok niego na loży. Zauważył, że Arthurowi chyba nie do końca było to w smak. Potem zirytowały go słowa Alfreda. To nic nowego, ale jednak…
Alfred przyglądał się Arthurowi bez słowa. Jego gestom i zachowaniu.
Mimo wszystko. Był królem.
„Jesteś teraz u moich stóp.”
Alfred podniósł wzrok. Jego oczy błysnęły z czymś, co na pewno nie było podnieceniem ani zainteresowaniem. Nie było też strachem czy irytacją. Może mieszanką niektórych z tych odczuć, ale nie jednolitym, jasnym przekazem.
- Ale to ja jestem królem – odparł cicho Alfred.
Zadbał o to, by Arthur go usłyszał.
Naprawdę nie umiał trzymać języka za zębami. Gdy jednak Arthur ostatecznie go opuścił, Alfred mógł przestać uważać i zacisnąć mocniej palce na podłokietnikach fotela.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyCzw 16 Lut - 22:32:25

Alfred był królem.
Arthur często o tym zapominał. Arthur zapominał o wielu rzeczach, zwłaszcza od chwili, gdy odkrył uczucie Alfreda wobec siebie. A Alfred już kiedyś zauważył, że mógłby ich zamknąć w pętli czasowej, w niekończącym się dniu wojny. I choć Arthur nie raz zdawał się uważać go za niezrównoważonego, nigdy nie brał jego słów na poważnie. Alfred na początku niewiele sobie z tego robił, ale każdy w końcu przekroczy granicę jego cierpliwości. Arthur zrobił to wtedy, na balkonie. Może chciał go po prostu zranić. Może sam wcale tak nie uważał i był świadomy zagrożenia ze strony Alfreda. Ale wypowiedział takie a nie inne słowa. Alfred uznał, że Arthur zapomniał i należy mu przypomnieć.
Bo Alfred nie był tylko beznadziejnie zakochanym psiakiem. Był kimś, kto poderżnął gardło własnemu ojcu.
Nie był kimś, kto kiedykolwiek zamierzał być u czyichś stóp.
Mimo to był cierpliwy. Dotrwał do końca przedstawienia. Obserwował połykaczy magicznego ognia, którzy epatowali potem płomieniami liżącymi ich skórę. Przyglądał się śpiewaczce, która plotła zaklęcia w dźwięku swego głosy, malując piękne, tęskne krajobrazy. Dopił do końce butelkę wina, czując jak alkohol szumi mu w głowie. Przy wyjściu zamienił kilka słów z paroma ważnymi osobistościami. Wszystko szybko, może trochę niecierpliwie, ale jednak – nie zostawiał ich bez słowa. Wiedział, że musi sprawiać dobre wrażenie. Poza tym i tak nie mógł wprowadzić w życie swojego planu tak od razu.
Musiał poczekać.
Ta noc była inna od wszystkich, które dotąd spędzili ponad chmurami. Zniżając się i przygotują do lądowania, półmrok rozpraszała łuna ciepłego, miękkiego światła, która złotą poświatą wpadała przez okna do kajut powietrznego statku. Cisza, głęboka i bezpieczna, wypełniała korytarze w cichym szmerze stękającego olinowania. Alfred stanął przed spokojnie przed drzwiami prowadzącymi do komnaty Arthura. Drogie drewno połyskiwało złotymi wykończeniami, skrzyło się od wypełnionego granatową emalią zmieszaną z gwiezdnym pyłem pika. Alfred uśmiechnął się szerzej i przeciągnął. Rozciągnął ręce, splatając razem palce.
A potem zapukał. Spokojnie.
W tym czasie drugi Alfred przemykał po ścianach, w cieniach, poprzez które przeskakiwał. Zatrzymał się przy miejscu, gdzie bariery otaczające sypialnie Arthura wydały mu się najcieńsze. Opukał je dokładnie, przesunął dłonią, czując drżenie magii pod opuszkami palców. Pięknej, potężnej, szmaragdowo-złocistej magii. Odetchnął nią mimowolnie, choć to nie był czas ani miejsce. A potem skoczył, próbując przerwać jej sieć i wedrzeć się do środka.
Alfred czuł obie te chwile równocześnie. Ta druga zabolała go bardziej niż pierwsza, choć obie wersje były mniej rzeczywiste niż prawdziwy Alfred, który przerwał wszystkie postawione przed nim bariery w ciągu zaledwie sekund znalazł się w sypialni Arthura dla odmiany nie ubrany w królewski (jego) jasny błękit, a ciemny, nocny granat, który iskrzył się gwiazdami, wszyty w materiał koszuli. Kamizelkę i spodnie miał czarne, płaszcz, który tylko krępowałby ruchy, zostawił oczywiście w swojej komnacie. Zamiast tego pojawił się tuż za wstającym z miejsca Arthurem, nie dając mu nawet czasu na reakcję. Jak cień, bo z cienia Arthura wyrósł, pojawił się tuż za jego plecami. Nabrał kształtu, solidnej formy, jego ciepły oddech połaskotał odsłoniętą szyję Arthura, pod gardłem zaś pojawiło się wykute z brązu, zaklęte w diament ostrze o prostym kształcie, funkcjonale, śmiertelnie ostre, ozdobione pojedynczym szmaragdem wyciosanym w kształt trefli. Skromne na zewnątrz, ale nawet nie-mag wyczułby pulsującą od niego, gęstą i mroczną magię, paskudzącą rany, znaczącą ślady po ostrzu zgnilizną, rozpadem, tysiącami lat starzenia się w jednej sekundzie, w mrugnięciu oka.
- Witaj, Arthur – mruknął cicho Alfred do ucha Arthura. Przyłożył palące ogniem ostrze do gardła Arthura tak delikatnie, że nie zostawił na bladej szyi nawet rysy. – Pragnąłeś tego ostrza, prawda?
Idealny tekst na podryw.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPią 17 Lut - 16:30:04

Arthur wyczuwał zbliżającego się Alfreda już z daleka. Leżąc, w połowie pogrążony we śnie, z oczami zamkniętymi i uspokojonym oddechem, pozwalał swoim zmysłom sięgać nieco dalej, niż w normalnie. Gdy był w pełni świadomy, trzymał je przy sobie, ale teraz, gdy i tak nie zawracały mu uśpionych myśli, wędrowały jak spuszczone ze smyczy psy. Słuch zaplątał się parę pięter niżej, gdzie wśród szemrzącej, hałasującej maszynerii, mechanicy sięgali po swoje narzędzia, pili, rozmawiali, a ich otwarte umysły były w podobnym stopniu nieistotne, co tematy rozmów.
Wzrok przemykał korytarzami, mimowolnie zerkając do niechronionych pokoi, odbijając się od drzwi ludzi, którzy potrafili się skutecznie przed takimi drobiazgami bronić, czucie wydostało się gdzieś poza statek i leciało przylepione do kadłuba. Arthur wzdrygnął się i zadrżał z zimna, pęd wiatru wepchnął mu się do gardła.
Strzępki, urywki, ludzi i rozmów i pokoi, tutaj pukiel włosów, tam oświetlona tanim światłem książka, czapka na głowie kapitana, krócej niż sekunda, mniej niż dźwięk – ale nie do końca.
Jego najważniejszy zmysł, silniejszy i zawsze bardziej skupiony niż zazwyczaj, towarzyszył Alfredowi. Powieki Arthura drgnęły, wargi wykrzywiły się ironicznie. Alfred znowu rozdzielił się na cały statek, Alfred sięgał w zakamarek każdego miejsca. Wszystko było z nim połączone, więc tym łatwiej było wiedzieć, że się zbliża.
Nawet nie próbował być dyskretny.
Już prawie tu był. Jedno skupisko magii, pod drzwiami – Arthurowi mignęła w ciemności biała, rozświetlona, nieprawdziwa pięść zbliżająca się do drzwi, by zapukać – drugi po innej stronie korytarza. Arthur westchnął przez sen i zrozumiał, że czas się obudzić.
Otworzył oczy i spojrzał w sufit, czując znajome już znużenie i irytację, pomieszaną też z cieniem satysfakcji. Więc Alfreda bolało na tyle, że postanowił rzucić wszystkim i zrobić to samo, co zawsze, włamać się, bez krzty finezji, idiotycznie.
Rozległo się pukanie. Arthur przewrócił oczami, doskonale wiedząc, że Alfred tylko próbuje odwrócić jego uwagę. Tak naprawdę, czy mu się otworzy drzwi, czy nie, pojawi się od lewej strony, poprzez ścianę. Co za oczywisty kretyn.
Arthur podniósł się powoli, wciąż nieco senny i oszołomiony. Zmysły powoli do niego wracały, skupienie się na jednym punkcie zawsze było w pierwszym odruchu nieprzyjemne. Odetchnął w taki sposób, który zabrzmiał jak kpina i przekleństwo w jednym. Zapytałby, kto śmie mu przeszkadzać, ale wiedziałby nawet, gdyby nie był jednym największym magiem swojego pokolenia.
I wtedy poczuł na gardle ostrze.
No dobrze, jeszcze nie wtedy. Najpierw – drgnięcie magii za swoimi plecami, tak jakby powietrze w jednym miejscu zagęściło się, zafalowało i wybuchło, sprawiając, że co mniejsze włoski na jego ciele stanęły dęba. Jednocześnie gęstość przekształciła się w formę i wtedy Arthur zamrugał. Przez jego myśli przemknęło przekleństwo, zaskoczone pytanie bez słów, bo już wiedział i rozumiał, co wydarzy się w następnych sekundach. Później poczuł znajomy zapach, bliżej nienazwany, specyficzny, czasem narastający, czasem składający się z jednego składnika mniej lub kilku więcej. Generalnie, zapach składający się na Alfreda.
A później poczuł też całą resztę Alfreda przyklejającą mu się do nagich pleców.
Dopiero później poczuł na gardle ostrze.
Mimowolnie zesztywniał. Zdał sobie sprawę z tego, że napiął mięśnie, wyprostował plecy i wstrzymał oddech dopiero po chwili, gdy było już za późno, by ukryć sekundy zaskoczenia. Nawet jego wnętrzności wydawały się napiąć, tak delikatnie, niemal nieprzyjemnie i dziwnie. Pieprzony Alfred.
Cholerny, pieprzony Alfred. I co to za kretyńska rzecz do powiedzenia.
Przez trzy albo cztery sekundy Arthur milczał. Wiedział, jaki sztylet niemalże dotyka jego gardła równie dobrze, co wiedział, co za klatka piersiowa przyciska mu się do łopatek. Choć w jakiś sposób poczuł się dziwnie… Spodziewał się, że będzie twardsza, bardziej umięśniona. I czemu w ogóle się czegokolwiek spodziewał?
W końcu parsknął cicho, co zabrzmiało po części jak kolejne westchnienie. Odchylił głowę, przymknął oczy i poruszył się, po raz pierwszy. Oparł się o Alfreda.
- Ty żałosny idioto – mruknął potępiająco, zły, zirytowany, jakkolwiek to nazwać, był rozdrażniony i nie zamierzał kryć się pod płaszczykiem uśmiechów. Nie tym razem, bo Alfred nie miał prawa go oszukać, przyjść, grozić mu… i to do łóżka.
Arthur otworzył z tej irytacji oczy. Pomyślał o ostrzu i od razu uznał, że nie zrobi mu krzywdy. Właśnie o to chodziło, Alfred się zdradził; nie zrobi mu krzywdy. Nawet jednej szramy, bo w przypadku tej broni jedna szrama byłaby o jedną za dużo.
Ale broń i tak pozwalał mu kontrolować sytuację. Arthur skrzywił się z niezadowoleniem.
- To nie jest nawet na tyle zabawne, żebym zniżył się do odpowiedzi.
Nie poruszył się. Do tej pory jedyną rzeczą, którą zrobił, było oparcie się o Alfreda, co faktycznie było wygodniejsze, ale, przede wszystkim, chodziło mu o kontrolę. Musiał ją jak najszybciej odzyskać, bo każda sekunda tej sytuacji napełniała go co raz większą złością.
- Obaj wiemy, że nie narazisz mojego ciała na jakiekolwiek zniszczenie – wytknął z pogardliwym rozbawieniem, które tylko jeszcze bardziej rozpaliło niebezpieczną iskrę w jego głosie.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPią 17 Lut - 18:13:09

Alfred nabrał rzeczywistych kształtów i dopiero wtedy poczuł ciało Arthura, przyciskające się do jego ciała. Napierał klatką piersiową na jego plecy, rozwiał jedną myślą pozostałe manifestacje, które przemknęły otworem, jaki sam wyciął w tkaninie rzeczywistości. Teraz był tutaj, tuż za Arthurem. Realny i namacalny, łaskoczący oddechem jego szyję, z ostrzem, które jednym skaleczeniem mogło skazać człowieka na wieczne, niewyobrażalne cierpienia larw rodzących się w nigdy nie gojącej się ranie. Taka była magia trefli, obrzydliwa, potężna i niepokojąca, a Alfred zaciskał teraz palce na jej przedstawicielu, na chłodnym sztylecie o rozgrzanym ostrzu, o którym nawet by nie pomyślał, gdyby nie sugestia Arthura kilka godzin wcześniej.
Wyczuł zaskoczenie i poczuł nieskrywaną przyjemność. Pewny siebie Arthur musiał stanąć przed faktem dokonanym, przypomnieć sobie, że Alfred nie jest tylko głupim, młodym królem. Że jakoś dostał się do pałacu, jakoś poderżnął gardło potężnemu królowi. I nie, nie mógł tak po prostu wejść do jego komnat i to zrobić.
Stary król był zawsze czujny.
Gdy Arthur odgiął głowę do tyłu, opierając się o jego klatkę piersiową, Alfred skinął głową ku niemu, patrząc na tę bladą twarz, oświetlaną nikłym, złocistym światłem.
- Ciebie też miło widzieć, Arthur – odparł niezrażony. Słowa Arthura, choć nieprzyjemne jak zawsze, traciły na mocy, gdy ten dał się zaskoczyć.
Alfred czuł w nich raczej złość i irytację.
„Bo nie jestem u jego stóp” zrozumiał i chciał się niemal roześmiać.
Kochany, ale jednak trochę naiwny Arthur.
- Obaj wiemy, że prędzej działam niż myślę – poprawił Arthura Alfred. – Jeśli to cię pocieszy, potem byłoby mi bardzo, bardzo szkoda.
Nie rozluźnił nacisku, nie opuścił dłoni. Podążył ostrzem za szyją Arthura.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyPią 17 Lut - 18:49:22

Arthur nie bał się rany, mógłby zmierzyć się z Alfredem na refleks i spróbować uciec, albo, cóż, miał w głowie około trzech możliwych scenariuszy. Nie wybrał żadnego nie z powodu ryzyka, ale dlatego, że to byłoby poddanie się iluzji. Iluzji zagrożenia, iluzji kontroli nad inną osobą. A Alfred nie miał nad nim żadnej władzy.
Żadnej.
Arthur odsłonił wyzywająco szyję.
Gdy Alfred mówił, jego oddech dotykał ucha mu policzka, tak, jakby to był oddech nie człowieka, ale smoka; silny, rozgrzany, ostry. Jego pierś drgnęła, jakby od śmiechu. Pewność siebie i kpina, arogancja i idiotyczna odwaga. Arthur opanował swój własny oddech, który od początku nie zdradzał objawów paniki, ale mimo to był nieco szybki, płytki, niemal ostrożny.
- Mam wątpliwości co do twojego myślenia – warknął, pozwalając Alfredowi obserwować swoją szyję, czuć swoje ciało i słyszeć oddech. Był niezadowolony, ale mimo to musiał atakować dokładnie tak, jak potrafił najlepiej; cichą prowokacją, opanowaniem, wyższością. A jeśli Alfred jednak zrobi mu krzywdę – nie, nie zrobi.
Swojemu ojcu od razu podciął gardło. Tutaj… był tutaj, żeby się popisać.
- Głupi mały chłopiec. Więc przetnij mi skórę. – Wygiął wargi w pogardliwym uśmiechu, oblizał je, a później poruszył się stanowczo, jakby chciał samemu rzucić się na ostrze. – Albo poderżnij gardło. Żałuję, że wyrwałeś się o trzy sekundy za wcześnie. Niewiele mi brakowało, żeby wycisnąć z ciebie oddech.
Nagle sam odetchnął ciężej, po czym jakby minimalnie się uspokoił.
- Albo i nie. Przecież nie przyszedłeś tutaj, by zrobić cokolwiek…

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySob 18 Lut - 0:28:14

- To nic nowego, prawda? – zauważył lekko Alfred. Słowa Arthura były ostre jak szpilki, ale w tej chwili Alfred napawał się sytuacją. Pokazał Arthurowi, że może go zaskoczyć i choć mag mógł zachowywać się tak, jakby zagrożenie nadal nie istniało, obaj wiedzieli, że przypomnienie się udało. Arthur na moment dał się zaskoczyć, zesztywniał. To, że teraz Alfred przyniósł taką, a nie inną broń, nie oznaczało, że kiedyś zaskoczy go z czymś niebezpiecznym, ale nie mogącym zabić. Za to mogącym… Kto wie. Zamknąć?
- Arthur, naprawdę chcesz, żebym miał potem wyrzuty sumienia, co? – Alfred westchnął. – Nie umiesz przegrywać – podsumował. Uśmiech, nie kpina, ale rozbawienie odbiło się w jego głosie. Pogładził płaską stroną sztyletu gardło Arthura. Zrobił to szybko, w mgnieniu oka i bez ostrzeżenia. Z zadartą głową w pierwszej chwili Arthur mógł poczuć tylko rozgrzany metal. Dopiero w drugiej chwili zdać sobie sprawę, że nic nie przecina jego skóry.
-Żałujesz wielu rzeczy, prawda? Że nie przewidziałeś mojego pojawienia się, że nie przewidziałeś, że jednak nie będę słaby. Że nie przewidziałeś mojego uczucia. Nie przewidziałeś mojego przyjścia tutaj. Nie zauważasz pewnego wzorca, Arthur? – Alfred mruknął mu do ucha.
Oparł na chwilę czoło na jego włosach, odetchnął ich zapachem, wonią starych ksiąg, która osiadła na ciemnych, złotych kosmykach.
- Możesz patrzeć na mnie z góry, być krok przede mną w wielu sprawach i rozgrywkach, a jednak zawsze cię wyprzedzę i zaskoczę. To musi być frustrujące dla kogoś tak potężnego jak ty. Dla kogoś z planem, którego nie może ziścić.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySob 18 Lut - 18:08:46

- Jeśli nie zidiociałeś do reszty, będziesz chociaż udawać, że je masz.
Przez sekundę myślał, że udało mu się sprowokować Alfreda i, że sztylet zaraz przetnie mu skórę.
Drgnął od dotyku ostrza, które parzyło w skórę mdlącym, przeciągłym bólem. Na tę sekundę wstrzymał oddech, poczuł cień strachu i całe mnóstwo wściekłości. Ale później nic. Sztylet przyciskał się do jego skóry, Alfred coś mówił, ale nic poza tym się nie działo.
Strach zniknął, złość została.
Mógłby się wyrwać. Znał zaklęcia, Francis uczył go odpowiedniej magii, by był dostatecznie dobrze przygotowany na większość okoliczności. „Nie na wszystko” mawiał jednak z tym swoim koszmarnie głupim, wszechwiedzącym uśmiechem istoty wyższej. „Istnieją pewne… osobliwości, na które nigdy nie będziesz przygotowany, nieważne, jak bardzo byś się nie starał…”
Drań od początku to wiedział.
Arthur milczał.
Mógłby mu się wyrwać, ale wtedy Alfred wiedziałby, że to potrafi – a lepiej, żeby nie miał tej wiedzy. Najgłupsze, co można było zrobić, to bez powodu pokazać wrogowi, że potrafi się obronić w obliczu prostego ataku. Nie, jeśli Alfred spróbuje użyć sztyletu na poważnie, to wtedy… Ale dzisiaj musiał mu dać wygrać, przyznać punkt w tej sytuacji. Tego też nie chciał robić.
Arthur milczał dalej, tym razem nie dlatego, że chciał okazać tak złość, ale ponieważ Alfred mówił, a on – czy chciał czy nie – był zmuszony wysłuchać tego do końca. A nienawidził być zmuszany do czegokolwiek i nigdy nie pozwalał, by trwało do zbyt długo. Zacisnął jednak zęby, jednocześnie poczuł, że Alfred się do niego przysuwa.
- Naprawdę… myślisz, że jesteś sprytny? – zakpił cicho, nie było sensu podnosić głosu. Nie poruszył się, mimo tego, że miał ochotę wyrwać Alfredowi sztylet i wepchnąć mu do gardła. – Nie. Gdyby mi zależało, stworzyłbym bariery, przez które byś nie przeszedł. Jesteś tutaj tylko dlatego… że ci pozwalam. Bo nie mam się czego bać. Tego, że wpadniesz pomachać mi przed gardłem sztyletem, gdy, tak naprawdę…
To trwało już zbyt długo. Za długo Alfred go trzymał, dotykał i zdecydowanie za długo oddychał.
- Nie o to ci chodzi, Alfred. A ja teraz wiem dokładnie, czego naprawdę chcesz. I powiedz mi, jak właściwie zamierzasz to dostać?
Arthur wiedział doskonale, że Alfred znajdzie sposób. Zagroził mu tym już w dolinie, gdy jeszcze nie wiedział o prawdziwym znaczeniu tamtych słów. Ale, do diabła, zamierzał go sprowokować, pokazać, że to on tutaj rządzi. Nawet ze sztyletem na gardle.
I do diabła z resztą.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySob 18 Lut - 21:22:03

Alfred czuł każde napięcie mięśni Arthura. Każde drgnięcie. Przylgnął do niego tak, że nic nie mogło się przed nim ukryć. Arthur nie zdradzał się widocznie, ale te ułamki sekund wystarczyły. Alfred odczuwał je z nieskrywaną przyjemnością, która odbijała się w jego oczach. Maska na chwilę upadła i choć Arthur na pewno umiał wiele i mógł zrobić setki rzeczy na raz, to bał się śmierci. Bał się zamknięcia mu drogi przed tym, co chciał osiągnąć. Tak jak Alfred miał swoją słabość, ale miał też dumę. Prowokował go, a Alfred nie kłamał. Naprawdę nie był pewny, czy nie zdarzy się chwila, w której nie popełni błędu i nie naznaczy Arthura. Nawet nie celowo. Z chaotycznej przekory, nad którą nie zawsze umiał panować, tak jak Arthur nie panował nad swoją dumą.
- W pewnym sensie jesteśmy siebie warci – zauważył mimochodem, bez związku ze słowami Arthura.
A może właśnie w odpowiedzi na nie.
- A jednak myślałeś, że przedzieram się inną drogą. Nie spodziewałeś się, że poradzę sobie z nimi tak szybko – odparł spokojnie Alfred. – Bronisz przegranej sprawy… I w sumie to nawet urocze. Mówisz ciągle o mnie i o moich błędach, prawda?
Alfred zrobił krótką pauzę.
- Ale teraz z nas dwóch to ty mówisz więcej niż to potrzebne, prawda? – spytał z rozbawieniem. Podobała mu się ta zamiana ról. Czy tak zazwyczaj Arthur widział jego? Tylko Arthur traktował to z pogardą i kpiną, a Alfred czuł raczej coś na kształt pobłażania.
- Próbujesz wytłumaczyć, że kontrolujesz tę sytuację. Komu? Sobie czy mnie? Mówiłem ci już kiedyś, że bardzo lubię twoją dumę, prawda? Boisz się śmierci, a jednak nie umiesz przestać mnie prowokować.
Alfred odetchnął zapachem Arthura. Nocnym potem, ulotną wonią perfum, które Arthur użył na wcześniejszy bal. Wszystko to mieszało się ze sobą, otaczając ciało maga.
- To raczej pytanie: do czego mnie doprowadzisz, Arthur. Obaj o tym wiemy.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptySob 18 Lut - 23:13:13

Na sekundę lub dwie Arthur kompletnie znieruchomiał. Żadnych słów, żadnego oddechu, nawet wzrok miał utkwiony tylko w jednym punkcie. Miejsce, w którym dotknęło go ostrze Trefli, zaczynało łaskotać w nieprzyjemny, obrzydliwie robaczywy sposób.
A może to słowa Alfreda. Może to jego dotyk sprawiał, że Arthur miał ochotę wydrapać sobie skórę, która się z nim stykała, albo, jeszcze lepiej, rzucić się mu do gardła i odgryźć mu język.
Ale powstrzymał się i przed rzucaniem się na Alfreda w sensie dosłownym i przenośnym. Ugryzł swój własny język i rozluźnił się, stopniowo i kontrolowanie, na pokaz. Oparł się o plecy Alfreda tak jakby opierał się o fotel, swobodnie, z pewną nieświadomością i niedbałością.
- Chyba wolałbym wieczną ranę w gardle niż słuchanie twojej gadaniny.
Zabije go. A jeśli nie, sprowadzi na niego najgorszy z możliwych losów, odbierze mu myśli, odbierze mu wolną wolę, możliwość podejmowania wyboru. Sprawi, że Alfred już nigdy nikogo niczym nie zaskoczy. Zgasi go.
Podniósł wypełnioną magią dłoń i po raz pierwszy zacisnął dłoń na nadgarstku Alfreda. Ścisnął ją z nieprzyjemną siłą, ale nie spróbował odsunąć. Teraz ostrzegał; bez słów, bez wahania, że ma dosyć.
W tym momencie absolutnie nienawidził Alfreda, więc nie tylko przestał myśleć, ale postanowił, że przestanie też być sobą. Często myślał o wiele za dużo, jakby to miało mu w czymś pomóc, jakby myślenie mogło zmienić decyzje, które tak naprawdę podjął już bez nich. Ale w takich momentach łatwo było być sobą.
I jednocześnie, cholera – przestać tym być.
- Mógłbym cię doprowadzić do wielu rzeczy, gdybyś potrafił współpracować.
Nagle poluźnił uścisk na nadgarstku Alfreda. Przesunął opuszkami po wewnętrznej stronie jego ręki, idealnie wzdłuż żyły. Wyczuwał ścieżkę którą płynęła krew.
Odsunął dłoń i pozwolił opaść jej na swoje udo jakby była przedmiotem, który właśnie przestał być potrzeby. Na dodatek uśmiechnął się wąsko, oddychając szybciej, nadal nie poruszając się gwałtownie. Mała ranka sprawi wielkie problemy.
- Komplikujesz sprawę. Zastanów się nad tym. A teraz odsuń się ode mnie, zostaw mi sztylet i powiedz mi szczerze, co chcesz w zamian za prezent.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyNie 19 Lut - 8:27:08

Alfred musiał kontrolować swoje ruchy. Napiął mięśnie, nie oddychał ciężko, by nie zdradzić się, jak musi kontrolować każdy odruch. Nie dlatego, że chciał faktycznie zranić Arthura, ale z ostrzem tak blisko jego gardła, praktycznie przyłożonym do niego płaską stroną… O wypadek było łatwo. Zbyt łatwo i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę. A mimo to Arthur przekornie prowokował go, choć Alfred wyczuł wcześniej to jedno, samotne drgnienie. Arthur grał, robił to jak zawsze doskonale, ale tym razem Alfred był zbyt blisko.
- Komplementy, o tej porze. To takie w twoim stylu – parsknął z rozbawieniem Alfred wprost do jego ucha. Połaskotał je rozgrzanym oddechem, pachnącym winem.
Dotyk Arthura był dla Alfreda nie znakiem jego wymagań, ale raczej niecierpliwością. Formą poddania się, która nie mogła przejść Arthurowi przez gardło, więc ubrał ją tak w słowa, by jak najbardziej wyglądać na zwycięzcę. Alfred odwzajemnił się mu pobłażliwym uśmiechem.
Więc mógł teraz czegoś sobie zażyczyć? Prosta umowa, tak?
- Mam wrażenie, że niezależnie od mojego zachowania i tak ostatecznie planujesz doprowadzić mnie do trumny. – Alfred roześmiał się lekko, wciąż wprost do ucha Arthura.
Tak bardzo irytująco.
- Choć to piękna wizja, niemalże wiesz jak mnie kupisz. Problem polega na tym, że dopóki moja współpraca w twoich oczach to kajanie się przy twoich stopach, może być ciężko. Tak jakoś.
Dotyk Arthura drażnił, łaskotał. Przyspieszał bicie jego serca. Alfred za nim zatęsknił w tej samej chwili, w której mag oderwał opuszki palców od jego skóry.
- Komplikujesz ją tak samo jak ja, gdy za każdym razem próbujesz być panem sytuacji, Arthur. Nasza współpraca nigdy nie będzie udana, dopóki próbujesz nią rządzić. To ma być współpraca, prawda? – Alfred odsunął głowę, choć nie chciał.
Och, jak bardzo nie chciał.
A potem rozpłynął się w cieniu, by wyłonić się z niego na miękkim szezlongu, znajdującym się w przy bibliotece. Rozsiadł się na nim wygodnie, w dłoniach nadal trzymając sztylet i przyglądając mu się uważnie.
- Powinienem zaproponować, żebyś chociaż założył szlafrok. Tak szybko przechodzić do interesów? To okropne – poskarżył się. Podniósł spojrzenie na Arthura.
Miał ochotę kazać mu przyznać, ze popełnił błąd i przegrał, ale był świadomy, że to jeszcze bardziej pogorszyłoby ich relacje. Dlatego powstrzymał się, ugryzł się w język. W przeciwieństwie do Arthura czasami potrafił przełknąć dumę. Trochę.
- Informacji. Nie dokończyliśmy rozmowy w loży. Opuściłeś mnie przed końcem przedstawienia.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyNie 19 Lut - 18:28:32

Arthur został sam, ale zamiast się rozluźnić, ponownie się spiął i znieruchomiał, a potem z tą nieruchomą twarzą, ciemnymi oczami,  w których kryło się zagrożenie, przyglądał się, jak Alfred pojawia się znowu, nieproszony, rozluźniony, cholernie z siebie zadowolony.  
Słowa chciały wyrwać mu się z ust, ale Arthur je w sobie trzymał. Musiał rozważyć, przemyśleć, nie być taki jak cholerny Alfred i używać mózgu przed językiem. Krwawa zemsta, ale dopiero po przemyśleniu, czy to odpowiedni moment. Tak. Póki co dyplomacja. A co będzie dyplomatycznie najlepsze?
Wbicie mu tego noża głęboko, głęboko w…
- Hah.
Odchylił szyję, przesunął opuszkami palców po swędzącym boleśnie miejscu – sztylet zostawił na jego skórze zaróżowienie podobne do słonecznego poparzenia. Niewielki ślad, a ból w końcu ustanie i Arthur uśmiechnął się nawet, żeby Alfred dobrze wiedział, że to nie zostanie mu zapomniane.
Przez ułamek sekundy Arthur nie udawał, że jest kimś innym niż w rzeczywistości. W jego oczach błysnęła magia, ciemna, wściekła i potężna.
- Nie odeszłaem wystarczająco daleko, prawda? – przekrzywił leciutko głowę, nagle czując dziwną ekscytację z tego, że jest po prostu sobą, oślizgłym, gadzim, nie ukrywającym tego, że planuje zrobić coś naprawdę okropnego. Nie musiał mówić tego na głos…
Ale tęsknił z tym. Tęsknił za momentami, gdy Alfred widział go od najgorszej strony i nie odwracał wzroku. Chociaż, może nie odwracał też wzroku dlatego, że Arthur był nie ubrany od pasa w górę.
Tak czy siak, Arthur czuł na sobie wzrok, zbyt intensywny i uważny jak na kogoś, kto uśmiechał się tak lekceważąco i rozsiadał wygodnie. Alfred mógł grać, ale nie mógł dłużej udawać.
- Nie musisz wychodzić, jeśli nie chcesz. Ja wyjdę.
Odsunął pościel i postawił nagie stopy na podłodze, siadając na chwilę bokiem od Alfreda.
- Nawiasem mówiąc, nigdy nie sądziłem, że klękniesz z własnej woli.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 EmptyNie 19 Lut - 21:38:59

Alfred rozsiadł się wygodnie, niemalże półleżąc przyglądał się Arthurowi. Choć był z siebie zadowolony, a magowi puszczał raczej pobłażliwe spojrzenie i uśmiech, nie zapominał z kim ma do czynienia. Wiedział, że Arthur jest niebezpieczny i że może tylko powstrzymuje mordercze zapędy. Ale dlatego tym ciekawiej się go obserwowało. Co zrobi? Jak bardzo opanowany być potrafi? Czy będzie udawał? Alfred na samą myśl o tylu możliwościach poczuł dreszcz ekscytacji i napięcia. Spiął mięśnie.
Dostrzegł jego wyraz twarzy, ciemne spojrzenie, magię iskrzącą wręcz namacalnie w powietrzu. Odetchnął tym głęboko, nie odwrócił wzroku. Poczuł cień strachu, ale uwielbiał to uczucie, bo widział w nim prawdę. Rzeczywistego Arthura, który należał tylko do niego, bo przed nikim innym Arthur się nie obnażał, o ile w tej krótkiej chwili nie miał go zabić. A tu proszę… Alfred uśmiechnął się odrobinę szerzej. Przyjął groźbę, zdawał się wręcz mówić „chodź, proszę bardzo”. Przynajmniej Arthur nie będzie przed nim kłamał. Nie tak.
- Na to wygląda – przyznał Alfred spokojnie, zastanawiając się co sugeruje Arthur. Wiedział, że to nie są puste słowa. Arthur swoje wypowiedzi zawsze podszywał czymś więcej – był mistrzem słowa.
„Uciekniesz?” Nie spytał.
- Ale wrócisz. Poczekam. Lubię, gdy jesteś zły. Lubię, gdy jesteś sobą – powiedział lekko Alfred.
Zrobił krótką przerwę. Po prawdzie słowa Arthura go… Zaskoczyły. Uniósł brwi.
- Nie? Ach… - Roześmiał się krótko. Wybrzmiała w tym jedna, samotna nuta. – Rozumiem. Sprawisz, żebym klęknął…
Poczuł znowu dreszcz niepokoju, ale i dziwnej ekscytacji.
- Będę czekać, chcę zobaczyć jak to zrobisz, Arthur.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 22 Empty

Powrót do góry Go down
 
Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki
Powrót do góry 
Strona 22 z 29Idź do strony : Previous  1 ... 12 ... 21, 22, 23 ... 25 ... 29  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Cardverso-ms-
Skocz do: