Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24 ... 29  Next
AutorWiadomość
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySro 22 Lut - 20:00:02



Matt obierał ziemniaki.
Miał w tym wprawę. W Akademii Wojskowej, gdzie przyszło mu się uczyć na medyka, nikt poniżej stopnia generała nie mógł być bezużyteczny. Zwłaszcza ktoś taki jak on, nawet nie kadet, tylko asystent i sługa głównego medyka, a, w praktyce – jego potajemny uczeń. Tak czy siak, życie Matta zawierało w sobie sporo obierania ziemniaków za murami starożytnej wojskowej akademii i zawierało je także w statku powietrznym płynącym po chmurach, skąd dniem można było obserwować ostre czubki Skyrallów przebijających niebo, a także w Koronie, słynnym mieście leżącym w dolinie pomiędzy sześcioma szczytami. Ziemniaki były niezmienne i trzeba było je obrać niezależnie od podniosłości sytuacji i wydarzeń.
Matthew to doceniał. Zwłaszcza, że mógł siedzieć w cichym, wyludnionym magazynie, na krzesełku postawionym przy oknie, by lepiej i wyraźniej widzieć ziemniaki, nikomu nie przeszkadzać, nie być przez nikogo niepokojony i ogólnie – było mu dużo lepiej niż podczas pierwszych tygodni. Wtedy, kiedy myślał, że Alfred zamierza go zamordować z zimną krwią i wywiesić jego zwłoki na widok publiczny. Co, Matt był pewny, zawstydziłoby go nawet po śmierci. To nie było też gwarne obozowisko, gdzie każdy coś od niego chciał. Warunki tu przypominały bardziej akademię, gdzie też panował wieczny rozgardiasz, ale każdy był zwykle zbyt skupiony na swoich własnych sprawach i nie zauważał kolejnego nijakiego człowieka. Albo tego, że ten człowiek jeszcze wczoraj miał bliznę na prawym policzku, a dzisiaj na czole.
Więc, Matthew, kubeł z ziemniakami i drugi z obierkami, małe okienko, skrobaczka i krzesełko. Idealny sposób na spędzenie dnia. Nie trzeba było z nikim rozmawiać, prawie jak za starych, nie tak dobrych czasów.
Uśmiechnął się blado pod nosem.
Prawie tak samo. Zwykle przy codziennego obierania ziemniaków nie obserwował osobiście Król Pik.
Ale Alfred nie był w sumie takim typowym królem. Lubił marnować czas na takie rzeczy jak włamywanie się do pokojów Arthura i nadzorowania jak Matt obiera ziemniaki.
Dało się do tego przyzwyczaić. Kiedy Matt ostrożnie zmienił status swojego morderstwa z rąk Alfreda z pewnego na mało prawdopodobny, zaczął zauważać pewne fakty. Jak to, że błądzące, energiczne spojrzenie jego morderczego niemal-bliźniaka nie przeszkadza mu tak boleśnie jak spojrzenia innych ludzi. Może dlatego, że Alfred, nawet jak nie myślał o Arthurze, to myślał o Arthurze, więc te jego spojrzenia nie były aż takie ogniste. Ale może też dlatego, że Alfred przypominał Mattowi o wielkim białym psie Slopsie, którego mieli w Akademii. Slops też potrafił przykleić się do niego na większość dnia bez większej przyczyny, łazić za nim i czekać pod budynkami, gdy nie mógł wejść, albo leżeć i przyglądać się Mattowi sennie, gdy ten, na ten przykład, musiał obrać ziemniaki na obiad.
Slops wyglądał groźnie, potrafił być groźnie, ale dla ludzi, których znał, był tylko olbrzymią, nieco obślinioną górą gęstego, miękkiego futerka.
Matt wiedział, że jest idiotą. Alfred nie był Slopsem, Alfred zamordował ich ojca i nie bał się Arthura. W wolnych chwilach rządził rebelią i królestwem Pik, skazywał ludzi na śmierć i samodzielnie powstrzymywał zamachy. No i przychodził do niego, patrzył na niego slopsim spojrzeniem i traktował go jakby znali się od bardzo dawna, cóż, traktował go jak rodzonego brata.
Matt już dawno by go od siebie odrzucił, gdyby nie to, że nigdy mu takie rzeczy nie wychodziły. I wciąż tęsknił za Slopsem, nieważne, że ten pies regularnie wpędzał go albo siebie w kolejne kłopoty.
- Więc… - Podniósł wzrok znad ziemniaka i spojrzał z miną znawcy na brata. – Co się stało, Alfred?
Alfred mógł go traktować zaskakująco dobrze, ale to nie zmieniało faktu, że jeśli przychodził, to zwykle dlatego, że miał coś do powiedzenia na wiele tematów, a nie – specyficznie, tylko i wyłącznie dla Matthewa.
Zwykle to coś miało związek z Arthurem.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyCzw 23 Lut - 6:08:48

Alfred przyglądał się z zaciekawieniem jak Matt obiera ziemniaki. Jego zaciekawienie wynikało głównie z faktu, że nie widział w ziemniakach nic fascynującego. Były brudne od ziemi, małe, brązowawe – w skórce, bez skórki żółtawe, blade, jakby nieśmiałe. Nie mówiły, nie tańczyły, nie zmieniały się w bańki. Matt także nic z nimi nie robił. Leżały tak, nudne, zwykłe, pozbawione krzty czegoś ciekawego. Alfredem rzucało na boki od samego patrzenia na nie.
- Nie nudzi cię to? – wypalił Alfred, przyglądając się jak dłoń Matthewa przesuwa obieraczka po kolejnym ziemniaczanym brzuszku. – Znaczy, ja bym tu chyba umarł. To takie… - Zrobił nieokreślony gest rękami.
Zacisnął usta w wąską linię. Zakołysał się na krześle. Znów byli na ziemi, a Alfred odkrył, że trochę tęskni za niebieskim przestworzem. Za pełnią wolności, jaką można odczuwać w takim miejscu. Bezkresnym błękitem, puchatymi chmurami. Czasami z groźną, chaotyczną i niespodziewaną burzą na horyzoncie. Zamiast tego dostawał teraz różowe, gęstniejące światło zachodu, które wpadało przez niewielkie okna kuchni, oblepiając jego twarz tak, że Alfred nieustannie musiał mrużyć oczy.
- Właściwie czemu to robisz? – spytał całkiem szczerze, choć powód jego wizyty był… Inny. Alfred jednak postanowił s p r ó b o w a ć być subtelny.
Po czym odkrył, że faktycznie go to zastanawia i intryguje.
- W sensie obierasz ziemniaki. I w ogóle pomagasz w kuchni. Z twoim talentem mógłbyś być uzdrowicielem. – Przemknął spojrzeniem po twarzy Matta. – Pomyliłeś miejsce blizny – zauważył odruchowo. – W sensie i tak mógłbyś się ukrywać, a robiłbyś coś ciekawego. Zresztą nawet nie musiałbyś się ukrywać, nie? Mógłbyś być sobą! I robić rzeczy jakie chcesz i w ogóle. Zasługujesz na to. Więc…
Alfred zmarszczył brwi.
- …czemu ziemniaki? Przecież też mogę cię ochronić. Nie pozwoliłbym, żeby ktoś ci coś zrobił lub coś mówił.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyCzw 23 Lut - 9:05:22

Matthew czułby się zakłopotany, gdyby ktokolwiek inny patrzył na jego ręce z taką uwagą, ale to w końcu tylko najbardziej niebezpieczny człowiek w królestwie. Jego zainteresowanie było tak samo niewinne, co zainteresowanie Slopsa, przyglądającego się rzeczom, które ludzie robili z tym swoim specyficznym psim przyjacielskim nierozumieniem, zawierający wieczną nadzieję na dostanie czegoś do jedzenia. Ziemniak mógł być jadalny i nawet smaczny, ziemniak mógł kryć fascynujące ludzkie tajemnice. Zarówno Slops jak i Alfred sprawiali wrażenie tego niepewnych, ale chętnych do zrozumienia.
Zaskakujące, jak wiele podobieństw do siebie mieli jego brat król-Pików i duży biały pies pasterski z Akademii.
- To tylko moja codzienna praca, Alfred. Obowiązek nie musi być fascynujący.
Nawet pytanie, który Matt usłyszał, byłoby zapewne tym, które zadałby Slops, gdyby umiał mówić i zrozumiał już koncept obierania ziemniaków. Matt nie wiedział, co dodać. Wyciął z wyjątkowo dużego ziemniaka czarne oczka w skupieniu.
Matt uśmiechnął się do ziemniaka leciutko, czując, że pomiędzy nimi jest jakieś głębsze porozumienie. Alfred może i ponoć pochodził z mieszanej warstwy społecznej, może i nie był królem od zawsze, ale zdecydowanie nigdy nie musiał gotować obiadu sam dla siebie. Podobnie ciężko było sobie wyobrazić w kuchni Arthura. Wizja była zabawna, ale w tej samej chwili Alfred doprecyzował swoje pytanie. Matt zerknął na niego ze śladem zaskoczenia, że uwaga naprawdę jest na nim skupiona. Zrozumiał, o co naprawdę pytał go Alfred i jednocześnie poczuł, że za nic nie będzie mógł tego wyjaśnić tak, by ludzie pokroju Alfreda czy Arthura zrozumieli.
To znaczy – widać było, że Alfred nadal nie przyszedł tu po to, by pytać Matta o jego filozofię ziemniaczaną. Na sto procent niedługo przejdą do Arthura, ale w tej konkretnej chwili Alfred i tak wyglądał na szczerze zainteresowanego odpowiedzią.
Matthew drgnął, uśmiechnął się i z zakłopotaniem podrapał bliznę na policzku.
- Chcesz mi zaproponować, żebym dołączył do ciebie otwarcie, jako… Syn poprzedniego króla – podsumował, mając nadzieję, że Alfred od razu załapie problem. – To miłe, Alfred. Naprawdę, doceniam, że o tym pomyślałeś.
Na chwilę przestał obierać i popatrzył uważnie na swojego nowego Slopsa.
- Lubię pomagać w kuchni – powiedział ostrożnie. – To nie tak, że muszę to robić, po prostu… Nie mam ochoty wkraczać w to, w czym tkwicie z Arthurem. Nie pasowałbym tam, a tutaj mam spokój i wciąć dosyć czasu, żeby się uczyć.
Popatrzył na Alfreda nieco ciemniejszym spojrzeniem. On naprawdę nie rozumiał, a to oznaczało, ze trzeba będzie powiedzieć nieprzyjemne rzeczy, których Matt nie lubił wypowiadać na głos.
Wrócił więc do obierania ziemniaków.
- Alfred… Myślisz, że Arthur jest zły, bo przy nim pracuję jako służący? Bo tak nie jest, sam chcę coś robić. Nie potrzebuję waszej ochrony, a on rozumie to na tyle, że… Lubię być pożyteczny. Pracowałem w Akademii i pracuję tutaj. Gdybym chciał, mógłbym tam zostać, ale chcę podróżować.
Czekał z uwagą, czy Alfred to pojmie; to, że Matthew nie uważał siebie za jakiegoś potrzebującego ochrony więźnia i, że absolutnie nie potrzebował wystawnego życia. Nawet nie potrafił sobie go wyobrazić. Poza tym bycie uzdrowicielem wiązało się z podejmowaniem codziennie wielu skomplikowanych decyzji, a Matt…
Cóż, Matt lubił po prostu obierać ziemniaki, porządnie się zmęczyć i normalnie żyć.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyCzw 23 Lut - 18:56:37

- Ale mógłbyś mieć lepszą – zauważył nadal bez krzty zrozumienia Alfred.
Król potrzebował ciągle czegoś nowego, stymulantów, które pobudzały go do życia. Zmian otoczenia, przygód, niesamowitych zdarzeń, czegoś, co choć na chwilę zajmie jego umysł, bo pozostawiony sam sobie tworzył dziwne konstrukty magii i myśli (które obecnie oscylowały wokół Arthura). A ziemniaki… No. Były.
- No… Tak. W sensie jasne, wiem, co to oznacza. – Alfred wzruszył ramionami. – Wbrew pozorom nie jestem głupi, po prostu mnie to nie obchodzi. – Wyszczerzył się.
Matt mu odpowiedział. Alfred naprawdę próbował zrozumieć. Zamyślił się, zmarszczył nos. Przyglądał się przez chwilę swojemu bratu.
- Nie musiałbyś się mieszać… Nie męczy cię ukrywanie kim jesteś? W sensie swojego wyglądu? – spytał i zamrugał w wyrazie skonfundowania. – Przecież to jak wcisnąć się w za małe ubranie, nie? Raz zamieniłem wyglądami siebie i Arthura, było śmiesznie, ale nie wyobrażam sobie tego na dłuższą metę… - Wzdrygnął się wymownie.
Zwłaszcza te brwi : /
- Co? Nie, nie pomyślałem tak! – zapewnił Matta. No, może trochę pomyślał. – Po prostu to wygląda na nudne, ciężkie i żmudne. A mógłbyś robić coś przyjemnego, zabawnego i ciekawego. Nie wolisz takich rzeczy? – Przekrzywił głowę.
Matt czasami wydawał mu się pochodzić z innej planety.
Skinął wolną głową.
- Rozumiem, że chcesz podróżować – przyznał i nawet się uśmiechnął, bo wreszcie złapał iskrę czegoś, z czym potrafił się zidentyfikować. – Nie rozumiem tylko czemu ziemniaki – przyznał, pocierając policzek. – Masz setki innych możliwości, nie?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyCzw 23 Lut - 20:10:40

Matt spojrzał na Alfreda znużonym, ciemnozielonym spojrzeniem człowieka, który przywykł do tego, że ludzie go nie rozumieją.
- Ty i Arthur już się tym zajmujecie. Nie chciałbym wchodzić wam w drogę - uśmiechnął się ponuro. Nie chciał i w ogóle nie zamierzał zbliżać się w jakimkolwiek stopniu do tego, co Alfred i Arthur robili normalnie. Wtedy wszystko by się pochrzaniło, obaj chcieliby go wykorzystać, a on już teraz przeżwał trudny okres w próbie lawirowania pomiędzy nimi i, tak w ogóle, bardzo się starał, by nie było czego wykorzystać.
Zwłaszcza Arthur nie reagował dobrze; próbował wzbudzać w Mattcie wyrzuty sumienia, ograniczać go, okazywał niezadowolenie i czaił się jak burza na horyzoncie, kończyła się cierpliwość, a Mattowi pomysły, jak sobie z tym radzić.
Nie chciał wybierać pomiędzy Arthurem a Alfredem. Nie widział w tym nawet sensu i, naprawdę, gdyby tylko Arthur, cholera, potrafił choć ociupinkę ufać ludziom, zwłaszcza takim nieambitnym ludziom jak Matt, to byłoby bardzo fajnie.
- Ale takie rzeczy powinny cię trochę bardziej obchodzić - odparł Matt, ale poczuł, że mówi jak Arthur, więc zbył to nieco krzywym uśmiechem. - Mnie obchodzą. W każdym razie... Dobrze mi tutaj, Alfred. Naprawdę.
Chwycił kolejnego ziemniaka, ale zastanowił się, zanim zaczął go obierać. Później spojrzał na Alfreda poważnie.
- Możesz mi pomóc - zaproponował. Generalnie nie potrafił użyć bardziej rozkazującego tonu niż tutaj, a i tak zabrzmiał bardzo uprzejmie. Właśnie dlatego nie nadawał się na króla ani na pionka, ani właściwie na nic poza byciem sobą.
Podał Alfredowi ziemniaka.
- To dobre na momenty, kiedy myśli się za dużo. A na dodatek się do czegoś przydajesz.
Generalnie miał bardziej na myśli siebie, ale w sumie myśl, że Alfred jest obecnie Królem Pik i każdego dnia podejmuje decyzje, które wpływają na losy całego świata... Cóż, Matt przebywał z Arthurem dosyć długo, więc znał takich ludzi. Wiedział, że nawet bardziej niż inni ludzie potrzebowali zająć się czasem czymś małym, prostym. Złe ucięcie ziemniaka nie było tak koszmarnym przewinieniem jak zrujnowanie gospodarki. Alfred wyglądał na kogoś, komu przydałoby się odprężenie przy takim prostym, niewymagającym zajęciu.
Może Alfred załapie, o co chodzi. A może nie. W każdym razie, najgorsze, co może się stać, to mniej pracy.
Matt zakłopotał się odrobinę, ale mimo to zachował spokój i nie przeprosił.
- Tak, właściwie, miałem do wyboru ziemniaki albo zmywanie naczyń. Jak z nimi skończę, pewnie pomogę przy gotowaniu. Potem Arthur chce się spotkać - uśmiechnął się. - Może moje życie nie jest takie fascynujące jak twoje, ale też jestem zwykle zajęty, a kiedy mam wolny czas, robię różne rzeczy. Naprawdę.
Matt wzruszył ramionami. Uwaga Alfreda zaczynała go wprawiać w odrobinę zniecierpliwienia, za pytaniami ciężko było nadążyć i nie to, że się o to złościł, ale po prostu, nie lubił zbyt dużo mówić o sobie.
Dlatego wspomniał imię Arthura na głos. I chociaż Alfred jeszcze nie zareagował, to Matt już poczuł się jakby był jakimś manipulatorem.
Nie, zdecydowanie nie nadawał się do zabawy we władzę.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyCzw 23 Lut - 22:07:53

- Mimo wszystko… - zaczął znowu Alfred, ale trochę ciężko znajdowało mu się argumenty przeciwko Mattowi. Był taki spokojny, opanowany.
Całkiem inny w tym niż Arthur. Bardziej szczerzy, uprzejmy. Po prostu miły. I Alfred naprawdę miał problem ze znajdowaniem słów, by na niego naciskać, nawet jeśli nadal ciężko było mu pojąć ten koncept. Spojrzał dziwnie na wyciągniętego ziemniaka w jego stronę, a potem spokojnie po niego sięgnął, ignorując całkiem konwenanse. Spróbowa go oskrobać ucinając całkiem spory kawałek całkiem dobrego ziemniaka. Spojrzał na niego z urazą.
- Czemu nie robisz tego magią? Byłoby szybciej – stwierdził nadąsany na ziemniaka. – Miałeś do wyboru znacznie więcej. Jesteś świetnym magiem. I jesteś miły. I całkiem mądry, nie? – Alfred podrapał się po policzku. – Mogłeś być naprawdę kim chcesz.
Zrobił krótką pauzę. Pomiędzy słowami coś w nim drgnęło na wspomnienie o Arthurze, a żołądek przekręcił się nieprzyjemnie.
- A wybrałeś ziemniaki.
Krótka pauza. Alfred nie chciał tak perfidnie od razu przechodzić do Arthura, nawet jeśli Matt sam otworzył mu furtkę. Spojrzał na niego jak trochę niepewny pies, czy pan właśnie rzucił patyka, czy trzyma go za plecami.
- Arthur… Nie robi ci problemów, że się spotykamy, nie? – spytał jakby mimochodem. – Nie, że go o to podejrzewam, nie? Ale no… Mógłby. Chyba. Nie wiem.
Świetnie ci idzie, Alfred. Wielki, wspaniały król pik obierający ziemniaki westchnął.
- Nie ufam temu gościowi. W sensie nie Arthurowi. Temu drugiemu!
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyCzw 23 Lut - 23:05:36



Alfred nie rozumiał prostej sprawy z tak kompletnie slopsią zawziętością, że Matthew aż się uśmiechnął. Naprawdę nie powinien porównywać go do psa, ani myśleć o nim jak o psie - mimo, że w jego osobistym języku to był komplement. Zwierzęta, zwłaszcza psowate, generalnie przewyższały ludzi pod wieloma względami, więc w psiej zaczepności Alfreda, w jego ciekawości, uporczywym szturchaniu i pytających spojrzeniach trudno było dopatrzyć się czegoś, o co można by się tak faktycznie zdenerwować.
A to oznaczało, że Matt zaczynał go lubić. Właściwie to niedobrze. Arthur ostrzegał go, że Alfredowi nie wolno ufać, że jest nieprzewidywalny i szalony... I Matt o tym wiedział, ale mimo to raczej się poddawał niż odcinał. Wyciągnął więc w jego stronę ziemniaka, podał mu zapasowy nożyk i, tak ponad tym wszystkim, zrobił to właściwie z dobrej woli.
Każdemu przydało się, by od czasu do czasu, zająć sobie dłonie uczciwą, pożyteczną robotą.
Już po kilku sekundach okazało się, że Alfred potrafi używać noża tylko w jeden sposób: zdecydowany. Pół ziemiaka upadło smutnie na pagórek ściętych skórek, ale Matt nie zmienił wyrazu twarzy, ani się nie przejął.
W ziemniaczanej filozofii (której aż do tego momentu Matt nie miał) chodziło o to, żeby nie przejmować się każdym głupim ziemniakiem, co?
Choć właściwie miał taką ochotę, widząc naburmuszoną minę swojego brata. Alfred był, niech to coś trafi, zbyt slopsowaty. Może Arthur nie miał racji. Albo ją miał, ale też przejmował się za bardzo i zakładał scenariusze ciemniejsze od swoich szat.
- Nie potrzeba ich na szybciej. Poza tym akurat nie jestem magiem. I na pewno nie jestem taki świetny jak mówisz... - Popatrzył na Alfreda ciemnozielonymi oczami, które otaczały głębokie cienie. W Koronie miał wygląd ciemnowłosego sługi o pociągłej, ale całkiem przystojnej twarzy, z blizną przecinającą jeden policzek. Tylko, że nie do końca pamiętał, który, ale to nieważne bo teraz oba zaróżowiły się delikatnie od komplementów.
Matthew dostawał je wcześniej tylko od Arthura i swojego mistrza. A Alfred był, cóż, wszystkim tym, czym Matt nigdy nie będzie. Tylko po kiego on się uwziął na te głupie ziemniaki? To nie tak, że obieranie ich to było jakieś cholerne hobby czy fascynacja, czy coś niezrozumiałego...
- To tylko ziemniaki - wytłumaczył cierpliwie, jak do Slopsa. Odruchowo zaczął też kroić ziemniaki trochę grubiej, tak, że te gładkie i okrąglutkie zaczęły być przykrywane przez bardziej kanciaste.
Jednocześnie zamilkł milczeniem człowieka, który chciałby coś jeszcze dodać, ale powstrzymuje go wiele spraw. Wahał się.
Naprawdę ciężko było mu mówić o sobie, o tym, dlaczego jest, jaki jest i skąd w ogóle się wziął. Znał Alfreda od niedawna, ale jednocześnie czuł się, jakby mógł mu coś o sobie powiedzieć... i jednocześnie właśnie to budziło w nim niepokojące, ostrzegawcze wrażenie. Nie potrafił tak po prostu się otworzyć, a Alfred, mimo slopsowatości, był bardzo inteligentnym psiakiem i często łapał go za słówka.
- ...wystarczy mi bycie kimkolwiek - stwierdził w końcu dosyć niewyraźnym tonem. Tak długo był nikim, że teraz doceniał wszystko.
Na chwilę odwrócił wzrok, a potem, zanim się nie obejrzał, zmienił już temat poprzez wypowiedzena magicznego słowa klucza.
Alfred jeszcze chwilę ze sobą walczył, ale, o, proszę. Jednak nie mógł się powstrzymać. Mattowi zrobiło się właściwie głupio, że to wykorzystał. Ale przeczuwał od początku, że o to chodzi i teraz, kiedy odczekał chwilę, zaczął się upewniać w tym, że Alfred czekał od jakiegoś czasu, by porozmawiać o Arthurze. Często to robił.
Głównie próbował wydobyć od Matta odpowiedż na fakt, czemu trzyma z kimś takim, ale też ogólnie. Matthew, mimo, że nie miał pojęcia, co tak naprawdę dzieje się pomiędzy nimi, był na tyle inteligentny, by rozumieć, że coś na pewno.
Jedno go zaskoczyło.
- Więc Arthur jest jednak godny zaufania w twoich oczach? - zapytał z powagą.
Popatrzył na Alfreda dziwnie. Gdyby był mniej taktowny, byłoby to pewnie spojrzenie mocno powątpiewające.
W sumie to trochę było.
- Verisowi? - Matt spróbował zrozumieć, czego Alfred właściwie od niego chce. - On... Hm, Arthur go zna, a on chyba przeważnie wie, co robi.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyPią 24 Lut - 6:17:53

Ziemniak w starciu z Alfredem nie miał szans. Chociaż młody król miał w życiu wiele ciężkich, uporczywych przejść, to przypominały one trochę historie postaci w książkach. Pełne akcji, niesamowitych wydarzeń, bólu, zaciskania zębów, długich monologów. Nie miały za to w sobie zbyt wiele ziemniaków. To znaczy Alfred umiał robić jakieś posiłki. Coś tam gotować. Ale wszystko, zazwyczaj, robił przy pomocy magii, bo na tym łatwiej było mu się skupić. Opcjonalnie robił śliczne, psie oczy do Lobelli lub Caranel, które przepysznie gotowały. Wystarczyło trochę uroku osobistego… Teraz więc ziemniak, mimo usilnych chęci Alfreda, zaczął popadać trochę w sztukę kubizmu, składając się z kanionów i wyłomów, tam, gdzie Alfred napotkał coś twardszego i zaczynał wkładać w krojenie więcej siły.
- Zająłeś się mną – przypomniał mu. – Wiem, że jesteś dobry. – Zerknął na Matta, mówił to całkiem naturalnie i szczerze, bo… Tak właśnie było. Matt robił wrażenie na Alfredzie gdy używał swojej magii.
Gdy obierał ziemniaki trochę mniej.
- Wolę jak jesteś Mattem – podsumował Alfred, jak zawsze przemycając swój punkt widzenia, choć zapewne domyślał się, że nie wygra tej walki. I raczej nie zrozumie brata, mimo szczerych chęci. Byli różni jak ogień i woda, ale w towarzystwie Matta Alfred czuł się spokojnie. Dziwnie, inaczej niż przy większości osób. Bardziej naturalnie. To nadal nie był Arthur, Alfred nie miał na punkcie Matta obsesji, ale odkrył, że gdyby nagle zabrakło mu go obok, gdyby nie mógł – tak jak do tej pory – od czasu do czasu go odwiedzać… Coś by utracił. Trochę jak po śmierci Gilberta. Albo nawet matki.
- Hę? No czasami tak, ale wiesz, że generalnie pewnie planuje moją śmierć gdy ten rok się skończy. – Alfred wzruszył ramionami. – To trochę co innego, nie? – Pokiwał mądrze głową. – Temu nie ufam z innego powodu.
Urwał, zmarszczył brwi.
- Nie wiem – stwierdził Alfred. – Nie podoba mi się coś w jego oczach, chyba znam ten wyraz. To nic dobrego…
I Alfred wcale ni był zazdrosny. No dobra. Był. Ale teraz chodziło o coś innego. Czasami, gdy widział jego spojrzenie, przechodził go nieprzyjemny dreszcz.
- Arthur znał też tego maga, który próbował zabić nas nad jeziorem – zauważył Alfred.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyPią 24 Lut - 8:44:46



Cóż, tu faktycznie był problem. Medycy nie uczyli się magii uzdrawiania po to, żeby nigdy tej mocy nie używać. Matthew zdawał sobie sprawę, że powinien więcej i częściej pomagać ludziom. I chciał też to robić. W tym przypadku jednak Arthur twierdził, że nie jest jeszcze gotowy do tej pracy i, że to nie jest odpowiedni moment na to, by Matt zaczął pokazywać się częściej. Miał w tym rację, ale też... było to kompletnie egoistyczne. Więc Alfred miał rację, jeśli uważał, że Matthew powinien częściej wykorzystywać swoje umiejętności do pomocy potrzebującym.
- Zawsze z wszystkim tak walczysz? - zapytał, zerkając z ukosa na niewinnego ziemniaka. - On ci nie zrobił żadnej krzywdy, Alfred. Nie musisz go atakować, trzeba tylko trochę delikatnie podciąć skórkę, o, tak.
Nie odpowiedział na pytanie.
Ale za to uczył Alfreda jak używać noża.
Ha, ha, dobry żart.
Uśmiechnął się pod nosem z zażenowaniem. Zrobiło mu się miło i jednocześnie głupio. Właściwie naprawdę nigdy nie dostawał takich komplementów jak te od Alfreda. Okropne uczucie.
- Dzięki, hmf... cały czas jestem sobą.
No, ale Arthur. Tak, to jednak była dobra zmiana tematu, uznał Matt, nieco przytłoczony sposobem, w jaki brat okazywał mu uczucia. Po pierwsze, Matt nie wiedział, czemu Arthur miałby czekać rok na zabicie Alfreda, ale też nie zamierzał się dopytywać o coś, co mogło być równie dobrze żartem, albo czymś, czego naprawdę lepiej było chwilowo nie wiedzieć.
"Z innego powodu, jasne" pomyślał ironicznie. Alfred był cholernie specyficzną osobą, ale w kwestii Arthura robił się jeszcze dziwniejszy niż w innych sprawach. Mniej slopsi, no, chyba, że jak Slops w momentach zagrożenia, kiedy wychodziło z niego to, że jest olbrzymim psem, o silnym instynkcie terytorialnym i niepowstrzymanym pragnieniu chronienia swojego stada.
Choć co niby Arthur mógł mieć do stada Alfreda? No cholera, oni przecież nie okazywali sobie niczego poza pogardą. A teraz Alfred wyglądał na zirytowanego, albo na zmartwionego i zazdrosnego o jakiegoś maga, jednego z wielu, z którymi znał się Arthur.
No i, jeśli tak, to czego on w ogóle chciał od Matta?
- No tak... zna wielu ludzi, Alfred. Naprawdę bardzo wielu. - Matt przynosił mu listy, słuchał nieraz jego opowieści, więc wiedział. I jako, że łączyło go z Arthurem zamiłowanie do spokoju, to nigdy nie mógł się nadziwić, jak wiele znajomości nawiązuje i utrzymuje Arthur.
- Uważasz, że jest w niebezpieczeństwie? - zapytał więc, usilnie próbując zrozumieć Alfreda i, być może, też swoją rolę. Czy on miał tylko posłuchać tych wątpliwości, czy powinien też coś z nimi zrobić? - Chyba nie bardzo rozumiem. Zwłaszcza, że oni znają się ponoć od bardzo dawna.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyPią 24 Lut - 18:26:13

Alfred postanowi posłuchać Matta w sprawie ziemniaka. Nie umknęło jego uwadze, że jego brat nie odpowiedział, ale nie naciskał. Póki co. Zajął się ziemniakiem, choć ciężko było stwierdzić, czy wychodziło mu to znacznie lepiej niż przed chwilą. Raczej nadal był Alfredem.
- A ja wiem, zielone oczy to chyba nie twój kolor – Alfred wydął usta w rozbawionym, trochę udawanie obruszonym uśmiechu i szturchnął brata łokciem.
Zaraz jednak temat ich rozmowy przeszedł na inne tory, chociaż Alfred naprawdę nie chciał być aż tak bezpośredni. Matt jednak nie dał mu wyboru – tak przynajmniej tłumaczył to sobie król. Skoro i tak temat zszedł na Arthura, nie było chyba innej rady, jak wyrazić co leżało Alfredowi na sercu, żołądku, wątrobie (i w innych miejscach). Przypominało to bardziej monolog, bo ciężko było wymagać od Matta reakcji, ale Alfred i tak czuł, że musi się z kimś podzielić swoimi obawami. A jedyna osoba, która przychodziła mu na myśl miała na imię Matt. Co właściwie było miłą odmianą. Alfred przez całe swoje życie nie miał o kim rozmawiać o swoim zainteresowaniu Arthurem. Mattowi też nie mówił wszystkiego, ale mógł rzucać chociaż takie okruchy. I już to mu trochę pomagało.
- Nie wiem. Może? – Alfred wzruszył ramionami. – Arthur chyba nie jest najlepszy w rozumieniu uczuć innych wobec siebie – zauważył.
Wystarczyło przyjrzeć się faktowi ile zajęło mu zrozumienie aluzji Alfreda subtelnych jak przelatujący nad głową taboret.
- Tylko się znali? Wiesz coś o nim więcej? Albo o tym jak się znali…? Może dzięki temu ubiorę lepiej w słowa o co mi chodzi? – zasugerował.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyPią 24 Lut - 20:14:47


„Za to ty jesteś bardzo zainteresowany uczuciami innych do Arthura. I nazywaniu ich za niego. I przejmowaniu się nimi. I w ogóle, Alfred, interesujesz się nim jak pies kiełbasą.”
Ale Matthew nie oceniał. To znaczy, oceniał trochę i już za to cię karcił, bo w końcu nie miał powodu do takiego cynizmu, no, ale, nigdy nie spotkał się z takimi dziwnymi relacjami jak u człowieka, który się nim zaopiekował i człowiekiem, który był jego przyrodnim bratem. Ktoś by pomyślał, że nie mają zbyt wielu powodów, żeby się bliżej znać, byli w jakimś sensie przeciwieństwami, stronami wewnętrznego konfliktu. No, ale Alfred mówił o Arthurze używając jego imienia, a nie nazwiska czy tytułu, był strasznie ciekawski i, na dodatek, udało mu się doprowadzić do tego, że Arthur pobił go do nieprzytomności.
Nie, to było okropne do ogarnięcia. A Alfred się dziwił, czemu Matt woli się nie wychylać.
- Hm...
Co do Vertisa, to Matt nie zwrócił na niego większej uwagi i dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy widzi w nim kogoś faktycznie podejrzanego. Ale czemu by miał? Vertis nie zwracał raczej większej uwagi na służbę, nie zwracał uwagi zbyt na nikogo poza Arthurem...
A.
Więc o to chodziło Alfredowi.
Matt uśmiechnął się ponuro do ziemniaka, czując się po raz pierwszy tak, jakby pomiędzy nim a sobą istniało jakieś dogłębne porozumienie. Obaj byli zbyt prości na ten dziwny świat.
- Przepraszam... naprawdę nie zwracałem na to uwagi, Alfred. I nie wiem, czy byłoby fair pytać Arthura po to, żeby ci później przekazać. Jeśli się o niego martwisz, to może sam zapytasz i powiesz mu, o co chodzi? - zaproponował delikatnie. W idealnym świecie ta rada miałaby idealny sens, ale Matt doskonale wiedział, że Alfredowi nie o to chodziło. Że raczej nie spyta.
Tylko, że jeśli faktycznie wierzył, że Arthur może być w niebezpieczeństwie z powodu tego Vertisa... Ale Matt nie chciał w żaden sposób zdradzać Arthura albo go szpiegować... Uhh, cholera, znowu kazali mu wybierać.
Zastanowił się. Westchnął.
Sprawdzi, czy Arthur faktycznie może być w niebezpieczeństwie, ale na razie nie powie o tym nikomu.
Zwłaszcza, że Alfred chyba po prostu chciał usłyszeć plotki. Ale niech go cholera, jeśli tak, to niech poderwie sprzątaczki i dowie się, czy Arthur sypia z kimś nowym, a nie, wzbudza w Matthewie niepotrzebny niepokój i rozdziera go moralnie. Ot co.
- Wiem tylko, że są naprawdę starymi przyjaciółmi. Arthur do tej pory nikogo tak nie nazwał i nigdy o nim nie wspominał. Ale nie wiem, jakie to ma znaczenie. Patrz, idzie ci coraz lepiej z tymi ziemniakami. Jeszcze trochę i nabierzesz wprawy.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySob 25 Lut - 6:48:44

- Myślę, że Arthur by nie zrozumiał – odparł prosto Alfred.
A raczej z góry osądziłby go w wiadomy sposób. Posądziłby go o zazdrość i choć po części miałby rację, tym razem Alfredowi coś jeszcze nie dawało spokoju. Coś w spojrzeniu, jakie Vertis rzucał, gdy Arthur na niego nie patrzył. Drobne drgnięcia w głosie. Gesty. Alfred był charyzmatyczny i mówił bez wyczucia, ale gdyby nie miał empatii, nie umiałby pociągać ludzi, kusić ich otwartością i szczerością.
A Vertis był… Był czymś innym. Może faktycznie przesadzał, ale gdyby Matt potwierdził jego obawy, czułby się pewniej.
- To pewnie ważna umiejętność, gdy jest się królem – roześmiał się Alfred. – I nie zrozum mnie Matt, nie chodzi nawet o to, kim dla siebie są. Po prostu mam złe przeczucia, nie…? Ale przynajmniej ziemniaki już lepiej mi wychodzą.

Alfred bawił się dłońmi. Właściwie to obierał nimi ziemniaki, ale w sali zebrań wyglądało to tak, jakby nieustannie splatał i rozplatał palce. Marszczył opuszkami materiały swoich długich, rozkloszowanych rękawów i ogólnie rzecz biorąc, wielce się ekscytował albo denerwował, słuchając swoich doradców z obu stron. Okazjonalnie czuł na sobie spojrzenie Arthura i gdzieś tam, krańcem świadomości domyślał się, że Arthur w i e. Zawsze wiedział. Alfred nie miał pojęcia czemu ze wszystkich magów w jego otoczeniu, to Arthur w i e, ale najwyraźniej Arthur był wyjątkowy.
Alfreda nawet to nie dziwiło.
Nie odwzajemniał jednak spojrzenia. Starał się nie patrzeć ostentacyjnie w jego stronę. Nie było przy nim jego przyjaciela, ale to niczego nie zmieniało. Alfred potrzebował chwili, namysłu oddechu. Jaki teraz ruch powinien wykonać. Jak nie ignorować Arthura ale też nie narzucać się mu obecnością. Jak rozegrać to zgrabnie i zawirować wokół Arthura jak motyl. Delikatnie, z gracją i urzekają. Po prostu nie chciał być ćmą, która uderza wściekle w szybę widząc światło.
A zazwyczaj był ćmą, światłem był Arthur, a szybą – jego duma, bariera magiczna i najpewniej zdrowy rozsądek.
Z jakiegoś powodu czuł, że nie pojawianie się tu we własnej osobie nie było dobrym startem ich relacji po powrocie Arthura, ale nie mógł nic na to poradzić. To znaczy mógł, ale nie chciał. Musieli kiedyś z Arthurem wyznaczyć jakieś granice co i jak.
Czy coś.
Kiedyś.
Alfred miał szczerą ochotę ziewnąć. I to nie dlatego, że spotkanie było nudne. Ostatnimi dniami odrobinę nie dosypiał, a magia rozdzielania się była ciężka i męcząca.
Przynajmniej spotkanie dobiegło końca, ludzie zaczęli się rozchodzić. Alfred wstał nieśpiesznie, zamienił jedno czy dwa słowa z innymi doradcami. Wiedział, że Arthur czeka. Stoi. Czuł to jakoś podświadomie, odszukując go kątem oka.
Więc raczej nie da się uniknąć nadchodzącej burzy.
Przynajmniej burza ma ładne, zielone oczy.
Alfred obrócił się powoli w stronę Arthura i uśmiechnął się ostrożnie.
- Arthur! Miło cię znowu widzieć. Zastanawiałem się, kiedy do nas wrócisz – zaczął uprzejmie.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySob 25 Lut - 10:57:05

W chwili, w której Matthew zaczął odnosić wrażenie, że Alfred gubi się w myślach i przestaje zwracać na niego pełnię uwagi, Arthur poczuł coś odwrotnego. Obaj stali się z tego powodu nieco bardziej zadowoleni. Matt uwierzył, że jego filozofia ziemniaka działa, a jego przyrodni brat pogrąża się w myślach i zaczyna wykonywać pracę automatycznie, a, co za tym idzie – lepiej i dla siebie i dla ziemniaków. W takiej nienachalnej ciszy byłoby coś całkiem przyjemnego, gdyby nie to, że teraz Matt sam zaczął myśleć o Vertisie i o swojej lojalności.
Arthur był zadowolony z prostszego powodu; bo Alfred spojrzał na niego pierwszy raz i po tym najwyraźniej miał jeszcze na tyle przyzwoitości, by zakłopotać się i spróbować udawać, że zwraca uwagę chociaż na końcówkę śmiertelnie ważnego posiedzenia. Korona była ostatnim nie buntującym się miastem na wchód od Astry i w napięciu trwała na przybycie Króla Pik.
Dalej czekał na nich otwarty konflikt, nie tylko w postaci buntu, ale też zwyczajnego bezprawia. Oczywiście Arthur perfekcyjnie poradziłby sobie z sytuacją sam, gdyby to on był królem, ale tutaj nie miał wielu wpływów jako... On sam. Całe te tereny nigdy nie były zbyt istotne z punktu widzenia reszty królestwa, wszystkie ośrodki magiczne leżały daleko i... Cóż, Arthur zostawił Koronę Vertisowi. Subtelnie do tej pory omijał pojawianie się tutaj ze swoimi interesami, bo skoro ani tego nie potrzebował, ani nie chciał, to nie było powodów do nadgorliwości. A teraz okazało się, że popełnił błąd. Korona stała się ważna, a on był w niej nikim, niewiele wiedział o jej przywódcach, za niewiele sznurków mógł pociągnąć. Alfred zresztą też, ale Alfred był nikim praktycznie w każdym innym miejscu i jakoś sobie z tym radził. Był w końcu oficjalnym królem.
Arthur zaś nie był, więc, żeby podejmować tu słuszne decyzje i kontrolować sytuację, potrzebował pomocy kogoś, kto spędził tutaj wystarczająco wiele czasu, miał swoje własne wpływy, rozumiał zależności i sytuację zarówno w Koronie jak i za granicą buntu. Był tutaj ktoś i to akurat ten, kogo Arthur nigdy już nie zamierzał wykorzystywać, albo, cóż... prosić o pomoc. Głównie dlatego, że to było niemożliwe. Vertis, w przeciwieństwie do większości ludzi na świecie, go znał.
A jednak, mimo to... Sam się zaproponował.
Arthur uśmiechnął się w duchu na tą myśl. Przez tyle lat nie sądził, by ludzie tacy jak Vertis potrafili dorastać i, może nie przebaczać, ale otwierać oczy. Albo może to Korona i surowe warunki w tej części kraju sprawiały, że ludzie dojrzewali. Trudno było stwierdzić, ale... naprawdę nie sądził, ze znajdzie tutaj sojusznika.
Co za dziwne uczucie. Niespodziewane, ale... ciekawe.
Zbliżała się pora obiadowa, co oznaczało, że obradujący o wiele bardziej niż na początku zapragnęli dojść do jakiś wniosków i porozumienia. Chwilę później zaczęli się zbierać, uznając, że będą kontynuować obrady jutro z samego rana. Arthur jednak został w miejscu, tak jak to robił praktycznie zawsze. On i Alfred zawsze mieli do powiedzenia sobie coś więcej niż to, o czym dyskutowali z innymi. Czasami to były faktyczne decyzje, które podejmowali razem, zawsze poza słuchem i wzrokiem innych. Czasem nie.
- Co jest dziś dla ciebie ważniejsze niż obrady wojenne? - zapytał nieco uszczypliwie i choć normalnie byłby lekceważeniem Alfreda oburzony, tym razem tak nie brzmiał. Chyba się przyzwyczajał, bo nawet przez sekundę nie czuł zaskoczonia, że Alfreda tak naprawdę tutaj nie ma. Przynajmniej słuchał, wiedział, co się działo i wyglądał jak poważny mały król.
Cóż, niech mu będzie, zwykle tyle faktycznie wystarczyło.
Obrzucił go swoim typowym spojrzeniem, oceniającym, uważnym i pełnym nieco szyderczej wyższości wobec świata. Widział, że Alfred znów wrócił do swoich marnych, płonnych prób udawania, że potrafi mieć klasę i dystans do niego, choć ostatni raz, gdy się widzieli, włamał się do jego sypialni i przystawił mu sztylet do gardła. Obserwowanie, jak teraz udaje człowieka zrównoważonego było właściwie nawet całkiem zabawne.
Naprawdę się starał. Arthur musiał mu to przyznać; oprócz tragicznych wad i popełnionych błędów, Alfred, niech go szlag, nigdy nie przestawał walczyć.
- Z całą pewnością się zastanawiałeś, choć odpowiedź jest raczej oczywista. Nie mam w zwyczaju ignorowania faktycznie istotnych wydarzeń. Nie marnowałem czasu – dodał.
Wstał, jednocześnie powoli się zbierając do wyjścia, ale też odwracając w stronę Alfreda i patrząc mu na moment prosto w twarz.
- Ci ludzie w wielu sytuacjach albo nie wiedzą dokładnie, co się dzieje za granicami, albo wciąż nie mówią nam całej prawdy. Przytrzymaj ich tutaj jeszcze przez, co najmniej, trzy dni, bo tyle powinno mi zająć zdobycie pełnych informacji.
…którymi normalnie się z Alfredem nie dzielił, ale teraz jasno dawał mu do zrozumienia, że tym razem będzie inaczej.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySob 25 Lut - 19:45:49

Alfred niemalże się uśmiechnął. Oczywiście, że Arthur musiał to zauważyć, tak jak się spodziewał. Nie wiedział, czy bardziej mu to imponuje czy zastanawia, jak bardzo Arthur skupiał się na jego obecności. Zamiast jednak wyrazić na głos czy wyraźnie swoje rozważania, uśmiechnął się uprzejmie, nieco może przepraszająco?
- Słuchałem uważnie, mimo wszystko, wszystkiego co mieli do powiedzenia. Jestem całkiem niezły w kwestii podzielnej uwagi – zapewnił Arthura spokojnie.
Zresztą obieranie ziemniaków faktycznie pomagało skupić myśli, choć Matt chyba nie spodziewał się, w jaki konkretnie sposób pomaga.
- O to cię raczej nie podejrzewałem – przyznał.
Pomijając fakt, że Arthur sprowadził tu swojego… Byłego. Alfred był niema stuprocentowo tego pewny. To nie był tylko przyjaciel czy znajomy. To spojrzenie, gesty, zaborczość. To ostatnie zwłaszcza. Alfred odnosił wrażenie, że widzi siebie, co nie było przyjemnym uczuciem. Zwłaszcza, gdy posądzał Vertisa o niecne intencje.
Odetchnął. Zorientował się, że gubiąc się w takich myślach zapomniał, że Arthur do niego mówi. Na szczęście udało mu się wyłapać ogólny sens.
Zwłaszcza, że był to sens wręcz zaskakujący. Alfred spojrzał uważnie na Arthura.
- Dobrze, nie powinienem mieć z tym problemu – odparł. – I… Hm, tak, nawet ja jestem w stanie to zauważyć. Miło będzie wiedzieć o co może chodzić… - zrobił krótką pauzę. – Mam oczekiwać aż dasz mi znać, tak? – spytał ostrożnie, trochę niepewnie, jakby stąpał po grząskim gruncie. – Znowu zamierzasz działać w terenie, czy tym razem posłużysz się… Innymi metodami.
Ergo „czy znowu mnie opuścisz, Arthur”.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySob 25 Lut - 21:02:33

W to akurat Arthur nie wątpił. O Alfredzie mógł powiedzieć wiele, a nawet bardzo wiele, ale nie to, że nie radzi sobie z nadmiarem informacji, albo, że nie słucha, co się do niego mówi. Był jedną z tych osób, które wydaję się nie słuchać, nie zwracać uwagi, ale zapytane, powtórzą to, co się właśnie do nich mówiło, wyłapując idealny sens.
Nie, żeby Arthur podejrzewał Alfreda o związki z czymkolwiek, co można określić jako sensowne. W pewnych sprawach jednak dało się... no, jako tako, na nim polegać. Ale przecież nie zamierzał kiedykolwiek mówić o tym na głos, albo, o zgrozo, uświadomić to Alfredowi w jakikolwiek sposób. Dlatego po prostu popatrzył na niego milcząco, z rozbawieniem, które mogło wziąć się z czegokolwiek.
- Oczywiście, że nie podejrzewałeś – powtórzył znów łaskawym tonem dorosłego skłonnego uwierzyć we wszystkie oczywiste kłamstewka dziecka. Popuścił też Alfredowi to, że ten nie odpowiedział mu na jego pytanie. Cóż, zdecydowanie obaj mieli dzisiaj ważniejsze sprawy do załatwienia, niż denerwowanie siebie nawzajem. Czuł to po sobie, rozumiał po długiej liści rzeczy, które musi jeszcze zrobić i widział też po Alfredzie, który naprawdę się powstrzymywał. Nie, żeby Arthur spodziewał się ponownej próby przystawienia mu noża do gardła. Nie publicznie.
Właściwie myśl, że Alfred, gdy chce, naprawdę potrafi się powstrzymywać, była irytująca, ale... Niech go cholera weźmie, jeśli Arthur pokaże mu, że ich ostatnie spotkanie jakoś na niego wpłynęło. Nie. Na zemstę czekało się cierpliwie.
Arthur wstał ze stołu, poprawił marynarkę i wyprostował się, stając praktycznie na wysokości Alfreda. Popatrzył na niego uważnie, rozpoznając znajome rozkojarzenie na jego twarzy... Mimo wszystko, Alfred mógł się rozdzielać na spotkania rady, ale, gdy próbował zrobić z Arthura tylko jedno ze swoich zadań, to już było nieuprzejme. Czym się niby zajmował, zamiast poświęcać mu całość uwagi? Cokolwiek to nie było, powinien dać sobie spokój, Arthur w końcu wiedział już, że jest najważniejszy...
Chyba, że Alfred zaczął zmieniać zdanie.
– Nie, masz oczekiwać, że nie powiem ci niczego i najwyżej będę patrzył z boku jak wysyłasz moich i swoich ludzi w śmiertelne pułapki – uśmiechnął się krótko, wyrzucając z głowy głupią, krótką myśl o tym, że może po postu przestał być czymś, na co Alfredowi zależało – i to tylko dlatego, że Alfred zachowywał się na jego widok jak normalny człowiek.
- I... tak. Zamierzam tak zrobić po tym, jak samodzielnie przejdę poza granicę, odwiedzą każdego przywódcę buntu po kolei i zapytam, jak jest ze stanem ich armii. Czy cokolwiek masz na myśli przez „inne metody”. Jestem pewien, że to bardzo błyskotliwe przypuszczenia – pokręcił głową, a następnie uśmiechnął się w kierunku Alfreda krótkim, zbywającym uśmiechem.
Ktoś tutaj naprawdę nie doceniał prostoty i potęgi posiadania sprzymierzeńców w obcym regionie. Z drugiej strony... Posiadanie jednego sprzymierzeńca w obcym regionie samo w sobie nie było niczym dobrym. Ale Arthur doskonale wiedział, że nie mają w tym momencie niczego lepszego. Ani Alfred ani on... A sprawa wymagała natychmiastowego działania.
Zamierzał przypomnieć Alfredowi, kim jest, a fakt, że akurat w tej jednej sprawie mieli tragicznie ograniczone środki, był właściwie nieistotny. Alfred zdecydowanie nie musiał znać szczegółów.
Po prostu staraj się być dobrym królem przez ten czas.
Popatrzył na niego nieodgadnionym spojrzeniem, przesuwając jednocześnie opuszkami palców po powierzchni blatu. Często tak robił; lubił czuć powierzchnię różnych rzeczy.
Jednocześnie jednak trochę się cofnął, dając znać, że nie zamierza dłużej dyskutować.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySob 25 Lut - 21:58:12

Alfred uśmiechnął się odrobinę szerzej. Nie złośliwie, nie pogardliwie. Po prostu. Szerzej. Nie pokusił się o śmiech, choć ten połaskotał jego gardło. Przełknął jednak to uczucie.
- Musisz jeszcze zaznaczyć, że wcale nie odginałeś małego palca na herbatce z moimi najgorszymi wrogami - podsunął pomocnie.
Jego oczy błysnęły humorem, choć nadal trzymał dystans. W tej chwili był bardziej A tym Alfredem niż tym od ziemniaków, zmiana była tak gładka, że aż sam Alfred nie wiedział, kiedy tak dobrze zaczął przemieszczać uwagę pomiędzy ciałami.
- Kto wie co mam. Chodziło mi raczej o to, czy będziesz dostępny w swoim gabinecie czy znowu znikniesz. Głównie te dwie metody rozróżniam. - Alfred rozłożył ręce.
- To akurat ostatnio nawet mi wychodzi. Nawet ty to przyznałeś. Pośrednio. Bardzo głęboko między wersami. - Zauważył gest Arthura. Nieznacznie zmarszczył nos. Podniósł wzrok ponad ramię Arthura. Kątem oka dostrzegł g o. Czekał niecierpliwie.
Zaraz podejdzie, zrozumiał Alfred. Zupełnie jak ja.
Poczuł się dziwnie. Zamrugał.
- Ziemniaki naprawdę ciężko się obiera.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptySob 25 Lut - 22:25:33

A, czyli jednak nic się nie zmieniło, Alfred wciąż chciał wiedzieć, gdzie jest i czy będzie pod ręką. Arthur obrzucił go spojrzeniem, które niczym nie sugerowało to, że poczuł ukłucie zadowolenia z tego pytania. Jego wyraz twarzy sugerował raczej, że właśnie zrozumiał intencje Alfreda.
- Mam nadzieję, że nie pytasz, bo rozważasz kolejne naruszenie mojej prywatności – odparł leniwym tonem wygrzanego na słońcu gada. Poruszył się też, podchodząc trochę bliżej Alfreda, przyglądając mu się po swojemu. Przez chwilę miał ochotę się uśmiechnąć i znowu go sprowokować, ale potem przypomniał sobie, że obaj mają ważniejsze sprawy na głowie, że muszą się nimi zająć i, przede wszystkim – jak Alfred już mu kiedyś wypomniał, że próbuje z niego wyciągnąć „to” uczucie.
Więc tym razem nie zamierzał.
Ostatecznie oparł się tyłem o stół. Znowu zobaczył, że Alfred jest rozkojarzony rozmową tak samo, jak rozkojarzony był podczas słuchania obrad. Nie, doprawdy. Nikt nie ignorował Arthura Kirklanda.
- Zostaję. Ale, jeśli znowu zachcesz wpaść z niezapowiedzianą wizytą, to od razu muszę cię ostrzec, że tym razem nie będę tego tolerować. Jestem...
Uśmiechnął się przelotnie i jednocześnie powiódł spojrzeniem za wzrokiem Alfreda. Dopiero wtedy odkrył, że Vertis na niego czeka poza salą obrad, nie wchodząc, mimo otwartych drzwi. Czekał pewnie, aż skończy rozmawiać z Alfredem. Musiał mieć jakiś powód, ale, cóż, jeszcze chwilę może zaczekać.
Teraz tylko trzeba będzie tylko znieść kąśliwą, idiotyczną uwagę Alfreda o...
Ziemniakach?
- Co proszę? - uniósł brwi. Zrozumiał już po sekundzie, że Alfred mógł nawet Veretisa nie zobaczyć; najwyraźniej, gdziekolwiek teraz patrzył, nie było to tutaj.
Arthur prychnął w duchu.
Doprawdy, czy rozmowa o obieraniu ziemniakach, którą najwyraźniej prowadził gdzieś Alfred, była ważniejsza?
- Albo nie, cofam. Nie chcę wiedzieć, co masz na myśli. Po prostu... Powiedz, że mogę na ciebie liczyć.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyNie 26 Lut - 5:48:08

Uśmiech Alfreda nie zadrżał. Właściwie niczym nie zdradził się w odpowiedzi na tę rozbawioną (?) aluzję Arthura.
- Raczej nie planowałem. Wolałem wiedzieć czy mogę w tych dniach liczyć na twoją radę.
Uznał, że bardziej zaskoczy tym Arthura niż kąśliwą uwagą. Nie wiedział czy miał rację, ale mógł zaryzykować.
- Zapamiętam. Tym razem zapukam w ścianę. Lub podłogę. - Alfred uśmiechnął się lekko. - Ale tak poważnie... Nie planuję tego robić.
Poruszył się lekko. Ziemniaki. Matt też się dziwnie patrzył. Cóż. Alfred uznał, że obaj przynajmniej mają zabawne wyrazy twarzy.
Alfred uśmiechnął się rozbrajająco. W jego opinii.
- Musisz kiedyś spróbować. Obieranie ziemniaków pomaga na myśli. I możesz. Chętnie Cię tym zaskoczę.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyNie 26 Lut - 5:48:25

Arthur faktycznie dał się trochę zaskoczyć, ale, oczywiście, pokazał to po sobie tylko pogardliwym kpiącym spojrzeniem. Chciał udowodnić, że równie mocno, co nie dowierza, to nie robi to dla niego znaczenia, a Alfred nie kupi, ani nie przekupi go nagłą podańczością. W końcu nawet nie przeprosił za ostatni raz.
Ale to nie miało teraz znaczenia, bo Vertis czekał. Czekał, chociaż właściwie Arthur go o to nie prosił, ani nie zapraszał, No, cóż, on chociaż faktycznie tam stał, a nie robił kilkanaście rzeczy jednocześnie... w tym czegoś, najwyraźniej, związanego z ziemniakami.
- To byłaby nowość. Będę zajęty, ale raczej obecny w mieście.
Nie skomentował, ale teraz, gdy zdawał sobie sprawy z obecności Vertisa, rozmawiało mu się z Alfredem trochę inaczej. Sam nie wiedział, czemu, ale, w dodatku, Alfred i tak nie wkładał w to pełni uwagi.
Dlatego też postanowił ukrócić rozmowę, której od samego początku nie planował ciągnąć aż tak długo.
- Doprawdy. W takim razie może powinieneś się temu poświęcić. Jako król mijasz się z powołaniem.
Ale tym razem nawet się o to wszystko na Alfreda nie zirytował. Przewrócił tylko oczyma i skrzyżował ręce na piersi.
- Wątpię.
Powrót do góry Go down
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyNie 26 Lut - 7:43:15

Alfred odpowiedział uśmiechem na kpinę i skinął głową.
- Zapamięta, cóż, gdybym potrzebował twojej rady zapewne wyślę ci list przez… Gońca – stwierdził spokojnie.
Tak, tym razem nie planował przyklejać się do jego balkonu. Ciekawe czy wytrzyma.
- I cóż mogę powiedzieć, czasami przyda się odmiana. – Wzruszył ramionami i ukradkowo zerknął na mężczyznę, czekającego na Arthura.
Zastanowił się nad nim. Kto mógłby wiedzieć coś więcej o tym człowieku? Może ktoś ze szkoły magii? Jakiś mag? Kupiec? Kogo mógłby zapytać, nie wzbudzając podejrzeń czy zainteresowania? Skoro Matt go nie kojarzył, mógł być to ktoś z dawnych czasów Arthura. Szkoły? Dworu? Na pewno przed Astrą. Ach, zbyt dużo myśli. Gdzieś tam inny Alfred zaciął się obieraczką w palec, a obecny syknął z delikatnego bólu.
Szybko uśmiechnął się przepraszająco. Na jego palcu pojawiła się cienka, czerwona linia.
- Nie, chyba jednak mimo wszystko prędzej bym się tak zabił niż sprawując władzę. – Alfred roześmiał się lekko. – Kto wie, Arthur…
Chciał dodać coś jeszcze. A może i nie? Po prostu było coś w tej rozmowie… Miłego? Alfred nie był pewny, czy pomagało jego postanowienie, fakt, że połowę swojej uwagi poświęcał Mattowi (choć teraz jakąś jedną czwartą) czy może coś jeszcze innego. Miły Arthur? Normalna rozmowa. Miła odmiana. Najwyraźniej przerwa posłużyła im obu. Niezależnie jednak od tego, co stało za tym dziwnym uczuciem przyjemności, które połaskotało Alfreda po żołądku, król nie był w stanie kontynuować rozmowy. Vertis nie wytrzymał, a Alfred, cholera, potrafił go zrozumieć, choć wcale mu się to nie spodobało.
- Wasza wysokość. – Mężczyzna skinął sztywno głową przed Alfredem. – Arthurze… Mam coś co może cię zainteresować, mam nadzieję, że jego królewską mość nie obrazi moja impertynencja, ale wierzę, że… Może to być dość istotne. – Uśmiechnął się uprzejmie kącikami ust, po czym posłał Arthurowi lekkie spojrzenie. Może trochę rozbawione?
Alfred nie był pewny, wiedział, że go nie polubi.
- Ach, jasne, nie ma sprawy – odparł odruchowo i mało po królewsku. – W końcu i tak zajmuję się ziemniakami. W takim razie, miejmy nadzieję, że nie będzie potrzeby nagłych spotkań między nami, ale w razie czego zawiadomię cię z wyprzedzeniem – odpowiedział szybko i odszedł, za plecami rzucając jeszcze jedno, ostatnie spojrzenie parze mężczyzn.
Vertis za to spojrzał pytająco na Arthura.
- …ziemniakami…?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyNie 26 Lut - 10:23:32

Śmiech Alfreda. Arthur dawno go już nie słyszał, ale przecież nie było za czym tęsknić, bo przeważnie Alfred śmiał się tak, żeby doprowadzić go do szału. Drgnął więc, ściągając brwi i wbijając w Alfreda nieco jaśniejsze niż zwykle spojrzenie. Kącik jego ust drgnął jakby w nerwowym tiku.
I nagle tuż obok niego odezwał się głos. Arthur drgnął, bardziej zaskoczony, niż cokolwiek innego. Nie zauważył momentu, w którym Vertis ruszył w ich stronę, bo nie spodziewał się, że ten będzie miał czelność. Odwrócił twarz i spojrzał w jego kierunku, wysłuchując tłumaczeń i słuchając oficjalnych, właściwie nieco prześmiewczych przeprosin Jego twarz stężała nieco, neutralność przeszła w maskę neutralności. Zacisnął mocniej usta. Co Vertis sobie myślał, sądząc, że ma prawo podchodzić i przerywać mu rozmowę? Co było na tyle ważne?
Zanim doszedł do wniosków innych niż to, że nie ma tutaj do czego dochodzić, Alfred odpowiedział.
Alfred. Alfred. Arthur spojrzał z kolei na niego, nie mając pewności, czy jego odpowiedź jest po prostu typowym kompletnym brakiem taktu, czy... Kto go wie. Na pewno szybko się poddał, ale było w tym coś dziwnego, więc prawdopodobnie Alfred jednak wiedział, kim jest Vertis i już zdążył zrobić się o niego zazdrosny. Tak czy siak, żaden z nich nie zachował się w tym momencie tak, jak przystawało zachowywać się ludziom z klasy wyższej.
Choć, w gruncie rzeczy, jedynie Arthur był tu naprawdę z klasy wyższej. Alfred nie miał klasy.
- Alfred – zatrzymał go jednak i przez sekundę sam nie wiedział, co chce powiedzieć. Pieprz się? Zachowuj się lepiej? Przyznaj się, czy chciałeś kogoś tu obrazić? Arthur spojrzał na niego przydługo. - Krwawisz z palca.
Potem odwrócił się od niego, położył na chwilę rękę na ramieniu Vertisa i subtelnie, nie wkładając w to większej siły, pchnął go w kierunku wyjścia. Sam też ruszył, odsuwając się i przez krótką chwilę ani na niego nie patrząc, ani niczego nie mówiąc. Zaczekał do momentu, aż wyszli z sali obrad na przestronny, choć minimalistycznie urządzony korytarz królewskiej posiadłości.
Potem zmarszczył brwi.
- Omawialiśmy potencjalne strategie – wytłumaczył nieprzekonywająco, bo nie sądził, by istniało w pełni przekonywujące tłumaczenie, dlaczego Alfred wspomniał o ziemniakach. Sam tego nie wiedział i nie zamierzał nikogo bronić. - Powiedz, co takiego jest na tyle ważne, żebyś przychodził tu i przerywał mi w połowie rozmowy?
Postanowił jednak, że nie będzie zły, więc, zamiast oskarżycielskiego tonu, brzmiał raczej na kogoś, kto zamierza się podrażnić. Przyśpieszył też kroku, a następnie westchnął.
- Impertynencja – powtórzył z namysłem. - Spotkałeś go wcześniej? Myślałem, że polubisz kogoś, kto otwarcie sprzyja twojej klasie... Przynajmniej, dopóki go nie poznasz.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyNie 26 Lut - 19:02:28

- Z ziemniakami w roli głównej? – spytał uprzejmie Vertis, uśmiechając się kącikami ust. – Brzmi trochę jak moja specjalność.
Nie naciskał bardziej na ten temat, choć odniósł nieprzyjemne wrażenie, które tylko spotęgowane zostało jawnym kłamstwem Arthura. Vertis przywykł przez większą część swojego życia do kpin i zawieszenia pomiędzy dwoma światami. Nie pasował do mieszczaństwa, które krzywym okiem patrzyło na to, że jest magiem i to bogatym magiem, ale także nie pasował do wyższej sfery Królestwa Pik. Głównie dlatego, że się w niej nie urodził. Teraz jednak zdusił z siebie gorzki smak, który poczuł na podniebieniu. Nie zdradził się ze swoimi myślami, za to chętnie podjął kolejny temat.
Choć musiał przyznać, że dostrzegał zmiany w Arthurze. Kiedyś, zdawać by się mogło, że całe eony temu, Arthur nie irytował się tak często. Był bardziej niecierpliwy, pełen pasji, teraz zaś Vertis widział w nim specyficzne zmiany, zwiększoną determinację, jakiś cień, który oblepił mu barki.
Nie pytał, a Arthur nie opowiadał. Oczywiście… Vertis nie spodziewał się niczego innego.
- Wydawało mi się, że nie przepadasz za jego obecnością. Nie wspominałeś o tym…?
Kilkanaście razy od naszego pierwszego spotkania. No dobrze, może było tego mniej, ale Vertis widział więcej, niż Arthur chciał mu pozwolić zobaczyć.
Zawsze widział więcej.
- Nie, tylko słyszałem plotki. Różne plotki. Ciężko mi ocenić, ile z nich jest zgodne z rzeczywistością, zwłaszcza, że tak daleko od stolicy, niektórzy dorabiali mu nawet smoczy ogon. – Vertis uśmiechnął się lekko. – Nauczyłem się nie ufać w takie słowa, dopóki nie widzę efektów. Mam nadzieję, że to rozumiesz. – Vertis splótł ręce za plecami. – Znasz go lepiej ode mnie. Jak sam byś go ocenił?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyNie 26 Lut - 20:24:18


- Więc uważaj, bo z tego, co powiedział, zamierza zrobić ci konkurencję.
Arthur uśmiechnął się obojętnie, oczywiście, natychmiast wyczuwając urazę w głosie Vertisa, który zawsze miał wrażliwe ego. Co nie było niczym dziwnym, miał do udowodnienia światu znacznie więcej, niż inni. Doskonale wyczuwał sugestie, czytał między wierszami i, generalnie, potrafił się z tego powodu zachowywać jak urażona primadonna. Między innymi dlatego rozstali się skłóceni. Podczas, gdy on był skłonny do kompromisów, to dla Vertisa to zawsze było wszystko albo nic.
Usłyszeć urazę w jego głosie było niemal czymś nostalgicznym. Dawniej obaj często ścierali się z szyderstwami, we wspólnym towarzystwie wyśmiewali swoje słabości. Chyba potem łatwiej było nie traktować poważnie tego, co mówili inni. Arthur uśmiechnął się, wspominając, jak przyjemnie było wtedy, gdy miał osobę, w towarzystwie której nie dbał o słowa. Chyba nigdy potem się przed nikim nie otworzył jak przed nim.
- Vertis, zignorowałeś mnie we wszystkim, co nie tyczy się jego. Następnym razem nie przychodź od razu do sali obrad i nie przerywaj mi rozmów – stwierdził stanowczo. Kiedyś nie stawiał zasad, nie pomiędzy nimi, ale pewne rzeczy się zmieniały. Wystarczył mu jeden Alfred.
Poza tym plotki... oczywiście. Arthur nie był idiotą, wiedział, jakie plotki musiały tutaj dochodzić. To były te same, które tak usilnie próbował swego czasu powstrzymać. Świetnie, więc Vertis, jak wszyscy inni, chcieli widzieć, czy między nim a Alfredem coś jest.
Arthur milczał przez sekundę, a później nagle postanowił rozładować napięcie.
- Mogę ci go ocenić w dwóch słowach. Nieobliczalny dupek – oświadczył dobitnie i od razu poczuł się rozbawiony swoim słowami. Po raz pierwszy powiedział to komuś otwarcie. Spojrzał na Vertisa krótko, z ukosa, by sprawdzić jego reakcję.
Mimo wszystko, byli teraz obcymi sobie ludźmi, a Arthur nie miał pojęcia, na ile może pozwolić sobie na odnowienie przyjaźni. Chciał jednak to zrobić; jego relacje z Vertisem nigdy nie polegały na owijaniu słów w kolorowe papierki. Owszem, Arthur okłamywał go i oszukiwał – po części świadomie – ale, gdyby Vertis choć trochę tego nie przebolał, to nie zgadzałby się na odnowienie tej znajomości. Ani na pomoc.
Oczywiście, nigdy nie będzie tak samo, ale... Arthur odetchnął i uśmiechnął się ponownie. Zabawne, od tak dawna nie miał dobrego humoru, że prawie zapomniał, jakie to uczucie.
- Możesz się teraz czuć zaproszony na obiad. Ale pod warunkiem, że skończysz z próbą omamienia mnie. Uwierz, miałem tego dosyć w Astrze, żebym teraz nie zauważył, jak bardzo próbujesz poprowadzić rozmowę na swoją korzyść. Dlaczego na mnie czekałeś?
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyPon 27 Lut - 6:17:16

Oczy Vertisa zabłysły czymś, co mogło być nawet humorem.
- Dziękuję za ostrzeżenie, Arthur, teraz będę mógł się przygotować – odparł.
Co wcale nie oznaczało, że nie nastroszył się lekko, jak kura gotowa do walki na śmierć i życia o ostatnie ziarnko. Zapewne pomagała mu w tym napuszona szopa rudobrązowych włosów, która mimo upływu czasy nie oklapła ani nie przerzedziła się wyraźnie.
Vertis, tyczkowaty i smukły, miał w sobie wiele z protekcjonalnej kury, która interesu pilnuje jak kwoka swoich jajek.
Bardzo zaborczo.
Teraz Vertis zaś zlustrował przydługim spojrzeniem Arthura, wyczuwając autorytatywny ton w jego głosie, które nie poznał do tej pory. Nie odpowiedział nic, ale w milczeniu dało się wyczuć coś na kształt zasępienia. Najwyraźniej jednak to o czym myślał Vertis nie było tak istotne. Nie wyraził tego na głos, a tylko skinął spokojnie głową.
- Jak sobie życzysz. Nie sądziłem, że sprawię ci moją wizytą aż taki kłopot – powiedział przepraszająco.
Jego oczy przygasły nieznacznie.
Coś skręciło się w jego żołądku, ale Vertis nadal szedł wyprostowany i swobodny.
Parsknął czymś na pograniczu śmiechu.
- Dosadny jak zawsze – stwierdził. – Zawsze miałeś talent do odpowiedniego ujmowania spraw.
Vertis posłał Arthurowi uśmiech.
- Chętnie przyjmę zaproszenie… - Zrobił krótką pauzę. Spoważniał. – Ale nie skłamałem. Mam wieści i jeśli masz rację z epitetem „nieobliczalny” wolałbym, byś dowiedział się o nich pierwszy. Przed królem i przed jego świtą. Wiem, gdzie zebrali się przeciwnicy króla, które miasto przyjęli za swoją warownię. Przygotowują się w niej na oblężenie i bitwę.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 EmptyPon 27 Lut - 15:09:54


Kłopot? Arthur zastanowił się, czy nie przesadził. Jeśli tak, to tylko i wyłącznie ze względu na to, od jak dawna i z jakim natężeniem Alfred ignorował jego prywatność i wymuszał na nim swoje towarzystwo. W kolejnej chwili doszedł do wniosku, że nie, nie przesadzał. To Vertis wtrącił się bez żadnego prawdziwego powodu, wyciągnął go z rozmowy z Alfredem. I niby był teraz spokojny, albo przynajmniej udawał, że jest, ale... Czy to w ogóle możliwe, że był zazdrosny? Bo tych wszystkich cholernych latach?
Kiedyś, owszem – Arthur był w jego kwestii boleśnie zaborczy i bywało, że vice versa. Wtedy już zaczęło się psuć i, podczas gdy uczucia Arthura przeważnie były irracjonalne, bo Vertis słusznie wyczuwał zbliżający się koniec. Z perspektywy czasu jednak Arthur czuł na te wspomnienia coś nowego, innego, czego do tej pory nie doświadczał – nostalgię i rozbawienie. Poza tym wtedy Vertis był bardziej otwarty w swoich uczuciach. A dziś, choć w głowie Arthura mignęło podejrzenie, to wciąż było tylko próbą jego dedukcji. Nie wiedział, co siedzi w głowie Vertisa tak, jak kiedyś.
Więc... zazdrość? O Alfreda?
Brzmiało głupio, ale Arthur widział niejednego potwierdzenia, że na świecie nie ma niczego bardziej idiotycznego niż psychika ludzi.
Arthur milczał chwilę, jakby na coś czekając, z nikłym uśmiechem, który zaczynał mu zastygać na twarzy.
Vertis znowu to zrobił. Nieudolnie próbował nim manipulować, wzbudzić poczucie winy. Kiedyś sobie tego nie robili, cóż, kiedyś Vertis tego nie robił. A on, on nie miał wyboru. Najwyraźniej, mimo że stare sprawy zostały albo wybaczone albo chwilowo zapomniane, to nie ma co się łudzić, że kiedykolwiek jeszcze będzie tak samo, jak dawniej.
Więc to na pewno nie była zazdrość. Nie wszyscy byli tak pochrzanieni jak on albo Alfred.
- Wiem, że masz wieści – odparł nieco spokojniej, odwracając wzrok. Zdystansował się nieco, skupiając na słowach Vertisa. - W końcu to ty dostarczasz tu wszystkim jedzenie. Porozmawiamy o tym na prywatności, co ty na to?
Skręcił w stronę swoich komnat. W Koronie znajdował się królewski pałac, właściwie pierwszy na ich drodze. Królowie Pik budowali je dla siebie głównie w starych czasach, więc większość z nich miała w sobie coś niezwykłego. Ten konkretny miał siedem olbrzymich, białych wież i setki jasnych mostów splątanych z fontannami, strumieniami i wodospadami. Przez długi odcinek pałacu dało się przepłynąć łodziom do wypoczynkowych ogrodów; Arthur, oczywiście, dostał komnaty w jednym z piękniejszych miejsc, z widokiem na dwa piętra ogrodów. Wodospad znajdował się na wysokości jego okna.
Chętnie zapytałby Alfreda, jak się czuje, gdy po raz pierwszy przebywa w należącym do siebie pałacu i to nie wymyślonym, niepewnym, takim jak w Astrze. Pałac w Koronie był w porównaniu do miasta czymś z kompletnie innego świata.
Szybko zapomniał o tej myśli i uśmiechnął się znów do Vertisa. Spoważniał, choć zupełnie nie dlatego, że sytuacja była kiepska. Wroga armia za górami bardziej go bawiła niż niepokoiła.
- I możemy najpierw omówić szczegóły współpracy, prawda?
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Sponsored content





Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 23 Empty

Powrót do góry Go down
 
Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki
Powrót do góry 
Strona 23 z 29Idź do strony : Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24 ... 29  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Cardverso-ms-
Skocz do: