Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 20 ... 29  Next
AutorWiadomość
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySro 14 Gru - 9:36:40


Arthur odetchnął. Na myśl przychodziło mu wiele określeń na Alfreda, który mógłby wypluć tu i teraz, ale nie byli tak do końca sami. Ściślej mówiąc, otaczały ich setki ludzi, więc musiał zachowywać się przystało na osobę, którą wszyscy myśleli, że jest. Przełknął parę odpowiedzi, wyprostował się i popatrzył na Alfreda z pogardliwym znudzeniem.
— Znowu zachowujesz się jak niegrzeczne dziecko, które próbuje zwrócić na siebie uwagę krzykiem. – Brzmiał, jakby wymuszał w sobie słowa, w których skuteczność nie wierzył. Dopiero na końcu ożywił się, jakby coś sobie przypominając: – Przynajmniej nie dziw się, kiedy jesteś traktowany jak takie dziecko.
Pominął przy tym kwestię ubioru, wiedząc, że Alfred jedynie się z nim droczy. Nie mógł inaczej. Wszystkie ubrania, które Arthur nosił, były idealnie dopasowane, piękne i zdecydowanie nie upodabniały go do kruka. Cóż... może trochę, ale właśnie takie zadanie miały spełniać. Magowie w Astrze byli szanowani, jeśli wyglądali jak magowie, podczas, gdy w królestwie wystarczyło po prostu umieć czarować, by budzić te same uczucia. A, że Arthur nie posiadał tego szczególnego, urokliwego typu męskiej urody, którą Alfred emanował za każdym razem, gdy patrzył na coś z uśmiechem? Cóż, pogodził się z tym już bardzo dawno temu i korzystał po prostu z tego, co miał. Szczęśliwie wygląd praktycznie nie miał udziału w planach Arthura.
— Gdybyś tylko faktycznie mógł zrobić którąkolwiek z tych rzeczy – uśmiechnął się krótko, nieprzejęty którąkolwiek z tych perspektyw. O tym też nie mogli porozmawiać głośno, ale chyba dostatecznie wyraźnie zasugerował Alfredowi, że w praktyce ich władza przez ten rok jest – z dwoma wyjątkami – równa.
Zaczynał jednak czuć, że następne kilka godzin podróży będą ciężkie. Jeśli chcieli zaznaczyć, że są równi, to powinni podróżować ramię w ramię, czyli będzie musiał znosić Alfreda jeszcze długo. Brill była wyższa i potężniejsza od klaczy Alfreda, ale nie na tyle wysoka i potężna, by Arthur mógł udawać, że go nie słyszy. Cóż. Przynajmniej w następnym mieście w końcu spotka się z przyjacielem, a niedługo potem powinni ukończyć widowiskową część podróży i przejść do prawdziwych interesów.
Parsknął.
— Naprawdę czasem trudno znieść twoją ślepotę na rzeczywistość. Mam nadzieję, że chociaż w głębi duszy zdajesz sobie sprawę ze swojej głupoty, Alfred.
Nie brzmiało to inaczej, niż gdy normalnie Arthur obrażał Alfreda i jednocześnie nie starał się wkładać w to całego serca. Nie zmienił zbyt wyrazu twarzy, jedynie po chwili uśmiechnął się znów leciutko i mimochodem zerknął na Alfreda. Był ciekaw, czy uda mu się zobaczyć cokolwiek niezwykłego, czy myślenie, że ktoś dobrze zapamiętał losową rozmowę sprzed kilkunastu lat było jednak nad wyrost.
Po krótkiej pauzie Arthur dodał też spokojnie:
— Zieleń, brąz i czerń to nie moje kolory, podobnie jak błękit i biel nie są twoimi.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySro 14 Gru - 17:59:57

Tym razem to Alfred miał ochotę zachować się tak, jakby nie dosłyszał Arthura, ale domyślił się, że wypadłby przez to jeszcze bardziej dziecinnie. Zamiast tego spojrzał więc na Arthura i uśmiechnął się przekornie, pobłażliwie mrużąc oczy.
- Ty z kolei dobrze się ukrywasz ze swoim dziecięcym zachowaniem. Cieszę się, że miałem okazję poznać prawdę – zapewnił go, pozwalając sobie zabarwić słowa wymownym rozbawieniem.
Mrugnął do Arthura.
Alfred podrapał się po policzku z udawanym zastanowieniem. Zerknął w bok. Wiedział dobrze, że nie ma władzy nad Arthurem, a i sam wręczył mu dość możliwości, by między nimi ciężko było wskazać faktycznego króla. Do tej pory nie rozważał tego głębiej. Zwłaszcza jako problemu. Ale po ostatnich słowach, już nie pierwszy raz pomyślał, że Arthur traktuje go jak… Ślepego kociaka. Więc nic się nie zmieniło.
- Kto wie – odparł więc tylko spokojnie. Przypuszczał, że Arthur nie weźmie tego do siebie, więc nawet się nie postarał. Na tym etapie uznał, że może wywiesić białą flagę, przynajmniej dopóki nie wymyśli adekwatnej odpowiedzi.
Albo sposobu.
Tatuaż zapiekł go wymownie i Alfred nabrał ochoty podrapać się w miejscu jego istnienia. Powstrzymał się jednak. W końcu nie chciał zabijać Arthura. Po prostu mieć wyjście.
(Po ostatniej nocy nie wątpił, że Arthur sam rozważa podobne opcje.)
- Najpierw musiałbym mieć z czego zdawać sobie sprawę. A widzę znacznie więcej, niż ci się wydaje. – Alfred uśmiechnął się kwaśno, choć coś w nim drgnęło.
Czy może…?
Alfred przypomniał sobie księgę i kłucie powróciło ze zdwojoną siłą. Czy to jednak chodziło o to? Alfred omiótł Arthura badawczym spojrzeniem. Trochę przydługim, co mogło go zdradzić, ale nie przejął się tym zbytnio. Potem roześmiał się. Bardziej zdawkowo niż lekko. I krótko.
- Kłuje cię, że jednak musisz marnować czas na takie malutkie rzeczy jak ja? – spytał, unosząc wymownie brwi. – Cudownie. Więc wyrzuciliśmy już większą część paletę barw. Co nam zostaje? Różowy?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySro 14 Gru - 21:01:48

Zalotne mrugnięcie odbiło się od Arthura jak groch od ściany.
— Wiem, że nie ma sensu z tobą dyskutować – oświadczył z królewskim zmarszczeniem jednej brwi. To zdanie prosiło się o dokończenie go od "ale", jednak Arthur zastanowił się głęboko i zdecydował, że nie. Po prostu tyle. Nie było sensu, nie było warto.
Smukłe plecy miał wyprostowane, dłonie luźno zaciśnięte na pięknych lejcach, podbródek lekko zadarty. Nawet w pozornie zwyczajnym stroju prezentował się jak na maga i arystokratę przystało, więc z pewnym zadowoleniem pomyślał, że Alfred nawet w swoim błękitach i drogocennych srebrach wygląda jak niedojrzały, rozpieszczony chłopak. Może jak książę, ale nie jak król...
...co prawdopodobnie będzie usypiać czujność ludzi i wzbudzać ich sympatię. Dlaczego nawet wady Alfreda zachowywały się jak zalety? Arthur pokręcił z rezygnacją głową. Sprawiał wrażenie, jakby toczył rozmowę z Alfredem głównie dlatego, że w pustym polu wokół nich nie było nikogo innego, ale jednocześnie obserwował i uważnie słuchał. Wspomnienie o małym dziwnym pączkowatym maluchu tylko utwierdziło go w przypuszczeniu, że nie powinien już nigdy spuścić z Alfreda wzroku.
— Mam nadzieję, że widzisz już odpowiedź na pytanie, jak nie dać zjeść się żywcem w Merelatsie. Tamtejsi ludzie nie dadzą się kupić ładnemu płaszczowi, pustym zapewnieniom i odrobinie dymu z iskrami. Będą wymagać od rzeczowości, a to właściwie zaprzeczenie twojego charakteru – uśmiechnął się z zadowoleniem. Nawet nie zamierzał ukryć tego, że kibicuje, by Alfredowi się nie udało. Owszem, to oznaczało, że i on straci, ale... Alfredowi się nie uda.
To byłoby warte swojej ceny.
(Alfred wciąż pamiętał.)
Arthur uśmiechnął się z wyższością. Dziś bezwiednie uśmiechał się zaskakująco często.
— Wprost przeciwnie. Chodzi o naprawienie całego królestwa, co czyni tę sprawę naprawdę istotną. To też dobra okazja, żebyśmy obaj zmyli z siebie chociaż część winy. Ty za zrujnowanie siły i stabilności Pików, a ja za to, że ci na to pozwoliłem.
Urwał na chwilę.
— A przy minimalnym szczęściu nie będziemy musieli marnować na siebie czasu zbyt często. Jesteś w stanie to zaakceptować?
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySro 14 Gru - 23:23:09

- Czyli wygrałem? – spytał uprzejmie Alfred, mrużąc przebiegle oczy.
Uśmiechnął się przy tym kącikiem ust, wyraźnie pokazując Arthurowi, ze i tak w ten sposób to rozumiał. Był zwycięzcą. Czy coś. W ten czy inny sposób. Niezależnie od tego, co na ten temat do powiedzenia miał Arthur. W końcu Alfred wiedział lepiej? I dobrze robił właściwą minę do tej gry, choć coś szarpało go irytująco od środka.
Alfred nadal był zły o tamte słowa. Zły jeszcze bardziej przez to, że Arthur był w doskonałym humorze i najwyraźniej uważał, że wszystko co powiedział było w porządku. Choć były to dziecinne zarzuty.
„Nikt nie potrzebuje takiego króla jak ty.”
Alfred odetchnął i złapał mocniej wodze. Włócząc się po lesie uważał, że Arthur powiedział to w gniewie, coś, co miało zakłuć. Nie przejmował się normalnie podobnymi uwagami.
Ale teraz dopadło go uczucie niepewności. Nie, żeby wątpił w siebie – to jednak nie leżało w zakresie jego możliwości. Raczej znowu wszystko oscylowało wokół tego jak widział go Arthur.
- Tak, wiem. Oni najpewniej będą woleli po prostu pieniądze. – Alfred wzruszył ramionami. – Większość z nich uzna mnie dla wygody, część, świadoma, że może coś ugrać, będzie chciała czegoś więcej. Będzie paru fanatyków… Ktoś może spróbuje mnie zabić. – Zerknął na Arthura kątem oka. – Opcjonalnie ciebie, bo jeszcze tuż obok mnie. Będzie zabawnie, nie wątpię. Do wieczora, bo potem znowu będę musiał udawać, że jestem wielce zainteresowany bankietem, a ty ulotnisz się, jak ostatnio, wymawiając się magowymi sprawai. Coś pominąłem? – Uniósł brwi.
Poruszył się niespokojnie w siodle.
- Ile jeszcze? Wolałbym już ruszyć, nie mam zamiaru topić się pod tym płaszczem cały głupi dzień – burknął, a potem westchnął teatralnie. – Naprawdę, gdy już będę królem-królem, będziemy to robić znacznie ciekawiej – powiedział do nikogo konkretnego. Jeśli Arthur chciał to zrozumieć względem siebie – proszę bardzo. Alfred wymownie i z nieskrywanym zniecierpliwieniem patrzył przed siebie i okazjonalnie za siebie.
- Rozumiem, że gdybyś ty był na moim miejscu siła pików nawet by nie drgnęła? – spytał retorycznie Alfred, po czym roześmiał się już szczerzej, niż przed chwilą. – Oczywiście. Zapomniałem z kim mam do czynienia. Piki są silne. Zawsze były. Trzeba tylko usunąć rdzę.
Przekrzywił głowę.
- No nie wiem. Może lubię podglądać cię przez szyby i leżeć na twoich dywanach. Jest to niezwykle przyjemne zajęcie na wieczór.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyCzw 15 Gru - 13:06:11


— Najwyżej w grze, w którą nikt inny nie chce grać – odparł Arthur, wyraźnie zirytowany tym, że musi odpowiadać na tak głupie pytanie. Przebywanie z towarzystwie Alfreda naprawdę było nieznośne i chociaż powinien się już do tego przyzwyczaić, to coś w nim protestowało, gdy próbował pogodzić się z myślą, że gdzieś na świecie istnieją osoby, które nie będą go słuchać bez względu na wszystko. Czuł wtedy tylko dodatkowe rozgoryczenie, bo wiedział, że nie może niczego z tym zrobić. Najbardziej nienawidził nie posiadania nad czymś kontroli. To przypominało mu czasy, gdy był znacznie mniejszy i młodszy, a przecież już dawno z tym skończył. Powinien być dziś królem, a... jak to określił Alfred? Potrzebny, który niczemu nie króluje.
— Brzmisz jak mieszkaniec Karo – oświadczył z dozą złośliwości po tym. – Arogant żyjący stereotypami i pogardą do ludzi, których jeszcze nawet nie spotkał.
Uśmiechnął się. Akurat Alfred miał rację, stereotypy też często zawierały w sobie dużo z prawdy, ale, hej, dlaczego on miałby go o tym informować?
Albo o tym, że trzymał już w garści większość miast Briolu, w każdym miał przyjaciół, interesy i sieć wpływów, a to równało się z tym, że centrum królestwa właściwie już w tym momencie należała do nich? Arthur zamierzał o tym milczeć z nadzieją, że w głębi duszy Alfred jest choć odrobinę zdenerwowany perspektywą sprawdzenia się jako król.
Arthur myślał, że wczorajszym czarem załatwił chwilowo sprawę z narastającym w nim pragnieniem, by zrobić Alfredowi na złość i obserwować jego krzywdę z lampką wina w dłoni, ale właśnie teraz doszło do niego, że pragnienie to jest silniejsze niż kiedykolwiek. Po tym, co zobaczył, co zrobił i co usłyszał, chciał zobaczyć Alfreda na kolanach.
— Pominąłeś. Nie muszę wymawiać się jakimkolwiek sprawami, żeby ludzie rozumieli, że chcę być jak najdalej od ciebie – zmarszczył brwi. Po części był już Alfredem naprawdę sfrustrowany. Tamten dzieciak też był przylepką, ale jego przynajmniej dało się wylewitować na drugi koniec wielkiego placu, a później zamknąć drzwi przed nosem. Ten dzieciak miał władzę.
Mimo to Arthur postanowił dać mu szansę. Jeśli przyzna się do tego, że wczoraj popełnił okropny błąd i obieca poprawę... i już, nieważne.
Co za imbecyl.
— Jak sobie życzysz.
Arthur odetchnął. A później koń Alfreda potknął się na absolutnie prostej drodze.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyCzw 15 Gru - 18:40:28

- A jednak ciągle to robisz – zauważył spokojnie Alfred i uśmiechnął się wymownie. Zawadiacko. W ten charakterystyczny sposób, który nadawał jego twarzy wygląd młodego amanta, którego myśli są niespokojne, serce porywcze, a który życie spędza na przygodach.
Alfred był stworzony do odgrywania takich ról na przedstawieniach i deskach magicznych teatrów. Gorzej byłoby mu grać każdą inna postać. Zapewne miałby problem z wczuciem się w ludzi szarych i ponurych. Był na to zbyt złotą iskierką energii.
- Lub jak ty, gdy nie jesteś hipokrytą. – Alfred odchrząknął mało subtelnie. – Wiem, że masz tu koneksje. Moje przydadzą się nam bardziej na pograniczach z Karo. Pogranicza z Treflami… Tylko one tak naprawdę stanowią niewiadomą. – Alfred wzruszył ramionami. – Ale na to przyjdzie czas, prawda? Tam nic nigdy nie jest pewne. – Potrząsnął głową.
Roześmiał się lekko.
- Ale to ty pierwszy przybiegłeś do moich komnat, gdy stworzyłem na nowo Astrę… Wprawdzie głównie po to, by mnie ochrzanić, ale na swój sposób było to urocze. – Alfred mrugnął wymownie do Arthura. – A tak na poważnie… Hm. W sumie to nie, nie mam nic do odpowiedzenia na to na poważnie. Zrobisz co chcesz. – Wzruszył ramionami. – Ale tę podróż musimy przetrwać razem, prawda?
Zatrzęsło. Alfredem. I koniec. Przede wszystkim koniem. Spłoszona i zaskoczona Gwiazdka złapała równowagę, jednak pokręciła niepewnie pyskiem, nieświadoma tego, co właśnie miało miejsce. Alfred domyślił się szybciej i pogładził jej pysk uspokajająco, nachylając się do przodu i przylegając do jej długiej, mocnej szyi. Odetchnął cicho i mruknął coś do ucha. Zerknął z ukosa na Arthura i zmrużył ostrzegawczo oczy.
- Dojrzale. Zawsze wiedziałem, że jesteś godnym i odpowiedzialnym magiem. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale mojego konia nie musisz do tego mieszać. Ja nie mieszam do tego twojego różowego puszka. Ten rok będzie ciężki, jeśli za każdym razem, gdy usłyszysz w jednym zdaniu moje imię i słowo „król”, postanowisz trząść światem. – Wyszczerzył się wrednie.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyCzw 15 Gru - 19:10:27

— Dobrze wiesz, że to nieprawda. – Arthur wzdrygnął się z irytacji. Rozumiał, że główną zasadą gry Alfreda jest granie mu na nerwach. I, że daje się sprowokować o wiele za często. Mógł jednak kłamać w żywe oczy i bez zająknięcia aż do swojej własnej śmierci, a kłamstwa między nimi irytowały Alfreda, więc w ten sposób byli przynajmniej choć trochę kwita.
Złość jednak w nim rosła, zastępując wcześniejszy optymizm, sprawiając, że zapomniał o tym, jaki pocieszny i miły był kilkulatek, którego wczorajszej nocy spotkał po raz drugi w życiu. Nie mógł po prostu odjechać jak najdalej od Alfreda, nie w warunkach, gdy każdy szczegół ułożenia świty wysyłał światu konkretną wiadomość. Zacisnął więc tylko zęby i przez jeden jedyny moment znosił swoje cierpienie w milczeniu. Później pomyślał, że do diabła z tym. Da Alfredowi ostrzeżenie.
Nie odezwał się ani słowem ani nie zniżył się do rzucenia mu choćby pogardliwego spojrzenia. Jego koń po prostu się potknął i zatoczył, rżąc nerwowo. Arthur uznał w duchu, że to jasna i dobra odpowiedź na naiwne pytanie Alfreda.
— Och, Alfred. Gdybym nie był odpowiedzialny, dziś przynajmniej jeden z nas gniłby w wodzie – odparł z lodowatym spokojem. – Możesz się za to w milczeniu zastanowić nad swoim pojęciem godności, bo póki co mylisz ją z bezczynnością w obliczu prostactwa, barbarzyństwa i prób prowokacji.
Uśmiechnął się z jawną wyższością.
— Najwidoczniej niewiele wiesz też o jednorożcach, skoro uważasz, że mógłbyś zamieszać je w cokolwiek prostymi sztuczkami. Brill to nie pierwsza lepsza ukradziona z pola szkapa.
Przymknął oczy i pogłaskał jednorożca pojedynczym, symbolicznym gestem. A w momencie, w którym Alfred wypowiedział słowo "król", klacz Alfreda ponownie potknęła się na prostej drodze. Tym razem zarżała głośniej, zaskoczona i zdenerwowana.
— Tak. Ten rok będzie ciężki – obiecał pewnie Arthur. – Mogę zagwarantować, że nie będę "godnie" znosić twojego zachowania. Następnym razem twój koń się przewróci i jeszcze okaże się, że nie wystarczy zakuć zwierzęcia w drogie podkowy, żeby stało się użyteczne.
Ani ton ani słowa nie sugerowały, by naprawdę miał na myśli konia Alfreda.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyCzw 15 Gru - 23:09:15

- Dobrze wiem, że to prawda – poprawił Arthura cierpliwie. – Rozmawialiśmy już o szczerości wiele razy, Arthur. Ale możemy ciągle bawić się w twoje zaprzeczenie – zgodził się łaskawie, choć w rzeczywistości zawsze w takich sytuacjach kłuł go cień irytacji.
Alfred niestety nie opanował tajemnej sztuki cierpliwości. A szkoda, byłoby mu łatwiej z kimś tak upartym jak Arthur.
- Faktycznie, możliwe, że nie powinienem być bezczynny wobec twojego zachowania. – Alfred skinął powoli głową. – Ale widzi, ciągle wykazuję się dobrą wolą, niezależnie od twojego nieuprzejmego zachowania.
Westchnął teatralnie, tochę cierpiętniczo, a trochę z cieniem złośliwej ironii, która błysnęła w jego oczach i przemknęła cieniem, przez wygięte w łuk usta. Alfred uśmiechał się przebiegle, niepokojąco, jak knujący elf. U niego ten grymas nie umiał przyjąć gorszej formy, ale przez to też ciężko było odgadnąć, czy Alfred myśli właśnie o drobnym psikusie, czy może kolejnym morderstwie króla.
A mógł o obu, o czym warto było pamiętać.
- Tak czy siak skupiam się na tobie, a nie na twoim otoczeniu, mógłbyś robić to samo zamiast dręczyć biednego konia. Nie oceniam co robisz z ludźmi, ale zwierzęciu daj spokój, Arthur. – Alfred skrzywił się wyraźnie, gdy Arthur znowu zaatakował jego konia. Pochylił się nad Gwiazdą i przesunął palcami przez jej grzywę, szorstką, wiotką. To nie był koń pokazowy, ale Alfred naprawdę ją lubił. Nie przeszkadzało mu, gdy Arthur odsyłał go pięć wiosek obok, ale nie zamierzał cierpliwie znosić dręczenia jego zwierzęcia. Dlatego też, teraz niewidzialna ręka pociągnęła kapuzę Arthura wymownie do tyłu. W końcu to nie próba morderstwa.
(Chyba, że liczymy opcjonalny upadek i skręcony kark. Alfred byłby zawiedziony.)
- Dlatego właśnie wziąłem ją, a nie te królewskie rumaki. Wolę sprawdzonego wierzchowca, a nie kolejną zabawkę. Choć przypuszczam, że swojego jednorożca traktujesz lepiej niż ludzi.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyCzw 15 Gru - 23:47:26

Arthur wyglądał, jakby skupiał się na czymś innym, na przykład na swoich ulubionych wyobrażeniach brutalnej śmierci Alfreda. Raz spojrzał jednak na Alfreda, obrzucił niemal obojętnym spojrzeniem jego twarz i uśmiech, a później znów odwrócił się i spojrzał w dal. Horyzont z obu stron przesłaniało morze ludzi, ale krajobraz po bokach wciąż był typowo dla Briolu łagodny i szmaragdowozielony. Dzień dopiero się zaczynał, a on już dał się sprowokować, stracił cierpliwość i dobry humor. To nie tak miało wyglądać. Przecież ledwie parę godzin temu był niemal przygotowany na to, by powiedzieć coś w ramach przeprosin za nocną kłótnię i wykorzystać okazję, by nawiązać z Alfredem cień porozumienia.
A teraz? Teraz nie żałował ani jednej sekundy, gdy robił mu na złość, a tego, że nie mógł użyć prawdziwej magii.
— Upewnij się więc, że nie będę musiał niczego robić. Zacznij się zachowywać albo nie odzywaj się do mnie wcale – powiedział tonem, o który łatwo można było się skaleczyć. Nie ukrywał tego, że jest zirytowany i obrażony, ale jednocześnie – że nie zamierza tej urazy puszczać mimo uszu.
— To nie ja jestem tutaj potworem. Tylko ten, który rozpętuje wojnę, odpowiada za straty obu stron.
Nie zamierzał się poddać. Emanował upartością, przekonaniem i nawet arogancją, jego ciemne oczy nie znały litości, a lodowata aura mogłaby równie należeć do nieubłaganego bożka śmierci. Wszystko to składało się na osobę, która mogła z łatwością posunąć się do zranienia czyjegoś konia tylko po to, by pokazać tej osobie konsekwencje jej działań.
Ale do diabła z konsekwencjami. Alfred zasługiwał po prostu na porządne tortury. Może, gdyby Arthur mógł usłyszeć jego krzyk i zobaczyć jak coś chociaż na chwilę łamie się w jego oczach - może wtedy mógłby mu trochę odpuścić.
Ale zbyt go nie cierpiał, by akceptować jego... jego całego.
— Zdanie wcześniej mówiłeś, że nie oceniasz tego, jak traktuję ludzi – wytknął mu, ale umilkł, nie komentując tego więcej. Kompletnie nie dbał o to, co o nim myślał Alfred. Szczerze mówiąc, miał nadzieję, że nienawidzą się w takim samym stopniu, ale, gdy teraz o tym pomyślał... Odkrył, że tak naprawdę nie ma pojęcia.
Czy Alfred go nie cierpi? Bawi? Czy może naprawdę ciekawi? Teraz, gdy Arthur wiedział, że spotkali się bardzo dawno temu, odpowiedź na to pytanie była mniej jasna, czy kiedykolwiek. Zbyt dobrze wiedział, że cokolwiek, co znajduje się wewnątrz głowy Alfreda, nie powstrzymuje go przed zachowywaniem się jak kompletny, doprowadzający do szału barbarzyńca.
— Od razu zaznaczę, że twoja opinia nie obchodzi mnie tak bardzo, że zanudzisz mnie, jeśli spróbujesz powiedzieć coś jeszcze na ten temat – dodał ze znużeniem.
Spojrzał przed siebie i mimowolnie zawiesił wzrok na długim, pięknym srebrzystym rogu, który prawdopodobnie już nie raz wcześniej zmoczył się krwią wrogów.
— Więc jak będzie, Alfred?
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyPią 16 Gru - 10:55:32

- Rozumiem, że twój plan przejęcia władzy zahaczał o neutralną królewską abdykację… - Roześmiał się. – Tak, tak. Wiem, miałem nic o tym nie mówić. Wybacz, ale twoja hipokryzja w takich momentach bywa wręcz rozczulająca. Gdyby obecnie nie była tak irytująca. – Alfred zmrużył oczy i przyjrzał się Arthurowi uważniej. – Opcjonalnie możemy umówić się, że ty przestaniesz wypominać to co zrobiłem mojej osobie, a ja przestanę śmiać się z tego, że planowałeś coś na podobną skalę. Widzisz? Wszystko w geście dobrej woli.
Alfred cmoknął wymownie, spodziewając się, że prędzej jego koń potknie się po raz kolejny, aniżeli – w obecnej sytuacji narastającego napięcia – Arthur zgodzi się na cokolwiek. I dobrze, bo i Alfred tak naprawdę miał problemy z ugryzieniem się w język i podobna umowa mogłaby zostać szybko przez niego złamana. Może więc i lepiej było działać sobie wzajemnie na nerwy.
Choć Alfred wolałby nadal coś innego, to nawet on zaczynał stroszyć piórka na widok zachowania Arthura. Jak gdyby nigdy nic, choć przecież wczoraj naprawdę nie miał nic złego na myśl. Żartował. Bawił się. A Arthur bez przerwy go obrażał.
I wiedział gdzie wbić mu szpilę.
Drań.
- Nie oceniam. Podsumowuję. A może się mylę co do tego, że traktujesz go lepiej? - Alfred uniósł brwi w starannie wystudiowanym zdumieniu. Oczywiście podobnie poważnego i zaskoczonego wyrazu twarzy nie umiał utrzymać dłużej niż kilka sekund.
- A jednak ciągle odpowiadasz, podejmujesz temat i opcjonalnie wyrzucasz mnie oknem. Faktycznie widać, że kompletnie nie docierają do ciebie moje słowa. – Skinął poważnie głową i przesłonił usta rękawem, by znowu ukryć parsknięcie. Poklepał Gwiazdę po szyi.
- To chyba kwestia tego, który z nas pozwoli rozmówcy mieć ostatnie słowo. Problem polega na tym, że obaj jesteśmy dumni i uparci. Straszne, nie? Nie ułatwiamy sobie niczego.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyPią 16 Gru - 13:23:52

— Niech będzie – zgodził się natychmiast. Wolał zasady od dzikiego chaosu, bo chociaż ograniczały też jego, to równocześnie robiły to samo jego wrogom. Poza tym wiedział, że powstrzymywanie się przed mówieniem nie sprawi mu trudności. Cena za powstrzymanie Alfreda przed rozgłaszaniem wszem i wobec rzeczy, które były zbyt niebezpieczne, być wymawiane choćby szeptem, wydawała się odpowiednia, a cały ten drobny układ pomiędzy nimi – bardziej korzystny dla niego niż dla Alfreda. W końcu była różnica pomiędzy nie wspominaniem o czymś, co się wydarzyło, a oskarżeniem o zmianę stanu.
— Mam już dosyć słuchania, jak stawiasz obraźliwe plotki na równi z faktem dokonanym – dodał obowiązkowo, bo inaczej Alfred mógłby odebrać to jako potwierdzenie swoich racji. A tego Arthur nie zamierzał mu dawać.
Nigdy w życiu.
Tym razem Arthur przez chwilę nie odpowiadał. Jechał w ciszy, aż nagle uśmiechnął się dziwnie, ponuro i złowieszczo. Nie patrząc na Alfreda podniósł głowę i spojrzał w niebo. Zatęsknił za jego nieskończonością; gdy człowiek przebywał w baśniowej klatce przez tak długo, zaczynał dostrzegać i doceniać rzeczy tak prozaiczne jak nieskończoną przestrzeń.
— Nigdy jeszcze nie pozwoliłem, by pluto mi w twarz, Alfred. To nie jest takie trudne do zrozumienia.
Zirytowało go nie tylko to, że Alfred porównywał ich do siebie, ale też to, że bawił się w jakiegoś przeklętego psychologa. Po co podsumowywał coś takiego? Co za idiota, kompletny, nie zasługujący na życie imbecyl. Arthur odetchnął, a jednak powstrzymał się od ostateczności. Może gdyby nie otaczało ich kilkaset ludzi, w tym przynajmniej połowa tych, przed którymi Arthur chciał zachować twarz – może wtedy zrobiłby coś zdecydowanego. Ale teraz przynajmniej z boku wyglądali w miarę zgodnie: dwa filary władzy Pików, w tym jeden na wyraźnie bardzo niezdarnym koniu. Prawdopodobnie tylko oni dwaj będą powstrzymywać konflikty rodzące się dlatego, że połowa ich świty należała do klasy wyższej, a połowa stanowiła najemników, królewską gwardię i najróżniejszych buntowników.
Arthur bardzo by chciał, ale musiał zaczekać z wojną domową przynajmniej rok.
— To ty nie ułatwiasz niczego. Podaj mi choć dwa powody, dla których miałbym dać ci szansę.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyPią 16 Gru - 17:32:01

Alfred zdecydowanie nie chciał, by Arthur zgodził się tak szybko. Nie uważał tego za nic dobrego, raczej kolejne, wredne posunięcie, mające na celu zirytowanie go czy sprowokowanie. Albo po prostu wbicie mu szpili. Dlatego teraz zerknął na Arthura spod przymrużonych powiek, najwyraźniej próbując dostrzec ślad podobnych zamiarów na obliczu swojego rozmówcy.
Wreszcie musiał się jednak poddać i westchnął teatralnie.
Zresztą, jak przypuszczał, Arthur i tak musiał mieć ostatnie słowo. Alfred uśmiechnął się przekornie.
- A ja mam dość, gdy mścisz się za to, że cię ubiegłem. I co możemy zrobić? Jakoś musimy z tym żyć – zauważył uprzejmie, niemalże lekko.
Cóż. Arthur sam mu się podłożył. Osłodził trochę tę irytującą ugodę, na którą nie liczył (a raczej po prostu jej nie chciał) Alfred.
- Widzisz, a ja pozwalam tobie to robić, więc nie widzę problemu, by odwdzięczać się tobie tym samym. Mamy po prostu dwa różne podejścia. Ty uważasz, że możesz robić coś innym i sam nie ponosić za to konsekwencji, bo jesteś uprzywilejowany, a ja jestem za zrównaniem praw. Cudownie się to odbija w naszych punktach widzenia na świat, prawda? – Alfred uśmiechnął się słodko.
Tylko trochę jadowicie. Na jego twarzy i tak nie potrafiło to wybrzmieć w tak piękny sposób jak u Arthura.
(Alfred masochistyczną przyjemność czerpał z podziwiania tych koszmarnie złośliwych uśmiechów maga.)
- Nie chcesz znać mojej odpowiedzi na to całe ułatwianie – poinformował go uprzejmie. – A co do tego, co mówisz… - Alfred urwał na moment. – Po pierwsze, bo i tak przez ten rok nie możemy zrobić sobie nic innego, a po drugie dlatego, że jeszcze nawet nie widziałeś mnie faktycznie poważnego… Prawda? – Uśmiechnął się lekko.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySob 17 Gru - 11:13:54

Gdy obudził się z wieczornej drzemki, odgłosy zabawy i przedstawień ucichły, zmieniając się w ten konkretny rodzaj obozowej ciszy, który sugerował wygasające powoli ogniska i płatających się opustoszałymi ścieżkami pojedynczych maruderów. Arthur podniósł się z leżanki, usiadł prosto i spojrzał poprzez błękitne, zdobne jedwabiem, utwardzonymi kropelkami rosy i różanymi wzorami ściany namiotu. Dostrzegł dwa nieba, jedno ciepłe i płowe, drugie głębokie, srebrzyste, magiczne i śnieżne. Wiedział, że więcej nie zaśnie. W dolinie noc była intensywniejsza niż blask wszystkich gwiazd Astry jednocześnie – jej nadejście oznaczało bliski początek bitwy.
Założył podbijany futrem płaszcz, a potem, nie niepokojony przez nikogo, wyszedł na zewnątrz. Kiedy odetchnął, wydało mu się, że w płuca wbija mu się zimowy mróz, a oddech ucieka razem z mgiełką. Z nieba zaczął właśnie spadać śnieg, duże, gęste płatki, które znikały gdzieś, zanim zdążyły dotknąć ziemi. Ściany namiotów, seledynowych, szkarłatnych, zielonkawych i żółtych, wydymały się od okazjonalnych powiewów wiatru, czasem coś szumiało, coś trzaskało, skądś dobiegały przyciszone rozmowy. Arthur ruszył w kierunku jeziora, z ciekawości zaglądając czasem poprzez ściany namiotów i podglądając śpiących w nich ludzi. Królewski namiot, który rozstawiono praktycznie obok, był teraz pusty. Arthura zupełnie to nie zaskoczyło. Wiedział, gdzie znajdzie Alfreda – co normalnie oznaczałoby, że pójdzie w przeciwnym kierunku, ale tym razem czekał na ten moment i już wiedział, co powie.
Wyszedł poza ciasno ściśnięte ze sobą namioty wysoko urodzonych i wpływowych, poza krąg światła i życia, który pomimo to był pełen duchów. W ciemności jednak pojawiały się jeszcze częściej, czemu przyglądał się mimochodem, wspinając się jednocześnie na najwyższe wzgórze w dolinie. Stamtąd widać było rozbite po drugiej stronie namioty, przykryte czerwonymi cieniami lamp i ognisk, kryształowe jezioro i stojący pośrodku niego ponury, szary cień wieży zegarowej.
I jednocześnie połacie narastającego śniegu, powidoki łopoczących na wietrze proporców, błyski magicznych rozładowań...
Gdzieś migał cień biegnącego mężczyzny, samotny, spłoszony koń skoczył przed Arthurem, zmarznięty lekarz w zaśnieżonym płaszczu pochylał się nad czymś niewidocznym. Ciemność przecinały nagle rozmowy, przekleństwa, krzyki. Napięcie narastało wśród duchów przez cały dzień, a teraz zdawało się powoli osiągać apogeum. Czegokolwiek oczekiwali, było już blisko.
— Widziałeś już króla? – zapytał Arthur, gdy znalazł się dostatecznie blisko odwróconego tyłem Alfreda. Stanął obok niego i obrzucił rozumiejącym spojrzeniem ukrytą w głębokich cieniach dolinę, która w jakiś sposób wydawała się stawać coraz jaśniejsza, zimniejsza i starsza.
Uśmiechnął się leciutko pod nosem.
— Jeśli nie, to powinien pokazać się wyraźnie w chwili, w której rzuci zaklęcie. To będzie za kilka godzin.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySob 17 Gru - 14:16:40

Alfred siedział na wzniesieniu. Objął nogi ramionami i podsunął kolana pod brodę. Płaszcz podbity futrem wydry obejmował go jak koc, w półmroku nocy tracąc jasność błękitu. Nawet pod nim było mu jednak chłodno. Choć noc w obozie była ciepła, a trzaskający ogień przyjemny i pachnący sosną, to Alfred nie umiał się na nim skupić. Gdy muzyka ucichła, a ludzie rozeszli się do namiotów, on nie ruszył się nawet z miejsca, oddalony od gęsto rozłożonych namiotów, samotny i cichy. Skupiony na czymś, co na początku ledwie dostrzegał kątem oka.
Podczas gdy inni czuli ciepło, on czuł chłód. Tam gdzie dla ludzi zieleniła się soczysta trawa, on dostrzegał ponure, naznaczone zgnilizna kępy szaro-granatowych ostrzyg, ostrej krzewiny, która w zimie wychylała się znad warstwy śniegu i mrozu. Mocny wiatr przeszywał Alfreda zimnym dreszczem, migoczące postacie, sylwetki, ledwie zarysowane kształty pojawiały się i rozpływały. Bledły w ciemnościach nowiu, który zawisł nad jego głową. Gdzieś tam, bliźniaczy, zapomniany księżyc straszył upiorną bladą tarczą. Utkany ze wspomnień, zamknięty w czasie, ze światłem, w którego promieniach pojawiały się postacie, by zaraz zniknąć w agonalnym krzyku, który zmieniał się w przeciągłe wycie wiatru.
Alfred drgnął, słysząc za sobą głos Arthura. Zamyślony, dał się zaskoczyć, poruszył się gwałtownie, by po chwili pozwolić, by opadły z niego emocje. Przynajmniej trochę. Skulił się mocniej, oparł brodę na kolanach i zerknął na Arthura kątem oczu. Milczał dłuższą chwilę.
Chciał odpowiedzieć, ale wtedy coś przeszło mu przez głowę.
Więc Arthur…?
Alfred spojrzał na niego przydługo, zlustrował go badawczym spojrzeniem. Zawahał się, ale z drugiej strony – pomyślał, że Arthur zawsze był wyjątkowy. Czy powinno go to dziwić? Może faktycznie był wyjątkowym magiem. Takim, który zdarza się raz na tysiąc lat. Alfreda zastanowiło, czy bez mocy królewskiej zobaczyłby to wszystko. Miał nadzieję, że tak. Chciał być równie specjalny jak Arthur, wtedy byliby sobie równi, a w innym wypadku…
Arthur miałby rację i Alfred byłby kolejnym ślepcem. Nie chciał dopuszczać do siebie takiej możliwości.
Uśmiechnął się więc lekko. Odetchnął, a para opuściła jego usta. Choć naokoło było ciepło, on teraz na wpół istniał w świecie opadu pierwszego śniegu, który swoją bielą rozjaśniał noc.
- Nie, nie sądzę. Chyba jeszcze nie – przyznał spokojnie, cicho, jakby bał się zakłócać nawiedzający go rytm głosów. – Pewnie poznam go, gdy się pojawi… Na pewno wygląda jak wielka choinka ozdobiona na święta przesilenia – stwierdził spokojnie i uśmiechnął się krzywo. Zaraz jednak spoważniał. – Co to za miejsce, Arthur…? Jest dziwne, nieprzyjemne… Nie lubię go. – Skrzywił się i wzdrygnął.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySob 17 Gru - 17:51:57

Arthur uśmiechnął się pogardliwie. Ozdabianie drzew z okazji świąt było niezwykle bzdurnym wymysłem plebsu, co tylko bardziej podkreśliło powiązania Alfreda z Karo i z tymi, których nazywał "normalnymi ludźmi". Mimo to powstrzymał się przed komentarzem na ten temat. Jego myśli i tak bardziej zajmowała teraz magia.
— Mówimy o czasach, gdy królowie byli inni – obrzucił Alfreda dłuższym spojrzeniem, a później zbliżył się do niego powoli, przystanął obok i popatrzył na skrytą w cieniach dolinę. Dwie rzeczywistości przenikały się tutaj tak mocno, że większość ludzi czuła od tego miejsca niezwykłość. Garstka rozumiała, na czym ta niezwykłość polega, paru czasem ją dostrzegało, a najbardziej nieliczni ją przeżywali. Teraz wśród wysokiej trawy srebrzył się starożytny śnieg, a on i Alfred stali jednocześnie w dzisiaj i w noc odległej, krwawej bitwy. Nawet ciemność wydawała się starsza i bardziej starożytna, tak olbrzymia i głodna, że przypominała żywą istotę...
— Jesteś strasznym imbecylem.
Arthur skrzywił się, zmrużył oczy, odwrócił do Alfreda, a potem nagle poddał się i westchnął.
— Dzieci uczą się o tej dolinie w pierwszych latach nauki. Powinieneś wiedzieć lepiej, niż ktokolwiek inny, dlaczego wybraliśmy to miejsce. Na twoje szczęście, Alfred... masz talent do udawania, że wiesz, co się wokół ciebie dzieje.
Pod koniec Arthur znowu się uspokoił i zaczął mówić ciszej. Popatrzył z góry na Alfreda, czując się prawie tak, jakby spoglądał na niepełnoletniego, zagubionego chłopca, który bezwstydnie przyznaje się do tego, że czegoś się boi.
Tak. Alfred naprawdę prawie się nie zmienił, stwierdził Arthur i przewrócił oczami.
— Choć dziś było ci ciężej niż zwykle. Przez cały dzień czułeś się jakbyś szykował się do krwawej bitwy, w której prawie na pewno zginiesz, a teraz nie możesz zasnąć, bo wiesz, że coś nadchodzi – odgadł bez cienia wątpliwości. Uśmiech na moment zszedł z jego twarzy, ustępując miejsca zamyśleniu. Arthur skupił się, na chwilę przymknął oczy, a kiedy znów je otworzył, wyraźniej dostrzegł sypiący śnieg.
Arthur odetchnął.
— To jest miejsce, w którym tysiące lat temu Król Pik użył najpotężniejszej magii znanej ludzkości. Jego czar zaklął w pętli dwie olbrzymie armie, sprawiając, że tysiące ludzi, łącznie z królem, zostały uwięzione w jednej dobie. Większość z nich powtarzała bitwę dzień w dzień, umierając, mordując i cierpiąc tak długo, aż zestarzeli się i umarli. Nawet teraz, choć minęło już tysiące lat, dusze tych ludzi wciąż myślą, że bitwa trwa po raz pierwszy i każdego dnia od nowa zaczynają walkę.
Znikąd dobiegły ich odgłosy krzyków zmieszane z powiewami wiatru. Arthur uśmiechnął się dziwnie pod nosem. Spojrzał z ukosa na Alfreda.
— Przez długi czas każdy, kto wchodził do tej doliny, ginął na zawsze uwięziony w śmiertelnej czasowej pętli. W końcu innemu królowi udało się częściowo przywrócić dolinę. Postawił tamten zegar. Mówi się jednak, że jeśli choć jeden Pik przeleje na tej ziemi kroplę krwi innego, wszyscy zostaną tutaj uwięzieni i dołączą do piekielnej bratobójczej bitwy. Dlatego ta dolina jest symbolem jedności naszej ziemi i wszystkie najważniejsze sprawy państwowe dotyczące wszystkich ludzi odbywają się właśnie tutaj, gdzie nie można wnosić broni, a zranienie innego człowieka jest karane śmiercią.
Tym razem pauza nie trwała długo.
— ...co jest, oczywiście, tylko romantycznym przesądem.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySob 17 Gru - 20:59:53

- Inni – powtórzył Alfred z zastanowieniem. – Widzisz, wszystko się zmienia – powiedział mimowolnie, skupiając wzrok na rozmytym obrazie proporca, którego trzymał młody chłopak.
Alfred nawet nie dostrzegł jego rysów twarzy, były mgliste i rozmyte, ale coś mówiło mu, że był to zaledwie dzieciak. Jego jasne włosy raz zdawały się mysie a raz siwe. Czasami zdawało się, że przygarbiał się ciężko, by po chwili wyprostować się w pełni sił. Alfred potarł policzek i odwrócił wzrok. Poczuł się dziwnie, nieprzyjemnie.
- Powiedzmy, że miałem burzliwe dzieciństwo. To brzmi lepiej. – Uśmiechnął się przekornie. – A Gilbert wiedział o historii jeszcze mniej niż ja.
Odetchnął chłodnął mgłą. Zerknął na nią. Na odkrytej skórze czuł kłujące iskierki mrozu, choć niebo było pogodne, ziemia nie oddała jeszcze całego ciepła, a zielona trawa była miękka i pełna życia.
Z drugiej strony jednak Alfred widział śnieg i nagie kości. Porastający czaszki bluszcz, wychodzące oczodołami ponure Żałobniki o ciemnych, czarnych płatkach.
Potrząsnął głową.
- Nie da się nic z tym zrobić? Nawet teraz? – Zapytał. Sam nie wiedział czy retorycznie czy oczekiwał jakiejś rewolucyjnej odpowiedzi. – Ile tak można? W nieskończoność? Bo jakiś król był kawałkiem mściwego dupka? – Parsknął śmiechem. Wyciągnął nogi przed siebie i podparł się z tyłu dłonią. Płaszcz zsunął mu się do tyłu, spadając z ramion.
- Ciekawe co wydarzyło się po tym. Z królestwem. Czy wszystko przygotował czy nadszedł chaos. Czy naprawdę było to warte czegokolwiek… Czy było tylko kaprysem starego dupka. – Zerknął w dół, pomyślał, że chce zobaczyć tego króla.
Ocenić go, zdecydować. Może nigdy go nie znał i nie miał do tego prawa, ale nie widział w tym problemu.
Samo przebywanie w tym miejscu działało na niego prowokacyjnie.
- Mówisz mi tak na zaś, jakbym znowu planował cię zirytować? – spytał lekko, odginając się do tyłu. Spojrzał na Arthura spod zmrużonych powiek. – Widzę to bo jestem królem… Ale ty też widzisz, prawda? Wszyscy inni nie potrafią niczego dostrzec.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySob 17 Gru - 22:42:01

Arthur zastanawiał się, co na to odpowiedzieć, więc przez krótką chwilę milczał. W końcu zmarszczył  brwi, skinął do siebie głową i opowiedział cicho:
— Ponoć dawno temu magia Pików była tak potężna, że większość pretendentów umierała w chwili, gdy stawała się jej nosicielami. Żeby zostać królem nie wystarczyło zabić poprzednika, ale też być wystarczająco silnym i godnym tej potęgi. Jak widzisz na własnym przykładzie, teraz to już nie problem. – Wiedział, że zabrzmiał kąśliwie, więc tym bardziej rozbawiło go to, że wcale nie zamierzał. Nie miał nawet nic zbyt obraźliwego na myśli: jedynie prostą obserwację faktu, że Alfred żyje. Posiadanie mocy króla nie sprawiało mu bólu, dopóki nie nadużywał magii. – Zmiana, o której mówisz, to nic innego, niż niebezpieczna tendencja upadku w przeciętność. A w tym przypadku nie mam nawet na myśli tego, że jesteś osobą, która posiada moc. Mówię o całym świecie.
Ale tak naprawdę Arthur mówił o technologii. To ją o to obwiniał. Im więcej techniki pojawiało się na świecie, im więcej wynalazków i nowoczesności, tym bardziej magia na świecie słabła. A co zrobią bez magii? Czy pewnego dnia nowoczesne pociągi w całości zastąpią magię przestrzeni, czy mechanizmy zabiją magiczne stworzenia, gwiazdy Astry zbladną w świetle latarni, magowie przestaną czarować, a legendy po prostu nie będą więcej istnieć? To wszystko było możliwe. Arthur wiedział, że technologia, która mogłaby nadejść, rewolucja zdolna zmienić świat, może zabić w ludziach i wiarę i wyobraźnię. A te dwie rzeczy wzmacniały magię jak nic innego.
Znów się zamyślił. Myślał, stojąc w miejscu tysiące lat przed dniem, w którym się urodził i boleśnie odczuwając białą, lodową magię wokół siebie i Alfreda. Najlepsze było to, że nie mógł powiedzieć z całą pewnością – ani on ani nikt inny – że to technologia była winna osłabieniu i zanikaniu magii. Fakty jednak o tym świadczyły i właśnie dlatego nie mogli pozwolić, by świat zaczął iść w tym kierunku. To mógł być wyrok dla magii.
I bardzo jasny wyrok dla Arthura.
— Jak zwykle oceniasz ludzi, których nigdy nie spotkałeś, nie znasz i niczego tak naprawdę o nich nie wiesz – stwierdził prosto. – To była wojna domowa. Nikt nie mógł jej wygrać ani przegrać, a moment jej zakończenia równałby się z chwilą, w której królestwo rozdarłoby się na dwie części. Tej nocy król zrozumiał, że czasem ktoś musi cofnąć się w cień, by wszyscy inni mogli brnąć do przodu.  
To właśnie w tej dolinie Arthur obserwował szarą, zamyśloną twarz śnieżnego króla, którego imię zupełnie zaginęło, i zaczął rozumieć, co musi robić w imieniu magii. To jej był posłuszny. Nie Astrze, nie królom, nie swojej rodzinie i na pewno nie królestwu Pik. Był dzieckiem magii i zamierzał przywrócić ją całemu światu.
— To magia, którą masz w sobie, stworzyła tę dolinę. Zapytaj samego siebie, czy coś można zrobić – uśmiechnął się zimno. – A jeśli odpowiedź będzie twierdząca, absolutnie nie waż się kiwnąć palcem.
W ten sposób nie musiał odpowiadać wprost, że nie ma pojęcia. Wiedział o dolinie wszystko, co można było wiedzieć, gdy samemu było się bardziej czarem niż człowiekiem... ale nie tyle, ile mógłby zrozumieć Król Pik.
— Dolina jest symbolem trwałości i pokoju tego królestwa. Spróbuj ją zrujnować, a nigdy nie pozbierasz Pików w jedno. Nie pod twoim panowaniem.
Poruszył się niespokojnie pod powiewem zimnego wiatru. Magia tutaj pachniała przedwiecznością. Zaklęcie, choć okrutne i przerażające, było jednocześnie jedną ze wspanialszych rzeczy, jakie widział i czuł Arthur. Podniósł wzrok i spojrzał na padający z nieba śnieg, na księżyc, który wydawał się młodszy niż gdziekolwiek indziej. Czuł wokół siebie srebrne, pajęcze cienie przeszłości i było to uczucie tak przejmująco niesamowite, że na moment nie myślał nawet o tym, że Alfred obserwuje to wszystko, ale ze znacznie ciekawszej perspektywy.
A później usłyszał jego uwagę i drgnął leciutko. Coś w nim przebudziło się i nerwowo zaczęło rozważać, czy nie powiedziało za dużo. Z zewnątrz zmarszczył tylko leciutko brwi, zastanowił się nad odpowiedzią, a później parsknął.
— Każdy czuje, że to miejsce zasługuje na docenienie, a wielu magów intuicyjnie dostrzega tu coś więcej.
Ale tylko oni dwaj widzieli to na własne oczy, a Arthur skupił się teraz na tym, z jaką szczerością Alfred go za to doceniał. Gdyby był taki zawsze, każdego dnia, to ich współpraca naprawdę byłaby... inna.
— A ja widzę. Jeśli to nie jest powód, żebyś zaczął się mnie bać na tyle, by zacząć szanować moją prywatność, to naprawdę kończą mi się bezkrwawe możliwości. – Ale tak naprawdę nie odpowiedział na pytanie.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyNie 18 Gru - 10:29:17

Alfred poruszył się nieznacznie i zacisnął usta. Czy Arthur wiedział? Pewnie trudno było się nie domyślić, z drugiej strony Alfred wolałby jednak wierzyć, że nadal udaje mu się ukryć faktyczny powód własnej niemocy. I choć wiedział, że Arthur zapewne miał rację – z jego stanem zdrowia tak potężna moc rozszarpałaby go na części, to jednak ciężko było tak po prostu przełknąć ten fakt. Zawsze wolał uważać się za specjalnego, innego od reszty. Nie ślepego kociaka. Słabość jego zdrowia była zaś kolejną cegiełką do przeciętności, choć sam wiedział, że to nic nie znaczy, jednak czuł irytację. Wolałby robić pełne wrażenie, a nie tylko połowiczne, wykaszlując płuca gdy nikt nie widzi.
- Skąd wiesz, może trochę kaszlu to jeszcze nic takiego. Muszę się tylko przyzwyczaić – zapewnił Arthura, szczerząc się jak gdyby nigdy nic, choć jego uśmiech mógł się wydać odrobinę bledszy niż zazwyczaj. W chorobliwym świetle tysiącletniego księżyca mogło się to jednak wydać naturalne.
- Więc dlaczego według ciebie upada w tę przeciętność? Myślisz, że ludzie kiedyś byli inni? Myślę, że to dlatego, że świat był wtedy niepewny. Jak mówiłem. Teraz nie mają powodu by rozwijać magię czy cokolwiek innego. Żyje im się tak wygodnie, że nie widzą potrzeby zmian… - urwał i spojrzał w dół.
Dwóch mglistych rycerzy starło się właśnie w równej walce. Ktoś gdzieś krzyczał w oddali, co zmieszało się hukaniem sowy.
- I skazał ich na wieczne potępienie, a teraz my nic nie możemy z tym zrobić przez tradycję. Więc żyją, cierpią i nawet o tym nie wiedzą? – Alfred parsknął. – Egoistyczne. Tradycje i przesądy zbudowane na cierpieniu. To nawet jak na mnie jest idiotyczne. – Wzruszył ramionami. – Świat powinien iść do przodu. Jeśli tych ludzi trzyma w szachu kawałek polany z potępionymi duszami, to jest to krucha konstrukcja… - zauważył cierpko.
Skupił uwagę na bitwie rozgrywającej się na jego oczach. Czuł śnieg, który coraz gęściej opadał na jego głowę, ledwie muskając odsłoniętą skórę. Powietrze pachniało magią i gaszonymi ogniskami obozowisk, posmak krwi przemknęła przez usta Alfreda tak, że nie był pewny, czy to tylko wrażenie, czy jego wnętrzności znowu nie poddają się przerażającej potędze magii. Odetchnął cicho.
- Ale… - zaczął i zamrugał. Jego myśli wpadły na barierę. Alfred otworzył i zamknął usta, nie potrafiąc zebrać myśli, a tym bardziej ubrać je w słowa. Ilekroć próbował, coś odwracało jego uwagę, coś rozbijało je na kawałki. Przypominało to trochę poszukiwanie właściwego słowa, które miało się na końcu języka.
Spojrzał na Arthura. Na wpół badawczo, na wpół zgubionym spojrzeniem.
Zamrugał i potrząsnął głową.
- Nie ważne. Powiedzmy, że skoro jestem szalony, mogę się nie bać – uśmiechnął się krzywo.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyNie 18 Gru - 13:00:32


Arthur był rozbawiony. Do tej pory nie miał pewności, czy Alfred jest koszmarnym czy genialnym aktorem: obu cechowało to, że zdawali się grać kiepsko, ale w jednym przypadku była to celowa zasłona dymna, a w drugim zwyczajna nieumiejętność. Teraz zaczął się przekonywać do tego, że Alfred jest tym drugim typem aktora, który nigdy nie nauczył się do końca ukrywać swoich słabości, potknięć i lęków.
Łatwiej było rozumieć czyjeś gesty i zachowanie, gdy znało się prawdę. Alfred był chory i fizycznie słaby, ale za wszelką cenę próbował udawać, że tak nie jest; jakby Arthur był głupcem niezdolnym do dostrzeżenia tego, czym wymachuje mu się tuż przed nosem.
— Jeśli królewska magia nie zabiła cię do tej pory, to znaczy, że dała ci nieśmiertelność – powiedział, zupełnie pomijając tę kwestię. To, że znał prawdę o zdrowiu Alfreda nie znaczyło, że zamierzał się z tym obnosić. – A raczej gwarancję, że nie umrzesz ze starości... choć tę miałeś już w momencie, w którym przejąłeś tron.
Dosłyszał szczęk obijających się o siebie mieczy i zwrócił spokojne spojrzenie na walczących rycerzy. Młodzi stawali się tak starzy, że z ledwością unosili broń, by za moment znów być ludźmi w sile wieku. Gdy Arthur zrozumiał, co się dzieje, przeniósł wzrok na Alfreda. Zapatrzył się na niego całkiem bezwolnie.
— Każdy szanujący się naukowiec napisał na ten temat swoją własną książkę. Jednocześnie zdaje się, że żadna nie zawiera prawdziwej odpowiedzi na twoje pytanie. Nie ma wątpliwości, że magia naszego wieku zdaje się być najmniej stabilną magią ze wszystkich do tej pory... i być może zbiegiem okoliczności jest, że dokładnie to samo możemy powiedzieć o współczesnych czasach – uśmiechnął się, a później zamilkł dziwnym milczeniem człowieka, który ma do dodania tak wiele, a mimo to nie zamierza mówić niczego. Już w kwestii potęgi królewskiej magii pomijał kwestie, o których nie zamierzał mówić Alfredowi, by nie ułatwiać mu życia. Teraz jednak po raz kolejny odmówił odpowiedzi na istotne pytanie. Choć przecież doskonale ją znał, to nie zamierzał uzewnętrzniać się przed swoim wrogiem. Mógł mu najwyżej sugerować i pozwalać dojść do własnych wniosków – głównie dlatego, że Alfred już dawno doszedł do kompletnie złych. Wierzył w to, że świat zastygł w stagnacji, choć prawda była taka, że od bardzo dawna kołysał się na krawędzi rewolucji.
— Na wieczne potępienie? – Arthur zamrugał, nieco zaskoczony takim ujęciem spraw. Znów popatrzył na Alfreda, tym razem nieco karcąco, jakby drażniła go tak świętobliwa postawa. Przecież dostał już niejedno potwierdzenie, że Alfred potrafi być potworem... więc czemu miałby przejmować się losem duchów?
— Te dwie armie śnią o tym, że żyją, że ich walka ma sens, bo niedługo stworzą nowy, lepszy świat, wrócą do swoich kobiet i będą mogli być dumni z tego, że dokonali zmiany. Powiedz mi albo choć zapytaj samego sobie – podjął kpiąco. – Czym ich życie różni się od naszego?
Arthur zamilkł, wściekły na to, że życie wygląda w ten sposób. Wszyscy byli niewolnikami swoich snów i złudnych nadziei i ci ludzie i Alfred i nawet on. Za chwilę jakaś kosmiczna bestia śniąca ich życia mogła się obudzić. Wszystko mogło stracić znaczenie, a mimo to Alfred był na tyle głupi, by wierzyć, że czymkolwiek różnią się od uwięzionych w jednym jedynym świecie martwych ludzi.
— Wszystko jest kruchą konstrukcją, Alfred, ale większość ludzi nienawidzi, gdy się im o tym przypomina. Będą walczyć zawzięcie z każdym, kto spróbuje im wytłumaczyć, że wszystko wokół nich to iluzja – skrzywił się leciutko. – Zbyt mocno próbujesz wierzyć w to, że świat stanie się lepszym miejscem, gdy otworzysz innym oczy.
Stał przez chwilę zamyślony, przyglądając się, jak Alfred sięga umysłem do odpowiedzi, która nie jest już dla niego dostępna. Skonfundowanie odbiło się w wyrazie jego twarzy, puste spojrzenie zmieszało się z czymś, co niemal przypominało ślady irytacji. Więc Alfred mówił prawdę i w tej kwestii. Jego prezent działał.
Arthur uśmiechnął się leciutko.
— Wiesz... Idź i sam spróbuj kogoś przekonać, że całe jego życie to iluzja i jest jedynie zjawą powtarzającą ten sam dzień przez wieczność. Jeśli ktoś ci za to podziękuje, to obiecuję, że zrobię dla ciebie cokolwiek, o co mnie poprosisz.
Nigdy wcześniej nie użył tej magii na kimś innym niż sobie samym, ale w praktyce okazało się to nawet łatwiejsze – pewnie dlatego, że Alfred nie był po prostu "kimś innym". W pewnym sensie to on stworzył tę dolinę, walczył i umarł właśnie tutaj. Królewska magia przyjęła go tak chętnie, że wszystko, co musiał zrobić Arthur, to delikatnie wypchnąć go z jednej przestrzeni. Inna przejęła go natychmiast.
I nagle Alfred znalazł się na szczycie wzgórza, w samym sercu zamieci, świstu wiatru, wrzasków, krzyków, dźwięków potwornej bitwy, która rozgrywała się wszędzie wokół niego.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyNie 18 Gru - 23:00:37

Alfred nie czuł się niewolnikiem własnego losu, skoro to on splatał go z luźnych nici, które dał mu los. Doszedł tam, gdzie nikt się go nie spodziewał, chwiał porządkiem i przeprowadzał zmiany. Uznanie go za zamkniętego w podobnym cyklu uznał niemalże za obrazę, nie odpowiedział jednak, a jedynie spojrzał przeciągle na Arthura. Zastanowiło go, że to właśnie z jego ust usłyszał te słowa. Zawsze uważał Arthura za kogoś, kto jednak wie więcej i widzi więcej. Kogoś wyzwolonego z pęt, zdeterminowanego w realizowaniu własnego losu. Więc dlaczego mówił coś takiego…? Dziwna mgła osnuła myśli Alfreda. Zamrugał.
- Mam tam zejść? – spytał tylko pusto, zerkając w dół. Dreszcz wspiął się po jego kręgosłupie, choć Alfred w swojej dziwnej, głupiej upartości był gotowy to zrobić.
I nie tylko dlatego, co obiecał mu Arthur.
Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Właściwie nie usłyszał niczego. Poczuł tylko dziwne, nieprzyjemne uczucie we wnętrznościach. Świat drgnął, rozlał się i zlał w jedno.
Alfred odkrył, że siedzi w grubej warstwie śniegu, na którym kwitną czerwone kwiaty, gnijące w kolejnych sekundach, kruszące się i czarniejące, by po chwili na powrót rozkwitnąć. Alfred zamrugał. Chłód przeszył jego ciało, wiatr wokół niego wył przeraźliwie. Ucichły odgłosy nocnych zwierząt, znikł zapach ognisk i palonych bali sosen. W powietrzu czuł było świeży mróz, metaliczną krew i zapach śmierci, zbutwiały i stary jak sam czas.
Alfred poderwał się szybko na nogi i rozejrzał dookoła, nie widząc nigdzie Arthura. Dostrzegł za to kłębiącą się naokoło mgłę, zbite ze sobą ludzkie kształty, zardzewiałe ostrza mieczy, które pochłaniała brudno-brunatna korozja. Postrzępione, podarte i wyblakłe proporce powiewały mu nad głową. Splątane siwe brody ciał leżały pokotem u jego stóp. Na niebie wisiała blada tarcza księżyca, przesłaniana wirującymi płatkami grubego śniegu. Było niemalże jasno jak w dzień. Śnieg skrzył się bielą zbroczoną krwią. Ludzkie krzyki mieszały się ze sobą – te pełne agonii i te pełne woli walki. Głuchły powoli, gdy starczy głos załamywał się, krtań odmawiała posłuszeństwa. Alfred widział rozpadające się ze starości pancerze i tarcze, ropiejące i gnijące rany, wątrobiane plamy pojawiające się na twarzach młodych mężczyzn, ich siwiejące włosy, które wyciągali nieświadomie z głowy garściami.
Zrobiło mu się niedobrze i cofnął się o krok. Żołądek zacisnął się w stalowej obręczy, która niemalże sprawiała mu fizyczny ból.
Alfred poczuł, że brakuje mu tchu, że chce się przyłączyć, że patrzy na coś, co przeżył już kiedyś. Odnosił wrażenie, że to znajoma scena, że zna ją lepiej niż powinien. Kiedy dostrzegł galopującego jeźdźca w srebrze i czerni niemalże wiedział, co za chwilę się stanie. Wraz z kolejnymi minutami w głowie pojawiały się zapomniane imiona, które też szybko wietrzały i Alfred nie umiał ich sobie przypomnieć. Nie miał nawet czasu wypowiedzieć ich na głos.
I w tym wszystkim było coś jeszcze. Szara, młoda twarz o długim nosie i agatowych, starych oczach.
Alfred zobaczył króla i zrozumiał, że to jedyna świadoma osoba.
Na chwilę ich spojrzenia się spotkały i Alfred poczuł, że grunt ucieka mu spod stóp.

Wrócił nad ranem, gdy ciemne niebo purpurowiało leniwym świtem. Pierwsze promienie słońca jaśniały różaną linią na horyzoncie. Pomiędzy namiotami nadal panowała cisza i tylko jedno ognisko tliło się niemrawo, rzucając cień na siedzącą przy nim sylwetkę. Alfred był blady i przemarznięty, owinięty ciasno w ciepły płaszcz. Drżał lekko, policzki miał zaczerwienione od mrozu, we włosach topniały mu zapominane płatki śniegu. Twarz miał nieprzeniknioną, oczy zamyślone, stawiał jednak kroki zaskakująco pewne, jak na kogoś, kto przed chwilą był świadkiem piekła.
Skierował się do ogniska. Przysiadł bez słowa blisko, tak, by pozwolić ciepłu ogrzać jego twarz. Gryzący zapach dymy podrażnił jego nozdrza, ale Alfred zignorował przemożną chęć kichania i magią podsycił ogień. Zakołysał się nieznacznie, a zmęczenie dopiero opadało na niego wraz ze świadomością, jak dużo czasu spędził w tamtym miejscu.
Westchnął.
- Wiesz, Arthur, ja naprawdę bardzo lubię spać – przyznał nagle, jakby bez związku, patrząc na roztańczone płomienie. – Następnym razem ostrzegaj mnie, gdy przez ciebie będę musiał zarwać noc.
Zamilkł. Nie wiedział co jeszcze ma dodać. Nawet to wydało mu się głupie, ale Alfred miał naprawdę zaskakująco małą tolerancję na ciszę. Nawet w takich chwilach…
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyPon 19 Gru - 9:34:09

Arthur nie lubił bezczynności, więc w oczekiwaniu na Alfreda zajął się czytaniem cienkiej książki w jasnej oprawce. Historia tam opisana nie była nawet w połowie równie odległa, co ta, która działa się tuż na granicy wzroku, gdzieś pomiędzy okiem a powieką. Czytanie zostawiało więc w nim dziwne wrażenie, jakby rozdzielał się nie na dwa, ale na trzy różne czasy i w każdym brał jakiś udział. Być może tak było, bo czasem nie miał pewności, czy przypadkiem już się kiedyś nie narodził i nie przeżył jakiegoś innego życia. Być może był resztką innej historii.
Nad ranem niebo na moment rozbłysnęło magią, której nikt poza Arthurem nie dostrzegł. Śnieg zatrzymał się w miejscu, aż nagle zaczął lecieć w górę, prosto w rozwarstwione, gęste, purpurowe niebo. Później nadszedł spokój. Arthur uniósł głowę i wsłuchał się w sekundę absolutnej ciszy, nieskończonego bezruchu, nicości i spokoju. Nawet ogień w ognisku nie trzasnął, ani jeden kłos trawy nie drgnął, jakby cały świat wziął ostatni głęboki wdech przed swoją śmiercią.
Na niebie pojawiły się pierwsze, blade i cienkie jak pajęcze nici, promienie słońca. Na czubkach namiotu pojawiły się pierwsze ciemnoniebieskie cienie, wiatr rozwiał żar w ognisku i nagle, w tej wszechogarniającej ciszy, Arthur usłyszał odległe kroki. Jednym ruchem zatrzasnął książeczkę i schował ją pod płaszcz. Później podniósł wzrok i ciemnymi, zielonymi oczami wpatrywał się w zbliżającego Alfreda. Już z daleka dostrzegł w nim zmianę i zmęczenie. To drugie sprawiło, że uśmiechnął się szeroko w duchu. Sam miał twarz zesztywniałą od chłodu do tego stopnia, że nie miał ochoty wykrzywiać jej w żadne grymasy. Przez całą noc działo się zbyt wiele, by przyszło mu do głowy zajmować się czymś tak prozaicznym jak utrzymaniem wokół siebie ciepła i przyszło mu to do głowy dopiero w tym momencie. Co pomyślą ludzie, gdy zobaczą zziębniętych, zmęczonych magów? Oczywiście, pewnie to, że to bardzo kiepscy magowie.
Nie poruszył się jednak i w milczeniu czekał, aż Alfred usiądzie przy ognisku. Tak jak się spodziewał, ten od razu podsycił ogień. W sekundzie zrobiło się cieplej i jaśniej, przez co cienie zmęczenia na twarzy Alfreda stały się jeszcze widoczniejsze.
— Nie zasnąłbyś i tak – stwierdził z całkowitym spokojem. – Poza tym to nie tak, że ty kiedykolwiek ostrzegłeś mnie przed czymś, prawda?
Odetchnął i zrobił krótką pauzę. Tak właściwie nie zamierzał pytać się Alfreda, jakie wyciągnął wnioski z przebywania w tamtym dniu. To nie była jego sprawa. Żywił tylko niewielką nadzieję, że olbrzymie ego Alfreda ulegnie stępieniu.
Było wyraźnie widać, że nie wrócił tutaj jako zwycięzca. Arthur przyjrzał mu się uważnie.
— Ale jeśli zaczniesz na co dzień zachowywać się bardziej jak tej nocy, to może rozważę ostrzeżenie cię przy następnej okazji. – Wciąż nie miał ochoty się uśmiechać, ale coś podobnego odbiło się w jego oczach.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyWto 20 Gru - 15:29:33

Ogień trzaskał cicho w sennej ciszy świtu. Pastelowa łuna narastała ponad horyzontem wraz z sięgającymi coraz dalej i dalej promieniami wschodzącego słońca. Alfred doczłapał do ogniska, trzymając się prosto, choć na jego twarzy malowały się długie cienie zmęczenia. Sen osiadł w kącikach jego oczu i ciężarem na powiekach, które przymykały się mimowolnie, choć Alfred powstrzymywał je siłą woli. Najgorszy był moment, w którym usiadł wreszcie i rozprężył mięśnie. Głowa opadła mu na pierś, chrapowaty oddech wypełnił ciszę po odpowiedzi Arthura. Ogień trzaskał cicho, leniwie, szmerem docierając do Alfreda jak z oddali. Ciepło wypełniło jego ciało mrowieniem, przeszło kończyny, zatrzymując na czubkach palców.
Alfred ziewnął potężnie.
- Pewnie masz rację – przyznał, pocierając oczy. Opatulił się mocniej płaszczem. Powoli uświadamiał sobie jak wiele czeka go dzisiaj pracy i jak bardzo chce mu się spać.
Musiał wyglądać dobrze, dumnie.
Póki co bardziej przypominał ziemniaka.
Westchnął, co znowu przeszło w ziewnięcie. Alfred był tak zmęczony, że nawet nie próbował zakryć szeroko rozwartych ust. Zresztą czemu miał to robić? Przecież widział go teraz jedynie Arthur, a on i tak miał o nim wyrobione zdanie.
- Cóż, niespodzianki mają swój urok… - Alfred uśmiechnął się przekornie, pocierając oczy. – Ale rozważę to, która z tych opcji bardziej się mi opłaca. Ty też mógłbyś częściej być miły. Kiedyś umiałeś się nawet śmiać. – Uśmiechnął się lekko.
Chciał nawet wystawić język, ale zmęczenie go pokonało. Zbyt późno o tym w ogóle pomyślał.
Nie nawiązał do tego, co wydarzyło się na zapomnianym polu bitwy. Przez chwilę nawet to rozważał, ale jednak zdążył ugryźć się w język.
Lubił Arthura, ale – mimo wszystko – Arthur pozostawał Arthurem. Czasami wypadało się pilnować.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyWto 20 Gru - 19:10:54

W ramach wyjątku Arthur próbował sprawiać wrażenie kogoś, komu widok zmęczonego, sponiewieranego duchowo i emocjonalnie Alfreda nie sprawia aż tak dużej satysfakcji. Kompletnie mu to udawanie nie wychodziło. W jego oczach odbijało się rozbawienie, a zeschnięte od mrozu usta układały się w ledwo widoczny półuśmiech. Po całej nocy mógł być jedynie zawiedziony tym, że Alfred nie zrobił niczego dostatecznie głupiego, by umrzeć w innym wymiarze czasowym, ale, cóż, i tak nie robił sobie na to nadziei.
— Żeby się śmiać, potrzeba powodu i odpowiedniego towarzystwa. – Arthur spojrzał na Alfreda jak na jawne zaprzeczenie obu wymagań.
Wiedział, do czego ten chłopak nawiązuje, co wypełniało go to denerwującą niepewnością. Ile razy Alfred słyszał jego śmiech, a ile razy obserwował go za pomocą swoich albo cudzych oczu? Odpowiedzią mogło być albo "wcale", albo "przy każdej możliwej okazji", ale Arthur wciąż nie mógł stwierdzić, która wersja jest bardziej prawdopodobna.
Mógłby sobie wmówić, że, między innymi dlatego nie śmiał się od tak dawna, ale prawda była taka, że przestał już, gdy król rozkazał mu zostać w Astrze na stałe. Od tamtego dnia Arthur nie znajdywał powodów do śmiechu. Wszystko było drażniące, męczące i wymagające jego pełnego skupienia, a jednocześnie znalazł się tak blisko od osiągnięcia swojego celu, że gdzieś w środku odczuwał pełne nieustającego zniecierpliwienia oczekiwanie. Był już tak blisko...
A teraz siedział w tej przeklętej martwej dolinie, przy dogasającym ognisku w zimny poranek, a jego cel znów znalazł niemal dosłownie na wyciągnięcie ręki, a jednak za daleko, by go chwycić.
— Nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydaje – stwierdził więc, mierząc Alfreda długim, chłodnym spojrzeniem.
Wykrzywił leciutko wargi.
— Ani tak dobrze, jakbyś chciał. – Grymas zmienił się w uśmiech. – Inaczej wiedziałbyś, że nie przekupisz mnie prezentami. Jeśli czegoś ode mnie chcesz, zasłuż sobie na to.
Ale największym błędem, jaki popełnił Alfred, było to, że postawił się w takiej sytuacji. Już dawno temu ujawnił, że zależy mu na tym przymierzu. Więc niech teraz za to płaci. Szczerze mówiąc, pomyślał Arthur z rozbawieniem, to przynajmniej coś naprawdę odświeżającego po irytującej znajomości z poprzednim królem. Ten przynajmniej często go słuchał i głupio ujawniał się z tym, że uwielbia innym imponować.
Arthur zaś był sprawiedliwy. Traktował ludzi tak, jak na to zasłużyli.
Prędzej czy później Alfreda też tak potraktuje. Ale tymczasem...
Tymczasem pochylił się lekko nad ogniskiem i spojrzał poprzez nie na swojego wroga, tymczasowego sprzymierzeńca, na kogoś, kogo najwyraźniej pomógł stworzyć. Nawet teraz Arthur miał ochotę rozkwasić mu nos.
— Jestem już znudzony powtarzaniem, ale pomyśl, jak często mam rację w porównaniu do ciebie. Wygląda na to, że wygrałem ten zakład.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptyWto 20 Gru - 22:48:51

Nie trzeba było być wypoczętym czy wyjątkowo domyślnym, by dostrzec, że Arthurowi cała ta sytuacja sprawia… Radość? Na pewno zadowolenie. Niewątpliwie cieszył się z tego, że „miał rację” we własnej opinii, ale Alfred wiedział, że sam miał wobec całej tej sytuacji inne plany. Gdy już umocni swoją pozycję, jeśli uda mu się tego dożyć (musi!), wtedy zmieni świat, zmieni Piki, a wraz ze zmianami zniszczy stary porządek. W tym i to miejsce. Uśmiechnął się mimowolnie do tych myśli, oczyma wyobraźni (i senności) dostrzegając wściekłość Arthura, gdy w końcu to zrobi.
- Prawda? Tym bardziej cieszę się, że zabiłem mojego ojca. Teraz nareszcie możesz się śmiać! – Alfred uśmiechnął się do Arthura. Miało wyjść czarująco, a wyszło… Cóż, prawie. Alfred był chyba zbyt zmęczony i nie wyglądał aż tak przystojnie z cieniami pod oczyma i pobladłą twarzą. Ale nawet postarał się trochę wyprostować, by dodać mocy własnym słowom.
- Możliwe. Kto wie. Ty uważasz, że już poznałeś mnie całkiem dobrze. – Uśmiechnął się nieco szerzej. A jeśli nie, to dobrze udajesz.
Alfred mimowolnie wyciągnął dłonie w stronę trzaskającego ognia. Ciepły podmuch owiał mu twarz i na moment zrobiło mu się bardzo, ale to bardzo gorąco. Twarz poczerwieniała, wypieki na policzkach wyparły cień. Alfred poczuł jeszcze większą senność i zrozumiał, że tylko magia utrzyma go dnia dzisiejszego.
A strasznie nie lubił z niej korzystać, by podtrzymywać stan własnego ciała. Odczekiwał więc jeszcze chwilę, by wprowadzić ją do obiegu własnego ciała i przywrócić sobie siły i narzucić iluzję wypoczęcia.
(Potem pewnie zaśnie w siodle, a Arthur będzie liczył na to, że przy tym przewróci się i złamie sobie kark. Alfred uważał to niemalże za rozkoszne i dopóki Arthur nie mógł go zabić chyba miał do tego prawo.
No nie?)
- A jednak spodobały ci się, a przynajmniej czuję, że zrobiłeś ze słowika użytek. – Skinął powoli głową. – Cóż, chcesz, żebym był psiakiem robiącym sztuczki? No wiesz co… - Roześmiał się lekko i krótko. – Cóż, kto wie. Może przez tę podróż uda mi się ciebie zaskoczyć tak jak ty zaskoczyłeś mnie. – Przekrzywił głowę i znowu ziewnął.
Opatulił się mocniej płaszczem.
- Nie tak często. Często uważasz, że miałeś rację, ale to, ze zrobiłem coś inaczej i tak działa na moją korzyść… - Urwał i zrobił krótką pauzę. - Wiesz, że król wie, prawda? Wie lub wiedział, sam nie jestem pewien. – Wzruszył ramionami. – Kiedyś zniszczę to miejsce…
Dodał.
Niepotrzebnie.
Nie mógł się powstrzymać. Zerknął na reakcję Arthura.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 EmptySro 21 Gru - 9:58:40

Arthur nie zobaczył w tej odpowiedzi niczego zabawnego. Gdyby nie miał pewności, że nikt ich nie podsłuchuje, byłby zmuszony unieść się dumą i udać, że potwornie mu zależy na dobrym imieniu poprzedniego króla. Zamiast tylko tego skrzywił się, choć nawet nie tyle na niesmaczny żart, co na konieczność przebywania z Alfredem w jednym świecie.
Będę się śmiać, jeśli kiedyś zobaczę twoją głowę leżącą daleko od reszty twojego ciała, pomyślał.
— Akurat fakt, że żaden z was nie jest w najmniejszym stopniu zabawny, stanowi waszą cechą wspólną. Król przynajmniej miał godność. – Arthur znudził się patrzeniem na Alfreda i zamiast tego rozejrzał się wokół. Niebo jaśniało. Na czubkach namiotów majaczyły się jaśniejsze plamy dnia, w środkach słudzy zapalali lampy, sprawiające, że wypełnione czernią ludzkie sylwetki zaczynały prześwitywać przez ściany. Obóz budził się do życia w kolejności od najprostszych sługów i najbardziej istotnych możnych, po całą resztę.
A jednocześnie bitwa urwała się, zostawiając po sobie dziwaczny, wprawiający w nerwy spokój i martwą ciszę, która pojawiała się tuż po udanym zaklęciu. Właśnie zaczynały się pierwsze przygotowania do walki. Arthur wyobraził sobie, jak gdzieś, tysiące lat wcześniej i dokładnie w tym samym momencie, co teraz, pogodzony ze swoim losem król Pik staje na szczycie wzgórza i mierzy dolinę spojrzeniem przepełnionym zmęczeniem.
To była dobra historia i silna legenda. Dzięki niej magia w dolinie wciąż była tak wspaniała i potężna, że wyczuwali ją nawet najwięksi prostacy. Dokładnie czegoś takiego potrzebował świat, jeśli miał znów stać się tak wielki jak kiedyś.
— To, że robię z twoich prezentów użytek nigdy nie będzie oznaczało, że jestem ci za nie wdzięczny... albo, że czuję się do czegoś zobligowany. Twoje czyny i zachowanie to za to inna kwestia.– Popatrzył na niego krótko, a następnie wstał. Nie chciał, by zobaczono go, jak siedzi z Alfredem przy ognisku. Był tutaj, ale na każdym kroku okazywał, że jako osobna siła, której przytrafiło się mieć podobny cel, co nowemu królowi. Nie był już dłużej niczyim poddanym.
I zdecydowanie nie mógł wyglądać jak czyjś przyjaciel.
Popatrzył na Alfreda z góry, czując, że robi mu się zimno od jego słów. Żaden mięsień na jego twarzy nie drgnął, w oczach pojawiły się cienie, które mogły, choć nie musiały, mieć coś wspólnego z tym, że odsunął się od światła ogniska. Przy tym milczał o sekundę zbyt długo, by udawać, że nie myśli nad tym, co powiedział Alfred.
— Dobrze, że jesteś wystarczająco mądry, żeby nie próbować tego już dzisiaj – stwierdził w końcu nieokreślonym głosem kogoś, kto myślami znalazł się przy znacznie istotniejszych sprawach. – Wiesz już chociaż, czym je zastąpisz, Alfred?

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Sponsored content





Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 12 Empty

Powrót do góry Go down
 
Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki
Powrót do góry 
Strona 12 z 29Idź do strony : Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 20 ... 29  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Cardverso-ms-
Skocz do: