Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 23 ... 29  Next
AutorWiadomość
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySro 18 Sty - 10:22:50



Słowa, szczegóły, nic nieznaczące butne myśli niezależnego człowieka. A koniec końców wszystko zaczynało się tak samo, od pragnienia, które poruszało światem. Arthur lepiej, niż ktokolwiek inny wiedział, że nie istnieje żadna osoba, która wszystko zawdzięczałaby samej sobie. Zwykle cele dziecka tworzyli matka i ojciec, później żony albo mężowie, rodzeństwo, przyjaciele, znajomi i obcy ludzie. To ludzie tworzyli ludzi. I czasem, gdy pragnęli czegoś bardzo mocno, tworzyli również coś innego.
Arthur odwrócił twarz i po raz pierwszy spojrzał na Alfreda, zamiast na jego odbicie.
— Jesteś pewny? – uśmiechnął się. – Nie ma odrębności ani samodzielności. Gdyby istniała, nie zobaczyłbyś żadnej twarzy w jeziorze pod górą. Tam pojawiają się tylko ci, którzy byli częścią ciebie. Być może ktoś rzucił kośćmi za ciebie. Zastanawiam się, czy wiedziałeś...
Jeszcze raz obrócił swoje myśli, poukładał wspomnienia. Zdecydował, że nie, Alfred z całą pewnością nie może wiedzieć niczego o swoim ojcu. Musiałby go znać, a nawet Arthurowi zajęło wiele czasu, zanim zaczął go rozumieć. Przede wszystkim dlatego, że niewiele było do zrozumienia w człowieku, który składał się z spiętrzonych warstw życia i był tak stary, że nie zostało w nim już prawie nic z oryginalnego siebie.
— On czekał, aż ktoś go zabije. Gdzieś w głębi duszy, pod warstwą paranoi i instynktów starca. Kto wie – zawiesił na chwilę głos. – Czy król Pik naprawdę mógłby przegapić pojawienie się w Astrze własnego syna. Być może tak, był w końcu na swój sposób szalony.
Arthur miał też inne sposoby na obrażenie Alfreda niż te najprymitywniejsze. Drażnił się, choćby po to, by pokazać, że potrafi. Alfred pozwalał sobie na zbyt wiele, ale, co nawet gorsze, naprawdę był niezwykły. Wolny i silny i zdolny do tego, by z dnia na dzień zmienić zdanie, stać się kimś innym. Arthur chciał to zatruć. Chociaż trochę, po to, by zobaczyć, że kogoś boli podobnie jak jego.
Złapał spojrzenie Alfreda, badawcza, ale niezdolne do zrozumienia. Dlatego uśmiechnął się ze spokojną pewnością, że chwilowo jest bezpieczny. Ten słowik... musiał być boleśnie nieprzemyślaną decyzją. Alfred nie podejrzewał, jak bardzo mu zaszkodzi.
— Masz rację. Nie mamy już powodów, żeby myśleć o zmarłych. Nie potrzebują tego.
Skrzywił się, gdy Alfred przełamał granicę dotyku. Nie zdążył na to zareagować, był zbyt słaby i tylko mu to przypomniało, że nie jest teraz w stanie skutecznie ochronić słowika. Dlatego niczego nie powiedział, nic zrobił niczego, poza wbiciem w Alfreda nieokreślonego, ciemnego spojrzenia; jeśli Alfred próbował rozładować atmosferę, albo się zaprzyjaźnić, to teraz dostał jasny znak, że osiągnął przeciwny skutek.
Arthur nie zamierzał go polubić. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Być może, gdyby w odbiciu jeziora pojawiła się choćby o jedna twarz więcej, na której zależało mu nawet w minimalnym stopniu, to nie byłby w stanie stamtąd wyjść.
— Wydajesz się być bliski stracenia swojej – powiedział dziwnie miękkim tonem; jak ktoś, kto udaje, że śpi, ale pod poduszką zaciska dłoń na sztylecie. – Albo, jakikolwiek cel ci nie przyświeca w tym momencie, oddalasz się od niego. Nie lubię przebywać w towarzystwie takich ludzi, więc mam nadzieję, że jezioro cokolwiek ci rozjaśniło.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySro 18 Sty - 17:46:32

Alfred nie uwierzył Arthurowi. Albo nie chciał mu uwierzyć. Drgnął, ale ledwie dostrzegalnie, nie zbladł – bo jego twarz i tak pozbawiona była już żywych kolorów. Myśl, ze ojciec mógłby go tworzyć była głupia i niedorzeczna. Nigdy go nie poznał. Nie miał z tym mężczyzną do czynienia. To tylko zagrywka, złośliwość, zemsta martwego starca. Alfred pokręcił głową.
- Nie sądzę. To tylko zmarli, którzy mają do ciebie wyrzuty. Czasami nawet nie musiałeś dobrze ich znać – powiedział tylko.
Nie uściślił o co dokładnie mu chodziło. Wbrew pozorom nie zawsze był taki gadatliwy. Wiedział, co chce powiedzieć, a co zachować dla siebie.
Alfred zesztywniał. Napiął się. Spojrzał na Arthura spod nieco zmrużonych powiek.
- Więc co sugerujesz? Że wiedział, że go zabiję? Że chciał, żebym to zrobił? Czekał właśnie na mnie? – Alfred uśmiechnął się krzywo. – Miał paranoję, więc na pewno spodziewał się śmierci. Ale obudował się tyloma murami bezpieczeństwa, że nie uwierzę, że po prostu dobrał sobie narzędzie. Jeśli nawet to ty byłeś prędzej jego wyborem. – Uśmiechnął się nieco szerzej, pewniej.
Tak, właśnie tak. Sam zaczął wierzyć we własne słowa. Rozluźnił ramiona, choć wahanie nadal podgryzało go od środka, to na zewnątrz rzucił Arthurowi niemalże wyzywające spojrzenie.
- Może widział co zamierzasz, jeśli nie był głupi. Chyba, że chcesz zasugerować, że pograł z nami wszystkimi. – Alfred roześmiał się zdawkowo i poprawił płaszcz, by zając czymś ręce.
Był to drobny, nerwowy odruch, który zawsze dopadał go wtedy, gdy zaczynał mieć wątpliwości. Nie lubił ich posiadać i może to właśnie dlatego nad niczym nigdy się nie zatrzymywał. Po prostu biegł.
Ciemne spojrzenie sprawiło, że poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Zareagował jednak zupełnie odwrotnie do podświadomych uczuć i tylko westchnął głęboko, jakby ze współczuciem wobec tego, jak zachowuje się Arthur. Ostrożny, zdystansowany. Alfred chciał go przy sobie, poza tymi granicami, ale nie szło mu to najlepiej. A nie był cierpliwy. Niestety.
- Mylisz się – odparł spokojnie. Wbił w Arthura świdrujące spojrzenie jasnych oczu. – Jeśli mam jakikolwiek cel, ciągle utrzymuję go na wyciągnięcie ręki i nie zapominam o nim. Nie znasz mnie jeszcze aż tak dobrze, Arthur. A ja nie znam ciebie. – Wyszczerzył się przekornie. Ale mamy czas. Możesz budować między nami mur, ale tylko my możemy razem porozmawiać o rzeczach, które tylko my rozumiemy. Jezioro przekazało mi, że mam cię kopnąć. – Odparł ze śmiertelną powagą. – Nie wiem, co widziałeś w nim ty – przyznał. – Ale ja nie zamierzam słuchać głosów zmarłych, będąc żywym. No, może prócz tego kopnięcia.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 0:16:09

By dojechać do Vetty musieli najpierw zawrócić w okolice Merelatsu. Gdy wyjeżdżali z rządzonych przez magię najstarszych ziem królestwa, nie towarzyszył im deszcz, ale mimo to Arthura nie opuszczało wrażenie, że spod tafli każdego mijanego jeziora śledzą go cudze oczy. Nocami słyszał odległe dźwięki ciał poruszających się po wodzie, dlatego kazał rozbijać swój namiot jak najdalej od jezior i to samo doradzał Alfredowi. Blisko ognia i pośród ludzi. Nikt nie powiedział, że ziemia zaakceptowała nowego króla. Albo, że nie zamierza zatrzymać ze sobą nieludzkiego maga.
Na rozłamie dróg przed Merelatsem zostawili większość swojego orszaku, szlachetnych i dostojnych wraz z ich rodzinami i dobytkiem, konie i inne służące do jazdy stworzenia, a Alfredowi już nikt nie perswadował widowiskowych zbroi i niepraktycznych płaszczy. Dalej pojechali ogołoceni ze zbytku i ozdób i wtedy po raz pierwszy wśród ludzi przeważył widok żołnierzy. Armia skupiała się wokół Alfreda i wokół tych, którzy byli istotni w prawdziwej podróży; dyplomatów, wojskowych, nieoficjalnych zakładników i właściwie każdego, kto mógł okazać się istotną kartą przetargową. Arthur uśmiechał się w duchu, zauważając, póki co głównie przed sobą, że nie da się stwierdzić, czyja armia ich otacza. Część ludzi przybyła z Alfredem, część należała do królewskiej gwardii, inni odpowiadali przed Arthurem lub dołączyli do nich w Merelatsie. Zbieranina posiadała przynajmniej dwóch władców, o których wiedzieli wszyscy i wielu pomniejszych.
No dobrze, czasem jednak patrzył na Alfreda badawczo, z rozbawieniem w pociemniałych oczach i, nie mówiąc niczego, prowokował go do odgadywania swoich myśli.
Przynajmniej poruszali się znacznie szybciej. Droga do Vetty, choć dwukrotnie dłuższa niż do Miasta Jezior, zajęła im o wiele mniej czasu. Mieli też szczęście, docierając tam w momencie, o którym wszyscy zawsze mówili, że trzeba zobaczyć, gdy wspominali to miasto.
Zachód słońca właśnie się kończył. Mglisty, złocisto-pomarańczowy czubek ginął za ostrym szczytem góry, która zupełnie przesłaniała niebo. W mieście wyrytym u jej stóp i na zboczu właśnie rozpalano światła i purpurowy półmrok wypełniał się blaskiem tysięcy ciasno skupionych żółtych punktów. W tle kolejne góry układały się w otaczające cały Briol pasmo górskie. Kiedy się na nie patrzyło, rozumiało się, że nie mogło powstać inaczej, niż za pomocą magii, że kiedyś, w przeciągu krótkiej chwili, ziemia powstała i wybiła się ponad chmury. Ostrych, ciemnych zbocz prawie nie porastała zieleń. Tylko to pasmo i dwa inne, na granicach z królestwami, były tak potężne, że niemal niemożliwe do przekroczenia pieszo.
Arthur, który już wszystko to widział, bardziej zainteresował się pasmem toru kolejowego widocznych z sąsiedniego wzgórza. Ich nie było tutaj ostatnim razem, ale wiedział wszystko o inwestycji. Brał w niej duży udział, nie dlatego, że podobała mu się perspektywa pociągów, ale właśnie dlatego, że jej nie znosił. A to właśnie pociągiem mieli przekroczyć pierwsze pasmo. Sam król wykształcił tunel, którym mieli jechać zdobywać jego królestwo i, zabawne, to była jedna z ostatnich rzeczy, które zrobił w swoim życiu. Arthur pamiętał też, ile trudu sprawiło mu wydrążenie tunelu. Przespał następny tydzień, a przez kolejny miesiąc towarzyszył mu zły humor, przekora, złośliwość i ostrość wobec świata. W pierwszym momencie z zaciętą miną próbował udawać, że wszystko jest w porządku, a po tym, jak okazało się, że nie jest, że coś, co kiedyś udawało mu się bez wysiłku, teraz kompletnie go wyczerpało, był gotów ukarać każdego, kto wypomni mu słabość.
Arthur odwrócił spojrzenie od torów. Chciał zobaczyć twarz Alfreda, gdy po raz pierwszy w życiu zobaczy jeden z piękniejszych widoków królestwa Pik. Niewiele innych miejsc emanowało takim ogromem przestrzeni, nie wydawało się mieścić w zasięgu wzroku pokładów pustki pełnej zimnych, srebrzystych wiatrów. Brzeg Briolu sprawiał wrażenie krainy, którą pierwotnie zamieszkiwały istoty znacznie większe od ludzi. Dom olbrzymów.
Alfred i jego ojciec byli bardzo podobni. Obaj szli w zaparte, byli uparci poza granice perswadowania i potrafili zaprzeczyć każdej niewygodnej dla siebie prawdzie. Prawdopodobnie mieli też w sobie siłę, pomyślał niechętnie Arthur. Resztki dziennego światła nadawały włosom Alfreda miękkiego, złocistego blasku. Cholerny książę z baśni, zbyt idealny do swojej roli, a pomimo to absolutnie wolny od wszelkich ograniczeń. Arthur go nienawidził.
Ale chyba jednak wolał już słabość maskowaną uśmiechem i pogodą ducha, niż okrucieństwem.


***

Vettą rządziła trójka ludzi; szlachcic, mag i kupiec, choć ten ostatni od niedawna i całkiem nieoficjalnie. To jego ojciec zapoczątkował projekt kolei i, jako pierwszy, doprowadzał zapasy do potrzebujących wojsk na granicy z Treflami. Jego syn kontynuował dzieło i robił to tak sprawnie, że stał się najbogatszym mieszkańcem Vetty.
Wszyscy trzej przywitali ich z szacunkiem i zaprosili króla do swojego domu. Gra pomiędzy nimi była oczywista. Szpiedzy Arthura wiedzieli o niej wszystko, o gierkach, rodzinnych dramatach, interesach i rozplątywanej wokół miasta pajęczynie. Zwykły wybór Alfreda był kluczowy dla wielu ich planów. Sam Alfred zresztą też, a, że mieli zostać tylko na jedną noc, to trzeba było działać szybko. Arthur, który ani razu o tym z Alfredem nie rozmawiał, czekał z nikłym uśmiechem na ustach na decyzję. Opcje były trzy, ale rozdzielały się na dziesiątki innych efektów. Arthur był niemal pewny, że przewidział już je wszystkie.
Nie interesowały go zabawy trzech pająków, które może były sprytne i potrafiły tkać sieci, ale wciąż były tylko insektami. To on od dawna trzymał Vettę w garści. W każdej chwili mógł zniszczyć kupca albo rozkazać wymordować wszystkie dzieci szlachcica. Stał więc z boku i dobrze bawił się jako obserwator.


***

Dom Arthura był, jak wiele innych, wykuty w czarnych wnętrznościach góry. Pokoje rozdzielał wewnętrzny placyk, podpierany filarami, ozdobiony nienachalnym, delikatnym magicznym niebem i smukłą fontanną pośrodku. Dominował tu subtelny chłód, który jednak wydawał się praktycznie przytulny każdemu, kto choć raz poczuł na skórze lodowaty powiew korytarzy pod Górą. Przede wszystkim było tu cicho. Ściany odcinały jakiekolwiek odgłosy płynące z pogrążonego w zabawie zewnętrznego świata, nieziemsko jasno oświetlonych, nowoczesnych uliczek Vetty.
Dziwnie było myśleć, że przejdzie się parę kroków i nagle stanie się w samym środku wielkiego festiwalu. Albo, że zostanie się tutaj, w dziwnej ciszy wypełnionej szumem wody, chłodem ścian i jakąś dziwną subtelnością wysokich, smukłych mebli. Wrażenie absolutnej prywatności budziło prawdziwy niepokój, że jest w tym coś zbyt doskonałego.
Arthur obawiał się, że ktoś może ich podsłuchiwać. Jednocześnie był zły, niezadowolony, mimo tego, że zachował na twarzy idealny uśmiech i spokój. Teraz, byli tu praktycznie sami, chronieni przed uszami i nawet przed wzrokiem służby, Arthur pozwolił sobie jednak na irytację. Coś stalowego błysnęło w jego oczach, wargi wygięły się w grymas. Odwrócił się do Alfreda i wbił w niego spojrzenie. Wiedział, że złość, wyrzuty, plucie nie ma sensu, tym razem nie było też możliwości, żeby go wyrzucił. I nawet nie zamierzał.
Mimo to zrobił krok w kierunku tego głupiego małego króla, którego w tym momencie pragnął zmiażdżyć jak pchłę, przygnieść podeszwą butów, zmazać mu z twarzy uśmiech, a z oczu tą wesołą, roziskrzoną, arogancką przebiegłość. Alfred był z siebie zadowolony jak jakiś syn młynarza, któremu udało się klepnąć barmankę, a ona zareagowała jedynie chichotem.
Arthur stanął o krok od niego, bliżej niż zwykle, pomimo tego, że plac był duży i nie było potrzeby, by zbliżać się do siebie aż tak.
— Pomyśleli, że działaliśmy razem od początku – odezwał się nagle cichym, ale doskonale słyszalnym głosem. Nagłość polegała na tym, że nie brzmiał ani wściekle ani gwałtownie. Przede wszystkim był rzeczowy i nie spuszczał z Alfreda spojrzenia.
— Więcej – odchylił nieco głowę – Uznali, że ty i ja jesteśmy, co najmniej, kochankami. Lubisz tę myśl, Alfred?

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 6:06:05

Alfred był jak najbardziej zadowolony. Promienny. Radosny. Przebiśnieg, przebijający się ponad grubą warstwę śniegu, jaka spadła na miasto, gdy podjął decyzję. Chłód spojrzeń nie mógł go dosięgnąć, mróz ich słów – zakłuć. Był ponad nimi, był w domu Arthura i właściwie do szczęścia potrzebował jeszcze tylko łóżka, dobrego wina i może płatków róż. Nie wiedział po co to ostatnie, ale kilka dziewczyn, które próbowały się mu oświadczyć miało podobne fantazje. Więc czemu nie? Płatki róż brzmią śmiesznie!
Widział, że Arthur chyba nie do końca tak uważa, co nie było odmianą, choć Alfred zastanowił się, czy nie przesadził. Nie potrafił jednak się powstrzymać, możliwość spędzenia czasu w otoczeniu Arthura była zbyt silną pokusą, poza tym nie chciał wybierać. Wiedział, że gdyby kierował się własnymi odczuciami przystałby na kupca, a to mocno nadszarpnęłoby… Wiele. Musiał pokazać, że połączy obie idee, a więc odpadał i szlachcic i mag, przy czym z tą dwójką Alfred był pewien, że zanudzi się śmiertelnie.
Więc został Arthur, tak? Wcale nie zrobił tego z osobistych pobudek.
Wcale.
Alfred zmarszczył brwi u nasady nosa, przekrzywił głowę i przyjrzał się Arthurowi. Kąciki jego ust drgnęły lekko.
- Och, a więc o to ci chodzi! – stwierdził lekko i niedbale. – Naprawdę tak myślisz? To byłoby zabawne, głównie dlatego, że po zamachu wszyscy uważali, że sam po części za nim stałeś. To dość ciekawy kontrast… - Wzruszył ramionami.
Właściwie to głównie jego ludzie oskarżali Arthura, ale kto by tam przejmował się szczegółami.
- Ludzie zawsze będą plotkować, Arthur. Czego nie zrobimy, oni domyślą swoją historię. – Uśmiechnął się łagodnie. – Gdybym wybrał któregokolwiek z tych nadętych bufonów i jednego ciekawego człowieka… Byłyby problemy. A pewnie wiesz kogo bym wybrał. Byłoby więcej problemów.
Alfred wzruszył ramionami.
- A czemu ma mi przeszkadzać? Ma mnie ziębić? Ma mnie grzać? – Alfred roześmiał się, choć w żołądku poczuł dziwne łaskotanie. – Przecież jestem całkiem niczego sobie, prawda? – Wyszczerzył się do Arthura.
(Bierz mnie, tygrysie; zafalowały jego brwi.)
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 12:34:15

Arthur spodziewał się tego wszystkiego i może dlatego w żaden sposób nie wybuchnął. W jego oczach kryło się znacznie więcej niż proste opanowanie albo umiejętnie wstrzymana irytacja.
— Wiem, co próbujesz osiągnąć – stwierdził spokojnie.
Po ich rozmowie w lesie, zmienił się w subtelny, często niezauważalny sposób; jak człowiek, który podjął jakąś ważną decyzję i w końcu czuje się spokojniejszy. W duchu szydził z siebie za to, że tak długo zachowywał się, jakby miał jakikolwiek wybór. Jego droga była wytyczona, czy tego chciał, czy nie. Mogła różnić się szczegółami, okazać dłuższa, niż przypuszczał, kryć parę niespodzianek... ale w końcu i tak prowadziła go do konkretnego miejsca. Było za wcześnie, by próbować z tym walczyć. To, że chwilowo godził się z nową sytuacją oznaczało, że – cóż, może nie akceptował, ale, że spodziewał się wybryków Alfreda.
Dlatego jego odpowiedź nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, choć jeszcze w Merelatsie najpewniej kipiałby z wściekłości.
Alfred nie znał się na opinii publicznej. Właściwie, w ogóle nie znał się na ludziach i najwyraźniej miał bardzo niewielu szpiegów, co tworzyło niebezpieczną mieszanką. A z bliska jego oczy były bardzo błękitne.
— Nie ma możliwości, żeby to się udało. – Spojrzał na niego z ironicznym rozbawieniem. Bawiło go, że Alfred próbuje mu tłumaczyć swoją decyzję, tak, jakby myślał, że Arthur nie wie, że ktokolwiek z trójki w Vettcie był złym wyborem. Głupi dzieciak z głupimi błękitnymi oczami i jeszcze głupszym uśmiechem.
Arthur spojrzał na niego jakby go oceniając, faktycznie rozważając pytanie.
— Nikt ci nie mówił, że ponoć sypiałem z twoim ojcem? Chyba przesadziłbym z byciem potworem, gdybym po jego śmierci sypiał też z jego mordercą i synem.
Uśmiechnął się sarkastycznie i odsunął się od Alfreda, odchylając głowę, prostując się i rzucając mu dziwnie wyzywające spojrzenie. Kończył ze zdradzaniem swoich prawdziwych myśli. Tym razem nie zamierzał mówić prawdy ani tłumaczyć swoich działań. Alfred był już pewien, że planował zabić króla tak, jak zabił swoją rodzinę. Czemu miałby nie wierzyć w tą plotkę? Albo w to, że Arthur naprawdę zna jego plan?
— Szczególnie, że syn nigdy nie miał partnerki ani partnera, odrzucił każde zaloty i nawet w domach rozrywki wolał zmuszać pracowników do rozmowy. Wiele udajesz, ale mało tak naprawdę zrobiłeś.
Odwrócił się od Alfreda i zaczął odchodzić.
— Byłoby lepiej, gdybyś pokazał się dziś z jakimkolwiek partnerem na przyjęciu.


Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 16:58:51

Alfred przyglądał się z zainteresowaniem Arthurowi. Temu, co czaiło się w jego jak zawsze intensywnie zielonych oczach, teraz o ciemniejszym odcieniu złości, irytacji i namysłu. Alfred przez ostatni czas układał sobie w głowie wszystko, co wydarzyło się przecież nie tak dawno. Miał wrażenie, że mimo wszystko nastąpiło coś na kształt porozumienia. Delikatna jak pajęczyna nić, którą łatwo można było zerwać. Ale Alfred uznał ją za dobry znak. Teraz musiał wykonać kolejny krok, doskonale o tym wiedział.
(A potem mogą być te płatki róż. Czemu nie.)
Póki co uniósł brwi w starannie wystudiowanym zdziwieniu.
- Wiesz? – spytał uprzejmie i uśmiechnął się łagodnie, niemalże zachęcająco, by Arthur rozwinął swoją myśl.
Podrapał się po policzku.
- Pewnie nie, ale co bym nie wybrał byłoby źle. W niektórych wypadkach gorzej. Zresztą, oszczędziłem sobie nudnego towarzystwa, więc jestem nawet całkiem zadowolony. – Wyszczerzył się bezczelnie do Arthura.
Nie czuł się w ogóle zrażony jego odpowiedzią.
- Daj spokój. – Prychnął niedbale, choć w rzeczywistości zmrużył oczy i zmarszczył nos. – Chyba każdy, kto widział mojego ojca, domyślał się, że to niemożliwe. Staruszek rozpadłby się w łóżku. – Uśmiechnął się cynicznie. – Poza tym…
To wcale nie tak, że Alfred między innymi dlatego przyspieszył to, co planował zrobić już dawno i uznał, że przejmie władzę, by „uratować” Arthura.
- To głupie. Ludzie lubią plotki, skoro tak łatwo uznali, że sypiałbyś z nim, to moglibyśmy żyć na dwóch końcach obozu – tak uważaliby, że jesteśmy razem.
(Alfred bardzo chętnie byłby razem z Arthurem.)
Wzruszył niedbale ramionami, ale trochę zbyt sztywno, by wyszło to lekko.
Alfred zawahał się.
- To chyba sugeruje, że raczej nie rzucam się w objęcia każdej prawej ręce króla, którego morduję? A zresztą… - Roześmiał się. – Co miałem robić? Spać z nimi w imię dobra Astry. Nie chcę, nie mam ochoty i nie będę. Nienawidzę zmuszać się do ludzi. – Poruszył się dziwnie.
Zastanowiło go, czemu Arthur poruszył ten temat. Czy faktycznie wiedział?


Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 17:35:11

Arthur myśli nie rozwinął. Spojrzał tylko na Alfreda z pogardliwym spokojem bawiącego się obiadem drapieżnika. Jak na małą, piszczącą myszkę.
— Oszczędziłeś sobie nudnego towarzystwa, przysparzając go mi – stwierdził z rozbawioną rezygnacją, która sprawiła, że zabrzmiał, jakby nawet nie silił się na żadną złośliwość i po prostu nie widział w Alfredzie niczego godnego uwagi. Prawie od samego początku wiedział, że to jego słaby punkt, ale odkąd Alfred potwierdził, że pamięta ich spotkanie z dzieciństwa, Arthur miał dodatkowy powód, by pokazywać mu, jak niewiele znaczy.
Sposób na manipulowanie nim był zaskakująco prosty.
— Ach tak. Dobrze wiedzieć, że jednak stosujesz jakąkolwiek wybiórczość w słuchaniu plotek – stwierdził po prostu, coraz bardziej rozbawiony Alfredem. Chłopak mieszał się w zeznaniach i wspinał na wyżyny hipokryzji. A pomyśleć, że na początku Arthur nie potrafił znaleźć w nim widocznych wad czy słabości. Miał ich mnóstwo. Myślał po swojemu, ale, gdyby nie pozwalał swoim prywatnym odczuciom wchodzić sobie w drogę, to mógłby chyba dojść do wniosku, że ktoś, kogo zastał w jednym łożu z szefem królewskiej kuchni, mógłby nie wstrzymywać się przed zrobieniem tego samego z samym królem. Wszystko, by osiągnąć swój cel.
Alfred jednak... Arthur spojrzał na niego z przelotnym zainteresowaniem. Alfred musiał mieć bardzo specyficzną wizję jego osoby.
— Naprawdę jesteś niemal tak głupi na jakiego wyglądasz – stwierdził, po raz kolejny nie wydając się w szczegóły. Nie miał zresztą siły ubierać w słowa tego, jak bardzo mylił się Alfred, gdy po prostu próbował obronić swoją głupią, nielogiczną, kapryśną i potencjalnie groźną w skutkach decyzję. To nie miało znaczenia. Nawet plotki nie obchodziły Arthura aż tak bardzo, żył już z znacznie większym ciężarem na barkach w tej kwestii.
Alfred chciał zrobić z niego potwora. Kozła ofiarnego, obrzydliwą istotę ludzką, która wspierała zdradę i ostentacyjnie się z tym obnosi. A na to nie zamierzał pozwolić.
Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
— To sugeruje, że nie jesteś normalny. Ale to nie moja sprawa.
Uznał, że rozmowa jest zakończona, więc odwrócił się od Alfreda.
— Pomóż mi odkręcić idiotyzm, który sam wykreowałeś. Nie obchodzi mnie, że jesteś na to zbyt dziecinny i pokręcony. Chyba, że, jak od samego początku, mam naprawić sytuację samemu.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 19:06:54

Alfred zmrużył oczy.
- Wolę wersję, że zaszczyciłem cię wspaniałym towarzystwem. Brzmi nieźle – stwierdził lekko, starając się być niezrażony słowami Arthura.
Domyślał się, że Kirkland robi to celowo – nie po raz pierwszy zresztą był złośliwy na tym prostym, zabarwionym wrednością poziomie, który kiedyś sprawiał, że Alfred odczuwał wątpliwości. Teraz… No, czasami nadal je odczuwał, ale zaczynał już przywykać do tego, że Arthur uwielbia mu wbijać szpile.
Prawie przywykać.
Tak.
- Są te, które mnie bardziej interesują i te, które mniej, a także te, co do których mam pewność, że znaczą coś więcej – stwierdził lekko, dumnie i zadzierając wysoko głowę.
Żeby sobie Arthur nie myślał, że może zasiać w jego serce wątpliwość. Alfred nawet nie chciał myśleć o tym, że między nim a jego ojcem coś zaszło. To brzmiało co najmniej… Przerażająco? Obrzydliwie? Po prostu źle. A Alfred na samą taką myśl poczuł nagły, nieprzyjemny ucisk w żołądku.
- Pff – parsknął. – Widzę, że wróciłeś do formy. Dobrze widzieć, że już wszystko w porządku… - Alfred uśmiechnął się krzywo i przekrzywił głowę. Dla lepszego efektu.
Nie doczekał się rozwinięcia żadnej z myśli Arthura, na co tylko zmarszczył lekko brwi i pozwolił sobie tego nie skomentować, choć poczuł cień irytacji. Zdecydowanie chciał czegoś więcej. Jakichś słów… Czegokolwiek. Odetchnął.
Kolejne słowa Arthura sprawiły, że zatrzymał się na moment i obrócił się w jego stronę, napinając mięśnie w reakcji obronnej.
- Żartujesz, co…? To jakiś szantaż. – Prychnął. Miał jasne wyobrażenie, jak będzie wyglądać to naprawianie sytuacji ze strony Arthura i kompletnie mu się to nie spodobało. – To głupota. Czemu muszę ganiać z kimś, kto mnie nie obchodzi?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 20:25:02

Charel był wysokim, zadziwiająco przystojnym mężczyzną w bliżej nieokreślonym wieku. Miał arystokratyczny nos, mocną szczękę, gęste, kręcone włosy, które w cieniu wydawały się kasztanowe, a w świetle nabierały miedzianych błysków i srebrzystoszare, czujne spojrzenie. Z szyi zwisał mu cienki medalion, z przegubów ciemne ozdobne bransoletki, a jego ubrania odsłaniały wyraźnie odcinające się na skórze kości obojczyka. Arthur starał się, by nie tylko prezentować go przy swoim boku, ale, by zrobić z niego swojego towarzysza. Trzymał się więc blisko niego i często omijał okazje porozmawiania z wpływowymi ludźmi tylko po to, by udać, że zajmuje go dyskusja z przyjacielem. I właściwie po części tak było. Charyl był jego szpiegiem, właśnie zakończył swoje zadanie w Vettcie i przyjął propozycję nowej misji ze spokojnym, bardzo profesjonalnym skinięciem głowy.
Arthur nie ustalił jeszcze, czy spędzi z nim noc, ale zaczynał się do tego przekonywać. Zwłaszcza po dwóch małych kieliszkach górskiego miodu pitnego.
Przyjęcie ku czci nowego króla odbywało się w wiszącym na skalnej półce ogrodzie szlachcica. Magowie utrzymywali tu sztuczny ciepły klimat Karo i zaprojektowali całość tak, by pełna była orientalnych roślin, piętrowych strumieni i licznych cudownych zakątków, w których można by się zawieruszyć. Oczywiście wszyscy najbardziej wartościowi ludzie zajmowali zaszczytne miejsce na podwyższeniu przy głównym placu, naprzeciw płytkiego zdobnego basenu i ożywionych rzeźb wygrywających delikatną muzykę. Arthur najwyraźniej nie zamierzał jednak być częścią wartościowych ludzi i – na ten jeden wieczór – postanowił być po prostu człowiekiem.
Cóż. Tak naprawdę grał. Zgodnie z przewidywaniami Alfred przyszedł nawet bardziej samotny i niezainteresowany ludźmi niż zwykle, wobec czego Arthur nie zwlekał z wdrążeniem w życie swojej części groźby. Musiał się zakochać.
Niezbyt mu się to uśmiechało, zabawa w związek była okropnym marnowaniem czasu, ale, na razie, wystarczyło, że zabierze kochanka w podróż i będzie okazjonalnie go pokazywał. A później się zobaczy, może nic więcej nie będzie potrzebne, stwierdził.
— Zamyśliłeś się – stwierdził Charyl. Arthur zogniskował na nim spojrzenie i dostrzegł wpatrujące się w niego nieprzeniknione, srebrne oczy. Uśmiechnął się. Za tę przysługę i doskonałą zamierzał być dla niego wyjątkowo uprzejmym pracodawcą.
— Ktoś widzi, ale nie słyszy. Pocałuję cię, jeśli nie masz niczego przeciwko.
To był krótki, pozbawiony uczuć, ale słodki pocałunek. Z daleka wyglądał wystarczająco realistycznie, jak krótka, pewna obietnica czegoś więcej. Uświadomił Arthurowi, że nie miał nikogo od wyjazdu z Astry. Odsunął się i rozejrzał. Otoczony zielenią placyk ozdobiony był rzeźbą kochanków. Uroczo, ale kobieta, kochanka, nigdy nie wydawała się tak poważna u boku mężczyzny jak kochanek.
Arthur wstał, a Charyl poszedł razem z nim. Przez chwilę spacerowali wąską dróżką w stronę placu, na którym toczyło się przyjęcie, w kierunku hałasu, muzyki, śmiechów i światła. Ledwo doszli do na miejsce, a Arthur zobaczył Alfreda, kończącego rozmowę z młodszą córką szlachcica. Ona była zainteresowana, on pozbył się jej szybko.
Ich spojrzenia się spotkały. Arthur uśmiechnął się uprzejmie.
— Wróć, gdy dam ci znak – nakazał. Wszystko w postawie Alfreda sugerowało, że zaraz zaszarżuje w jego kierunku jak rozwścieczony jednorożec, więc Arthur wykorzystał przewagę i podszedł pierwszy. Charyl uśmiechnął się i odszedł w kierunku stołu.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 23:32:34

Alfred obserwował ich od wejścia. Arthura i jego towarzysza, kimkolwiek on nie był. Ledwo usłyszał szept, podmuch i ruch. Ledwo poczuł dotknięcie potężnej jak uśpiony smok magii. Dziewczyna nawet nie zauważyła, gdy stracił wobec niej resztki zainteresowania. Jego spojrzenie uciekło od jej gładziutkiej twarzy, uwaga od oblanych miodem słów. Potakiwał i odpowiadał odruchowo, a ona - zestresowana samą rozmową z królem - nie widziała jak niedbale ją traktuje.
Zdał sobie sprawę, że nawet nie pamięta jej imienia.
Przerwał ich rozmowę i odprawił ją ciepłym uśmiechem, który wykrzesał z siebie bez trudu. Odetchnął wewnętrznie, gdy udało mu się wreszcie zostać sam. Dzięki temu...
Ten drań spełnił swoją groźbę. Co za cholerny, pieprzony drań. Alfred poczuł, jak robi mu się ciepło, gdy uderzyła go irytacja.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, Alfred poczuł też domieszkę złości. Och, jak chętnie zmiótłby z twarzy ten jego uśmieszek. Zrobiłby to z czystą przyjemnością.
Alfred nie czekał. Szczęściem towarzysza Arthura było to, że ten go odesłał. Kolejna, głupia zabawka...
- Widzę, że masz kolejny nabytek w kolekcji. - Uśmiechnął się Alfred nieprzyjemnie. - Prawdziwie wyrafinowana i dojrzała złośliwość. Myślisz, że coś tak ostentacyjnego nie wywoła odwrotnego skutku? - Uniósł brwi.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyCzw 19 Sty - 23:48:04

— Złośliwość? – Arthur zmarszczył brwi, przekrzywił głowę i uśmiechnął się. Złośliwie. – Brzmisz, jakbym to zrobił z myślą o tobie. I jakbyś miał powód do bycia urażonym.
Obrzucił go krótkim spojrzeniem. Bo czy to nie było zabawne, że Alfred był ostrzeżony, mógł się tego spodziewać, mógł temu zapobiec.. Mógł zrobić wszystko, ale nie kiwnął palcem i teraz stał tutaj, uśmiechnięty, zły i gotowy do ataku niczym zraniony kochanek. Być może to był jego plan, by utrzymać pozory bliskości pomiędzy nimi. Subtelna scena napięcia między kochankami.
Cóż, to byłoby całkiem genialne. Tylko, że Arthur wiedział o tym, że aktorskie umiejętności Alfreda zwyczajnie nie istnieją.
— Prosiłem, żebyś zajął się tą sprawą sam, ale jednocześnie wiedziałem, że nie będziesz potrafił zrobić nawet tego – wytłumaczył spokojnie, na chwilę patrząc mu w oczy. Później od niechcenia poprawił nieco spinki do mankietów, które jednocześnie były drobniutkimi zegarkami Pików o cienkich jak rzęsa złotych wskazówkach. Na przyjęcie znów ubrał prosty, kojarzący się z magiem komplet w barwach zimowej burzy i deszczu, niezwykłe, żywe odcienie granatu, które w sposób wystarczająco odległy kojarzyły się z przynależnym jedynie królowi kolorem Pików.
Odwrócił twarz i spojrzał w stronę, w której odszedł jego szpieg, tylko po to, by i Alfred na niego spojrzał. Później Arthur sprawdził jego reakcję. Jeśli ta buzująca w Alfredzie irytacja nie była sztuczna, to... Co dokładnie działo się pod tą jego złotą czupryną?
Nieważne. Arthur dobrze bawił się z drażnieniem tego czegoś.
— Obchodzi cię, czy to odniesie skutek? – zapytał podchwytliwie.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 6:06:21

- Bo zrobiłeś to z myślą o mnie. Czuję się prawie wzruszony. – Alfred wykrzywił wargi w wyrazie nieskrywanego niezadowolenia, nie odniósł się jednak do drugiej uwagi Arthura, nawet w tym stanie ustalając pewne, choć mocno nadwątlone granice. Teraz zaś zlustrował Arthura wzrokiem od stóp do głów i aż trudno nie było mu zauważyć pewnych szczegółów. Pierścieni maga z gagatami, szmaragdami rubinami. Przyległego, ciemnego materiału, który podkreślał smukłą sylwetkę Arthura. Wszystko to działało na niego mocniej, niż by chciał. Przełknął ślinę, gdy coś opadło mu ciężko na żołądek.
Sam reprezentował się jak upadła gwiazda, która nie może odnaleźć się na ziemi. Był blady, miał złociste włosy, a odziano go w granaty i błękity, podkreślone srebrnymi tasiemkami, w które wszystko delikatnie emanujący, księżycowy blask. Całości dopełniały pierścienie z błękitnymi opalami, które podsunięto mu w złotej kasetce wysadzanej granatami.
Alfred był znudzony cyrkami i ucieszył się, gdy oznajmiono mu, że już jest gotowy do wyjścia.
A teraz znowu był zły.
- Więc poszedłeś znaleźć nową zabawkę. Brawo. – Prychnął. – Nie zamierzam udawać, ludzie nużą mnie, Arthur. Nie wiem czemu uparłeś się, że muszę kogoś mieć. Czemu obchodzi cię w ogóle moje życie prywatne? – Alfred zmrużył oczy i wbił spojrzenie w Arthura.
Bo w sumie… Dlaczego? Zorientował się, że nie zna na to pytanie odpowiedzi i ciężko było mu teraz przejrzeć myśli, które musiały kłębić się w głowie tego drania.
Alfred miał teraz ochotę udusić Arthura gołymi rękami za to, jak bardzo się z nim bawił.
- Ciebie najwyraźniej tak, skoro zniżasz się do takich metod. – Alfred westchnął ironicznie. Mimowolnie podążył spojrzeniem za wzrokiem Arthura i dostrzegł jego nowego towarzysza. Poczuł posmak żółci, sięgający jego gardło i dławiący go od środka. Cień przemknął przez jego twarz, przyciemniając błękitne spojrzenie w odcienie burzowego szaro-niebieskiego nieba.
- Dojrzale.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 9:34:24


Arthur spodziewał się rozdrażnienia, bo Alfred był arogancki i nie cierpiał, gdy nie poświęca mu się całej uwagi. Nie spodziewał się wściekłości. Takiego wybuchu gwałtownych oskarżeń, próby ukąsania w wykonaniu węża, któremu ktoś nadepną na ogon. Alfreda, który zachowuje się podobnie, jak wtedy, gdy okazało się, że ma brata, a gdy chodziło tylko o przyprowadzonego na przyjęcie partnera.
Czy nie był tak samo wściekły, gdy odkrył go w łożu z innym człowiekiem?
A przecież to wszystko było normalne, zwyczajne, ba, nawet stanowiło niepisaną zasadę wśród klasy wyższej. Jeśli mogłeś sobie na to pozwolić, otaczałeś się kochankami, chwaliłeś się nimi na przyjęciach, ulubieńców woziłeś ze sobą. Alfred nie był z klasy wyższej, ale, naprawdę, jaki miał powód, by za każdym razem czuć się aż dotkniętym? Oczywiście, poza tym najprostszym...
Arthur spojrzał na niego przenikliwie.
— Jesteś królem. Nie masz czegoś takiego jak prywatne życie – przypomniał mu - a może uświadomił - a później pomyślał o wszystkich informacjach, które zebrał sam lub dostał od szpiegów. Uśmiech wpełzł mu na twarz niezależnie od tego, o czym teraz myślał – Choć ty nie miałeś go nawet przed zabiciem ojca.
Odsunął się o krok od Alfreda i zmierzył go pozornie pozbawionym większej ciekawości albo przejęcia spojrzeniem. Obserwowano ich. Arthur naliczył przynajmniej dwadzieścia osiem par oczu, które w tym momencie skupiały się na nich. Dwóch ludzi słyszało, choć bardzo niewiele. Tylko te głośniejsze słowa, ale Arthur i tak postanowił zniżyć głos. Przy okazji nadał mu bardziej szyderczych, głębokich nut.
Popatrzył w oczy Alfreda i pozwolił swojemu uśmiechowi zejść z twarzy. Na sekundę zrzucił z siebie wszystkie mury obronne, porzucił grę.
— Jesteś o mnie zazdrosny – oświadczył cicho, bez uczuć. Stwierdzenie faktu, wypróbowanie tego, jak słowa brzmią wypowiedziane, jakie się wydają. Czy pasują do rzeczywistości, czy świat odrzuci je jako absurdalne.
Pasowały idealnie.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 16:30:09

- Wiesz, że nie o to mi chodziło – prychnął zniecierpliwiony Alfred.
W tym kraju i tak nie dziedziczyło się przez krew, a on sam był doskonałym przykładem na to, że lepiej było nie posiadać dzieci. Zresztą nawet jeśli odrzuciliby ten drobny problem, Alfred nigdy nie czuł potrzeby związania się z kimś i uznał, że Arthur – który najwyraźniej już doskonale o tym wie, uznał, że będzie w stosunku do niego złośliwy właśnie w tej materii. Z jakiegoś powodu, którego Alfred kompletnie nie rozumiał.
- Wyjaśnisz mi może, czemu zależy ci na tym, żebym miał kogoś? Bo najwyraźniej uznałeś, że świetnie się będzie na tym skupić – warknął, nastroszony jak ptak gotujący się do walki.
Był wyprostowany, mięśnie miał spięte, twarz ściągniętą nieskrywaną irytacją. Na szczęście utrzymywał jeszcze głos na pograniczy normalnego tonu, choć raz czy dwa wymknęły mu się wyższe tony.
Alfred obserwował uważnie Arthura, gdy jednak na jego twarzy pojawiły się zmiany, on sam zastygł i zamrugał. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, może za bardzo przyzwyczaił się do tego, jak bardzo Arthur nie chciał tego dostrzec, że teraz – przez chwilę – naprawdę nie wiedział co odpowiedzieć.
Prychnął za to kpiąco.
- Po prostu nie jestem idiotą. Wiem, że to nie związek tylko kolejny żart i kpina w stosunku do mnie. Nie myślałeś o tym, dopóki nie uznałeś, że zaszantażujesz mnie w sprawie mojego życia prywatnego… Właściwie po co? Bawi cię? Postanowiłeś stać się swatką czy uznałeś, że to mój słaby punkt? Powinienem pęcznieć z dumy, że tak cię to interesuje, ale byłbym wdzięczny, gdybyś przestał się tak wydurniać. Co ci to da?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 17:03:03


Im dłużej Arthur go słuchał, tym bardziej nabierał pewność, że coś jest nie tak. Pomijając już to, że przecież sprawa była postawiona prosto: Arthur nie chciał plotek o tym, że są razem, więc manipulował opinią publiczną. Alfred mógł mu w tym pomóc lub nie, ale któryś z nich powinien pokazywać się z kochankami. Nie, dla Alfreda niezrozumienie tego było zwyczajną wymówką do wściekłości. A Arthur zdał sobie sprawę, że doświadcza jej nie po raz pierwszy. I dziwnym trafem Alfred zatracał wszystkie swoje hamulce akurat wtedy, gdy w grę wchodził jeszcze ktoś inny. Ktokolwiek. Kucharz, Matthew czy Charyl. Właściwie nawet tamta głupia dziewczyna. Liczyło się, że byli blisko niego.
Nowe odkrycie sprawiło, że Arthur poczuł wiele rzeczy jednocześnie. Patrzył się na Alfreda pusto, jakby nie do końca słuchał i nie całkiem za nim nadążał. Kilka elementów układanki nagle zaskoczyło i... I przyszło zrozumienie. To miało sens.
Jednocześnie nie miało żadnego sensu. Arthur poczuł, że jego serce bije szybciej, że głowę wypełnia mu dziwne światło, że chce mu się śmiać i ma ochotę chwycić Alfreda za szyję, w miejscu jego blizny i odnowić tę ranę. Zamrugał, cofnął się o krok i wybrał jedną z tych opcji. Zaczął się śmiać, inaczej, niż kiedykolwiek do tej pory, bo leciutko, złociście i szczerze, z przy tym z niedowierzaniem. Tak jakby Alfred powiedział coś zabawnego.
Serce biło mu coraz mocniej i szybciej. Dziwne. Ciekawe, dlaczego.
Arthur skończył się śmiać, ale na jego ustach błąkał się uśmiech. Spojrzał na Alfreda ze zrozumieniem. Choć to właściwie jeszcze nie rozumiał.
Widział, owszem. Zrozumienie tego będzie jeszcze bardziej przerażające.
— Nie. Nie sądzę, żebym chciał ci teraz coś tłumaczyć.
Znów na niego spojrzał i poczuł się, jakby robił to po raz pierwszy. W nowym świetle Alfred wydawał się... inny. Bardziej ludzki i jeszcze bardziej szalony. Z sercem dziwnie na wierzchu, nieważne, że próbował kłamać, oszukiwać, odwracać kota ogonem. Arthur pokręcił leciutko głową. Choć wyglądał na rozbawionego jak na widok dziwadła w cyrku, to tak naprawdę nie czuł niczego zbliżonego do radości. To coś było gorące, wypełniało mu pierś, parzyło i gryzło jednocześnie. Wstrząsało nim jak gorączka.
Alfred był o niego zazdrosny. Alfred chciał go mieć dla siebie.
— Nie masz na to wpływu, tak samo, jak ja nie mam wpływu na ciebie. – Arthur próbował brzmieć spokojnie, ale pomimo to przez jego łagodny ton przebił się chłód. – Nie rozumiem wprawdzie, jak to, z kim spędzam czas na przyjęciu ma zaszantażować króla Pik to zmiany jego życia, ale... Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz mnie powstrzymać.
Odsunął się, gestem twarzy bliski skończenia rozmowy.
— A teraz przepraszam, ktoś na mnie czeka.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 22:43:27

Alfred patrzył na Arthura z nieskrywaną irytacją. Jego oczy błyszczały złością, twarz wykrzywiał grymas, który tylko z pozoru przypomniał uśmiech. W rzeczywistości w całej swej pozie Alfred przypominał zwierzę, gotujce się do skoku.
- Och nie? - spytał tylko z jadowitym uśmiechem, mrużąc oczy.
Serce zaczęło nic mu szybciej, gdy podświadomość prędzej Alfred zaczęł rozumieć, że Arthur w i e.
- Chcesz? - dodał Alfred, a w jego głosie zabrzmiała groźba.
Pomyślał jakie to proste. Zniszczyć to co chciał tak żałośnie wypracować zaproszeniem tego... kogoś. Wystarczyło to zrobić. Tu i teraz. Ryzykowne, mogło zniszczyć wszystko, ale Arthur sam go sprowokował. To jego wina. Alfred tylko odpowiadał, a brak szacunku ze strony Arthura doprowadzał go do szaleństwa. Dlatego teraz nie zastanawiał się długo. Zrobił krok do przodu, pochylił się i... poczuł jak nagła, przygotowana zawczasu fala magii odpycha go od siebie. Zamrugał. Cofnął się. Wściekłość uderzyła w niego ze zdwojoną siłą, ale nie mógł nic zrobić. Choć wiele par oczu zwróciło się w ich stronę, Alfred potrafił widzieć tylko jedną z nich. Tę intensywnie irytująco zieloną.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 22:43:37

W zachowaniu Alfreda od początku był schemat, ale dopiero teraz Arthur to zrozumiał. Czuł się głupi, ślepy, żałośnie naiwny, ale, jednocześnie, wypełniało go coś jasnego. Poczucie, że przez cały ten czas, nieświadomie, miał kontrolę nad sytuacją. Przewagę nad Alfredem.
Nigdy wcześniej tak naprawdę nie używał swojego ciała ani siebie jako karty przetargowej. Nie wiedział, czy kiedykolwiek zamierza zacząć, ale właśnie ta karta, o której nie wiedział, że ją ma, wypadła mu z rękawa prosto na światło dzienne. Wiele rzeczy nabrało sensu. Jak te schematy Alfred. Sprowokowany, nakręcał się, zatracał wszystkie granice, aż robił coś, co było jednocześnie destruktywne dla niego jak i dla całego otoczenia. To oznaczało. że nie popuści. Nie pozwoli mu tak po prostu odejść. Arthur zaufał swojemu instynktowi, po części zachwycony, a po części naprawdę wściekły. Jeszcze wczoraj, tydzień, miesiąc temu, nie wierzyłby, że Alfred będzie w stanie zrobić coś aż tak głupiego.
Bariera, którą stworzył, była niewidzialna, ale sprawiała, że powietrze wokół niego stało się gęste i tchnęło gorącem. Magiczny wiatr odepchnął Alfreda subtelnie, ale stanowczo, uderzając mu ciepłem w twarz, rozwiewając włosy i wprawiając płaszcz w ruch. Arthur zatrzymał się, a po chwili odwrócił i spojrzał na Alfreda pogardliwie.
"Zamierzasz pogrążać się dalej?"
Przygotowanego na atak maga nie dało się tak po prostu dotknąć, bo dotyk praktycznie zawsze oznaczał przegraną.
Arthur czekał chwilę, wpatrując się w Alfreda z oczekiwaniem. Czekał na jego ruch, kąciki warg miał leciutko uniesione, tuż pod powierzchnią oczu srebrzyła się ostrzegawczo magia. Wszystko, co Alfred mógł zrobić, to pogłębić swoją porażkę i Arthur był, och, całkowicie pewny, że jest do tego zdolny.
Do zniszczenia całego świata, by dostać to, co chce, czyli...
Arthur zdał sobie sprawę, że wciąż to do niego nie dochodzi. Nawet, jeśli miało sens, to jednocześnie było zbyt boleśnie abstrakcyjne. Idiotyczne, oburzające, złe i absolutnie szalone.
— Spróbuj wykorzystać tę noc, Alfred. Koniec końców, to przyjęcie na twoją cześć. Wypada się nim cieszyć, dopóki sprawy toczą się wolno, wciąż masz szansę na spokój. Od jutra wszystko zacznie dziać się tak naprawdę.
Odwrócił się, mimo uczucia, że zaczyna zupełnie nową grą, odszedł tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyPią 20 Sty - 23:33:16



Alfred wyszedł z przyjęcia wcześniej, niż Arthur i w ogóle wcześniej, niż było w dobrym smaku. Przynajmniej był w swojej kapryśnej naturze bardziej królewski niż ktokolwiek inny i mógł sobie na takie zachowanie pozwolić. Jego niegrzeczność zostanie zbagatelizowana, chaotyczność wzięta za zdecydowanie, dziecinność za pewność siebie, wstrzemięźliwość za oddanie sprawie – i tak dalej. Za to plotka o zażyłych relacjach młodego króla i niedoszłą królową Pik pójdzie w świat i jeszcze nieraz utrudni im zdobycie zaufania co bardziej zaciekłych władców krainy.
Odejście Alfreda stało się sygnałem końca przyjęcia i, mimo, że kontynuowano je jeszcze przez większość nocy, tak ci najbardziej wypływowi zwinęli się wkrótce po tym. Arthur został jednak dłużej, po wyjściu Alfreda nieco mniej zajmując się nowo poznaną przystojną sympatią, a więcej płodnymi rozmowami z tymi, którzy pozostali. Tak było mu dobrze. Jasny świat jasnych zasad, w których poruszanie się opanował do perfekcji. Żadnych szalonych dzieciaków z nieokreślonej klasy społecznej, którzy zobaczyli go w wieku pięciu lat, a wieku dwudziestu wykazywali oznaki czystego pożądania, pragnienia, chęci seksu albo posiadania, czymkolwiek to, cholera było. Arthur nie rozumiał i rozumieć nie chciał, co przedłożyło się na to, że w splatającym ze sobą dziesiątki różnych intryg przyjęciu czuł się tak, jakby po długim wstrzymywaniu powietrza w końcu mógł odetchnąć.
...a tak naprawdę bolała go głowa, nienawidził twarzy otaczających go ślepych ludzi, obecność osoby, z którą będzie teraz udawał związek, zupełnie mu ciążyła. Nie cierpiał uczuć i najchętniej wyeliminowałby je zupełnie ze swojej gry o władzę. Sprawy, które powinny stać się cudownie proste, komplikowały się w zupełnie nowe, obce mu sposoby.
Nie śpieszył się do swojego domu.

***

Alfred nosił jego płaszcz, miał niedbale zawieszony na szyi jeden z jego medalionów, a wszędzie wokół latały zniszczone skrawki dokumentów, listów, liścików i notatek zapisanych starannym, eleganckim pismem Arthura. Zaczęły płonąć w tym samym momencie. Na czarnych ścianach zatańczyły cienie z ognia, a później powiew wiatru porwał to, co zostało ze spalonych kartek.
Arthur najpierw obserwował to wszystko bez słowa, nieruchomym wzrokiem, nie poruszając się nawet, gdy na jego twarz na moment padło światło płomieni. Alfred miał włosy w kompletnym nieładzie, jego oczy dziko iskrzyły. Jego złość nie zdawała się przygasnąć nawet o jeden stopień. Choć nie miał się na co złościć. To wszystko była jego wina.
Jego, jego głupoty, braku dyskrecji, słabości i umiejętności ukrywania się. Cokolwiek działo się w jego głowie, Arthur absolutnie tego nienawidził.
— To pierwszy raz, gdy przegrałeś? – zapytał w końcu, pozornie z absolutnym spokojem.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySob 21 Sty - 9:51:28

- Przegrałem? - spytał Alfred.
Wiatr rozwiał proch i pył z kartek, listów i notatek Arthura. Dopiero wtedy Alfred pozwolił mu opaść, a wraz z nim opadł ciężki, czerwony wiatr, który wcześniej łopotał naokoło Alfreda jak krwawy proporzec. Młody król zrobił kilka wolnych, wystudiowanych kroków. Twarz miał ściągniętą w wyrazie lodowatej złości, która dawała życie tylko jego pociemniałym oczom, osadzonym w jeszcze nie do końca dojrzałej twarzy.
W tej chwili przypominał oblicze z jeziora bardziej, niż mógłby przypuszczać, ale nie był tego świadomy.
- To nie ja musiałem zmuszać się całą noc do udawania kogoś kim nie jestem, zmuszania się do towarzystwa tylko po to, żeby... Co właściwie? Myślisz, że jednym gachem uciszysz plotki? Nie jesteś tak głupi, więc? Poświęcasz się dla mnie? To cholernie miłe.
Uśmiechnął się kpiąco, ale kąciki jego ust drżały od kipiącej w nim złości.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySob 21 Sty - 9:51:37

Arthur jedynie spojrzał na Alfreda z rozbawieniem w ciemnych oczach. Alfred był jak ognisty huragan, bardzo złośliwy, potrzebujący atencji i rzucający na oślep oskarżeniami huragan. W porównaniu do niego Arthur czuł się jak cicha, stojąca woda jednego z czarnych jezior. Nikt nigdy nie powinien mieć pewności, co jest pod powierzchnią.
— Widać jedna noc nie wystarczyła, żebyś się uspokoił i zaczął myśleć mózgiem. – Arthur odwrócił się do niego plecami, wciąż przerażająco spokojny w obliczu zniszczenia, jakie zastał w swojej posiadłości. Przeszedł parę kroków, zatrzymując się na środku placu, przy gładkiej, smukłej fontannie.
— Na dodatek zrujnowałeś wszystkie moje zaklęcia ochronne – rzucił jakby bardziej z namysłem, niż reprymendą. Położył dłonie na brzegu fontanny, opuszkami dotykając wody, przymknął oczy i zaczął odnawiać najważniejszy z czarów. Plac zalała nagle cisza, od której na sekundę lub dwie zatykały się uszy. Powietrze drgnęło i tyle, bariera słuchu została postawiona. Arthur odetchnął.
— Cóż. – Znów powiedział coś bardziej do siebie i swoich myśli, niż do Alfreda. – Pracowałeś na to od dawna.
Kolejna bariera opadła na plac i o ile zaklęcie wyciszające przypominało wodne strumienie, to okazało się zaskakująco potężne. Przylgnęło do ścian, zamknęło przejścia pomiędzy kolumnami. Arthur nie użył go wcześniej, bo i wcześniej nie planował toczyć na placu walk.
A teraz znów odwrócił się do Alfreda, przepełniony pewnością, że nadszedł moment, w którym nie zamierza powstrzymywać się ani przez sekundę dłużej przed pokazaniem Alfredowi, gdzie naprawdę jest jego miejsce.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySob 21 Sty - 13:20:24

Alfred nawet nie myślał o tym, by ochłonąć. Szarpały nim uczucia i emocje zbyt potężne, by tak po prostu powiedzieć sobie "dość". Więc Alfred zrobił coś całkowicie przeciwnego. Nienawidził tłumić rzeczy w sobie - zawsze dawał im upust. A tak naprawdę poza Arthurem nie istniały rzeczy, co do których czuł tak destrukcyjne myśli. Zrobił to wszystko, by Arthur go zauważył, a teraz przyglądał mu się z lodowatą furią. Blade wcielenie chaosu.
- Więc chcesz mi powiedzieć, że się mylę? Robisz to z przyjemnością? - parsknął kpiąco, zabierając głowę.
Nawet nie drgnął, gdy Arthur nałożył pierwszą barierę. Dopiero druga sprawiła, że jego twarz wykrzywił naprawdę paskudny uśmiech.
- Och? Więc tak chcesz to załatwić? - Alfred rozłożył ręce, choć gesty nie były potrzebne. Magia wypełniła jego ciało. Złoty ornament z fontanny zaczął poruszać się tuż przy Arthurze, Alfred z premedytacją postanowił wykorzystać luksus przeciwko Arthurowi, tworząc złote iglice.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySob 21 Sty - 13:23:12

Arthur odwrócił się, ignorując to, że fontanna nagle ożyła, zdobienia rozjarzyły się złotem i zaczęły przybierać nową, kolczastą formę. Nie tak zamierzał grać. Już raz walczył z Alfredem twarzą w twarz i wtedy przegrał, ponieważ bezpośrednia walka z Królem Pik na jego własnej ziemi nie mogła skończyć się inaczej. Przynajmniej, jeśli to był uczciwy, jeden na jeden, pojedynek pomiędzy dwoma magami.
Takie pojedynki zawsze były bzdurną ideą. Przedstawieniem cieni i sztuczek, stroszeniem piór, zwierzęcym krążeniem wokół siebie. Gdy ostatnim razem Arthur się na to zgodził, był zbyt zaślepiony złością i odseparowany od innych możliwości. Teraz tylko się uśmiechnął. A złote iglice za jego plecami rozpłynęły się, zanim zdołały przybrać stałą formę.
— Nie mam ci niczego do powiedzenia, chłopcze znikąd.
Cień pod nogami Alfreda ożył i nagle szarpnął go na ziemię, jednocześnie rozpadając się na dziesiątki kawałków. Długie, blade skrzydła zabłyszczały w powietrzu, które wypełniło się leśnym szumem, zapachem mchu i stęchlizny, pajęczymi, lepkimi śmiechami przypominającymi łamanie gałązki, kruszone liście i szumy srebrzystoczarnych strumieni. Na placu nagle pojawił się las, a wróżki pociągnęły Alfreda w samo wnętrze kręgu, wbijając pazury głęboko w jego skórę i przeciągając je, tworząc na całym jego ciele dziesiątki krótkich, ziejących krwawą pustką ran.
To nie trwało nawet pięciu sekund. Rozdarły jego płaszcz, zatańczyły wokół niego, zgrabnie umykając przed magią. Szumy, szemrania i śmiechy stawały się coraz głośniejsze, drzewa rosły, aż stały się nieskończonymi, czarnymi kolumnami. I nagle nie zostało na świecie niczego poza wróżkami i ich śpiewem, który odbierał ból, ale też wszystko inne. Przede wszystkim zdolność myślenia, a wraz z nią splatania magii i tworzenia zaklęć.
Spośród cieni wyłonił się Arthur, złapał upadającego na kolana Alfreda za włosy i po prostu uderzył go z całej siły kolanem w szczękę.
Wróżki posłuszne niesłyszalnym rozkazom czmychnęły nagle, zgodnie i jednocześnie prosto w ciemność. W powietrzu unosiły się resztki ich magii, ciasno wbijające się w mózg Alfreda otępienie i mijające wrażenie, że kolumny wokół niech są tak naprawdę olbrzymimi drzewami stojącymi w kręgu.
Arthur wykorzystał otępienie Alfreda i kopnął go ponownie, z całej siły, w bok. Stanął, zastanowił się – i zrobił to jeszcze raz. Przyniosło mu to zaskakująco prymitywną przyjemność, dużo większą niż widok poszarpanych ubrań i zakrwawionej skóry pod nią. Kazał wróżkom nie ranić mu twarzy.
Podeszwą przewrócił Alfreda na plecy, a później przycisnął mu butem pierś. Z góry spojrzał w błękitne oczy, w których znów zaczęła jaśnieć inteligencja. Skrzywił się z ciekawością i poruszył leciutko dłonią. Guzik koszuli odpadł, a materiał rozdarł się, ukazując czerwoną bliznę na szyi.
— Nie widzę potrzeby robienia ci prawdziwej krzywdy – powiedział twardo. – Wiesz, nawet pluskwom udaje się czasem wspiąć wysoko, zwłaszcza, że są tak małe, że nikt nie zwraca na nie uwagi, dopóki nie poczuje ugryzienia. Chciałem po prostu, żebyś przypomniał sobie swoje środowisko naturalne. Tutaj jest twoje prawdziwe miejsce. Nadajesz się najwyżej do czołgania się po podłodze.
Przycisnął go butem mocniej do posadzki. Alfred poruszył się, najwyraźniej odzyskując do tego zdolność. Za wcześnie. Arthur chciał tu skończyć, ale nagle zdał sobie sprawę, że po tym wszystkim, co zrobił mu Alfred, to zdecydowanie za mało. A jego widok, gdy w końcu leżał tam, gdzie powinien, gdy musiał zrozumieć, że przegrał, był zbyt wspaniały.
Korzystając z ostatniej okazji Arthur wyprostował się i spojrzał na niego z góry.
Później złamał mu nos.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySob 21 Sty - 21:38:00

[twój cholernie wolno wczytujący się post]
<3

Alfred był przygotowany na następną potyczkę. Może właśnie tego potrzebował? Czuł, jak wypełnia go siła, energia i magia. A także jak złość miesza się z ekscytacją, robi mu się gorąco, choć żołądek miał lekki jak z waty. Wszystko to tworzyło wybuchową i sprzeczną mieszankę. Chaos, który od zawsze towarzyszył Alfredowi, jego myślom i marzeniom. Nie mógł mieć celu, bo po dwóch dniach czuł, że już go nienawidzi. Że potrzebuje czegoś nowego. Patrząc przez pryzmat jego dotychczasowego życia Arthur był wyjątkiem. Może dlatego, że Alfred nie mógł go zdobyć? Nie myślał o tym teraz, plótł zaklęcie i patrzył wyzywająco w oczy Arthura. Chciał mu pokazać ile jest wart, jak potężny jest. Był królem, ale nawet gdyby nie miał tej magii, wierzył, że umiałby stawić czoła Arthurowi. Był aż Alfredem, prawda?
Nie cieniem ojca.
Nie kopią.
Nie chłopcem z nikąd.
I w tej chwili świat Alfred zawirował i upadł, a widok przysłoniła mu srebrzysto-zielonkawa chmara pomieszanych szelestów i szmerów. Alfred czuł ocierające się o niego, ostre jak brzytwa, brzęczące skrzydła. Piekło. Pierwsze rany zawsze piekły, małe, cienkie, powierzchowne. A jednak było ich dużo, coraz więcej. Obezwładniały go, podczas gdy szum i szelest zaczęły zmieniać się w cichą, odległą muzykę, mącącą mu w głowie. Świat Alfreda uciekł, teraz były tylko drzewa. Rosnące ponad jego głową, wielkie, potężne, co raz większe. Czy to on malał? Może? Sam nie wiedział, nie myślał, nie zastanawiał się. Wpadł w głęboką, gęstą sieć muzyki, która opadła ciężką wieczorną mgłą znad bagien na jego umysł. Alfred nie zastanawiał się, nie zadawał sobie pytań. Chciał tak trwać, leżeć, zapomnieć. Nawet ból przestał mieć znaczenie. Gdyby tylko mógł złapać oddech.
Gdzieś tam był ktoś. Ktoś ważny? Alfred próbował sobie przypomnieć, ale nie miał ochoty się wysilać. Gdzieś tam to znaczy gdzie? Skąd miał wiedzieć, to była przeszłość. Odeszła. Już nie było niczego. A może? Czy się mylił?
Ile to trwało?
Nie wiedział, ale poczuł ból. Chciał zrozumieć, ale nie potrafił zebrać myśli. Wiedział tylko kim jest, ale poza tym w jego umyśle ziała pustka, cisza. Brak. Brak czegoś. Zabolało. Ból rozlał się po jego ciele. W ustach poczuł krew, gdzieś zakołysał się ząb. Istniały proste zaklęcia, by to naprawić, ale nie umiał o nich teraz nawet pomyśleć. Wiedział, że je zna, ale teraz nie był tego taki pewien. Krew miała metaliczny posmak.
Nie smakowała słodko jak mówili niektórzy.
Kolejny ból nadszedł z boku. Zapiekły go żebra. Raz i drugi. Alfred nie mógł przez chwilę złapać oddechu. Nadal otaczał go las, a w powietrzu pachnęło wrzosem i mchem. Coś przycisnęło jego pierś zabierając mu resztkę powietrza w płucach. Zamrugał i zobaczył twarz Arthura. Popatrzył na nią pusto. Jego słowa były pierwszym, co przedarło się do jego świadomości. Zapiekły go do żywego, ale Alfred nie odnajdował w sobie siły, by odpowiedzieć. Ból, który zadały mu wróżki był niczym w porównaniu z tym, co czuł teraz. Nie był. Nie mógł być. Poruszył się. Ledwie widocznie. Ciało zaprotestowało, kolejna fala oślepiającego bólu rozlała się po jego ciele. Alfred zagryzł język. Nie chciał krzyknąć, nie chciał nawet jęknąć. Słowa Arthura dźwięczały mu w uszach.
Potem znowu nadszedł ból, Alfred już się zgubił w rachunkach, czy krew w jego ustach była z nosa czy ze szczęki. Wypełniła mu przełyk, przydusił na moment. Nos sterczał pod innym kątem i bolał, pulsował. Już nie było mu ciepło. Tylko chłodno, zimno, lodowato. Gdy Arthur odsunął się, Alfred leżał jak manekin, jak truchło na chłodnych, marmurowych posadzkach w cieniu rzeźb z nocnogłogu, poniżej ciemnych, purpurowych liści.
Poruszył się. Powoli. Pokracznie. Nie umiał spleść zaklęć, więc każdy ruch sprawiał mu niewyobrażalny ból, a kości przesuwały się w jego ciele. Mimo to przeszedł do klęku. Wtedy po raz pierwszy zgiął się i zwymiotował krwią na biel wygładzonego kamienia. Trwał tak chwilę, po czym wróci do mozolnego wstawiania. Krew wsiąkała w poszarpaną, białą koszulę, nadając mu barwę wina, czerwień godną płaszcza, którego skrawki i resztki dumnie opadały na podłogę wraz z skrzącymi się rubinami. Alfred drżał. Nogi praktycznie załamywały się pod jego ciężarem. Z kącików ust, z warg i nosa spływała mu krew zalewając dolną część jego twarzy. Mimo to wstał z trudem, na chwiejących się niepewnych nogach, wstał i spróbował się wyprostować, spróbował unieść głowę, nim wstrząsnęły nim kolejne fale mdłości i słabości. Krzyczało całe jego ciało i krzyczał umysł, ale Alfred uparcie nadwyrężał go jeszcze. Czuł poruszające się pod skórą, złamane kości.
Spojrzał pusto na Arthura.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptySob 21 Sty - 21:38:13

Gdy Alfredem wstrząsnęło, z jego gardła najpierw wydobył się obrzydliwy odgłos, a później krew zmieszana ze śliną i płynami, Arthur odsunął się o krok i spojrzał na niego z bez przejęcia, ale z leciutkim niesmakiem.
— Pomyśl, że mogłem to zrobić więcej niż raz. Powinieneś być wdzięczny, bo być może w końcu dostrzeżesz, ile dla ciebie robię. I za to, że cały czas się do ciebie zniżam. Nawet teraz. Przemoc jest tak banalna, prawda? Normalnie się nią brzydzę, ale dla ciebie robię wyjątek. Tacy jak ty lubią proste rozwiązania, a prościej się, doprawdy, nie da – westchnął, na poły samemu odkrywając ten fakt, a po części czując potrzebę, by mówić, mówić, mówić. Póki Alfred nie jest w stanie odpowiadać i słyszy, ale jest zbyt zajęty wymiotowaniem krwią, duszeniem się i absolutną bezsilnością.
— Poczułeś się zbyt pewnie. Pomyślałeś, że możesz pozwolić sobie na wszystko. Biedny, mały, krnąbrny książę z bajki.
Arthur odwrócił się i z uśmiechem zaczął obchodzić go wolno, nie spuszczając z Alfreda wzroku właściciela cyrku zafascynowanego świeżo złapanym lwem. Serce biło mu radośnie w piersi, głowę wypełniała mu przyjemna lekkość. Tak było dobrze, Alfred był słaby, pokonany z taką łatwością, klęczał mu u stóp i dopiero próbował się pozbierać. Uśmieszek w końcu zszedł mu z twarzy, a z zębami chyboczącymi się w ustach, złamanym nosem i przetrąconą szczęką nie był już tak gadatliwy i arogancki. Na czworakach, a później na kolanach.
Jeszcze nie był w stanie mówić, myślenie pewnie przychodziło mu nawet z większym niż zwykle trudem, a mimo to już próbował wstać. Arthur spojrzał na to z ciekawością, a później uznał, że na to pozwoli. Wewnętrznie był spełniony, nasycony w granicy tego, co mógł zrobić. Choć właściwie chętnie jeszcze raz dotknąłby szyi Alfreda, zacisnął na niej dłonie i ścisnął. Nie usłyszał też jego krzyku, nie zobaczył złości ani całkowitej, ale świadomej bezradności.
Tak, zrobiłby z nim więcej, gdyby mógł.
Nie, nie zrobiłby. To było chore pragnienie. Sprawiedliwe. Zasługiwał za to, że coś do niego czuł, za to, jak się zachowywał. Ale złe. Kogo obchodzi, że złe? Przestań, przestań, przestań. Nie należało teraz myśleć. Nie należało zacząć się wahać.
Arthur prychnął pod nosem, a później uśmiechnął się szeroko i po prostu skupił się na tym, co robi Alfred. Wypełniała go znajoma determinacja, ale przegrał.
— Choć raz otwórz oczy i spójrz na prawdę. Jesteś żałosny, gdy próbujesz mnie kontrolować. Nikt nie może.
Nogi same podniosły Arthura bliżej. Palcami uniósł szczękę Alfreda i pogładził go, tym razem niemal ostrożnie. Później chwycił go pewniej, wciąż niezbyt mocno, ale wiedział, że i tak sprawy tym ból. Chciał jednak spojrzeć prosto w oczy Alfreda. Jeszcze raz poczuć przyjemność z czystego poczucie kontroli nad kimś, dopóki idiotyczne, ludzkie wyrzuty sumienia nie zaczną psuć tego doświadczenia.
Uśmiechnął się leciutko do Alfreda, do tej jego pięknej, obitej twarzy, trzeźwiejących oczu w niesamowicie irytującej barwie. Gdyby się tak nieco zbliżyć... prawie czuł ciepło jego warg. Choć może to była po prostu świeża krew.
— Nigdy więcej nie próbuj mnie przywłaszczyć.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 EmptyNie 22 Sty - 0:43:17

Zniżam, zniżam, zniżam. Alfred drżał. Nie odpowiedział, bo wiedział, że jeśli otworzy usta, nie powie nic ludzkiego. A nie chciał krzyczeć. Nie przy Arthurze. Nie w jego twarz. Więc wytrzymywał te słowa, które wbijały się w niego głębiej niż wróżkowe skrzydła. Słuchał go z twarzą skurczoną bólem, z zaciśniętymi ustami, których nie było widać pod ciepłą, formująca strup krwią. Jedynie jego oczy jaśniały zrozumiem i inteligencją. Tylko one zdradzały, że słucha i zapamiętuje, ale na to nic nie mógł poradzić.
Biedny. Mały. Nogi Alfreda trzęsły się pod nim. Jeśli oddychał, to nawet nie wiedział jakim cudem, ale miał świadomość tego, że brakuje mu tlenu. Usta zalewała mu krew, złamany nos był bezużyteczny, pod skórą poruszały mu się żebra.
I ten uśmiech, szeroki, arogancki i kpiący uśmiech.
Alfred był przy nim nikim. To bolało, piekło, rwało to co z niego zostało, dlatego Alfred wstawał cierpliwie. Nie wiedział, co innego może zrobić.
Dopóki Arthur do niego nie podszedł. Instynkt nakazywał uniknąć konfrontacji, cofnąć się, uciec. Był pokonany. Ale był Alfredem i był zbyt słaby, nie ruszył się z miejsca gdy zimne w dotyku palce dotknęły jego obolałej, rozgrzanej ulatującą krwią skóry. Patrzyli sobie w oczy i Alfred odkrył, że nie może tego znieść. Musiał wziąć się w garść. Musiał utrzymać się na tej resztce szaleństwa, która pchała go do przodu. Tylko ona pozwalała znaleźć mu siłę. W chaosie znaleźć swoją drogę.
Przywłaszczyć.
Och, Arthur, niemalże pomyślał Alfred. Ale nie pomyślał. Ostatkiem sił pochylił się i z zaskoczenia, przy całej swojej słabości, na przekór zdrowemu rozsądkowi, czując ból rozpalający całe jego ciało, musnął wargi Arthura swoimi ustami zlepionymi krwią, zostawiając na chłodnych ustach Arthura plamy własnej krwi.
Ha, pomyślałby Alfred, gdyby miał siłę. To było takie głupie ale ha, Arthur.
Ale nie pomyślał. Zamiast tego poczuł, że pod jego ciężarem poddają się nogi.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Sponsored content





Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 17 Empty

Powrót do góry Go down
 
Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki
Powrót do góry 
Strona 17 z 29Idź do strony : Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 23 ... 29  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Cardverso-ms-
Skocz do: