Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki

Go down 
2 posters
Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 18 ... 29  Next
AutorWiadomość
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyWto 15 Lis - 14:21:58

Gdy po raz pierwszy to poczuł, leżał pogrążony w szarej, zwiewnej drzemce. Nagle coś szarpnęło go od środka i spróbowało wyciągnąć go na zewnątrz, wnętrzności przewrócić na drugą stronę, świadomość wyrzucić daleko poza ciało. Zerwał się, zanim jeszcze o tym pomyślał i nagle odkrył, że siedzi sztywno wyprostowany, z szeroko otwartymi oczami i sercem bijącym boleśnie w piersi. Wśród strzępek myśli, które nie zdążyły jeszcze ułożyć się w sensowny język, tkwiła pewność, że to Alfred. To Alfred atakował jego magię, napierał na nią od zewnątrz. Arthur czuł go wszędzie wokół siebie, więc kolejna myśl tylko potwierdziła jego podejrzenia. Nikt inny nie był ani tak potężny ani tak bezczelny, by atakować znienacka jego misternie złożony świat.
Niech szlag trafi tego cholernego, przeklętego, szalonego...
Świat zadygotał, zatrząsł się, a później raz czy dwa zmienił swoją formę. Arthur odczuł każdą sekundę tego chaosu, zamknął więc oczy i zrobił wszystko, co mógł, żeby unormować przestrzeń. Zaczął się skupiać, powtarzać w myślach zaklęcia, przywoływać do siebie dokładne wspomnienia swoich komnat. Czuł się jakby był rybą walczącą z ciągnącym ją do góry hakiem – zanim zresztą zdążył pochwycić cokolwiek z rozpadającego mu się w rękach świata, poczuł nagły dreszcz. Fala niewidzialnej, ale potężnej magii przemknęła gwałtownie przez powietrze, na ułamek sekundy przekształcając wszystko w sypialni na coś innego. Meble i przestrzeń momentalnie wróciły do poprzedniej formy i tylko ściana zafalowała jak tafla wody, w którą ktoś rzucił kamieniem. I przez tę ścianę przeszedł Alfred.
Arthur odetchnął.
W następnej sekundzie nacisk zmalał, a on poczuł, że znów kontroluje swoją rzeczywistość. W nagłym bezruchu poczuł, jak po jego nagim torsie ześlizguje się cienka, jedwabna pościel, opadając mu na uda i odsłaniając blady, płaski brzuch. Nie zwrócił na to szczególnej uwagi, wciąż jeszcze zbyt zaszokowany tym, że Alfred naprawdę tutaj stoi, uśmiechnięty i wyprostowany; że w ogóle odważył się, że śmiał...
Leżący obok niego mężczyzna o szerokich barkach i orientalnym odcieniu skóry zamruczał coś przez sen i, nie otwierając oczu, wyciągnął dłoń, kładąc ją na jego udzie tak, jakby próbował pociągnąć Arthura z powrotem do snu. Arthur i to zignorował. Oddychał ciężko, pośpiesznie i z trudem, jaki sprawił mu nagły atak na głęboko zakorzenioną w nim magię. Ale i tak bardziej niż zmęczony czy zaskoczony czuł się wściekły. To złość wypełniała go w tak szybkim tempie, że przygniatała po drodze wszystko inne z ciekawej mieszanki wrażeń.
Gdyby nie piekący żywym bólem tatuaż na plecach, Arthur rzuciłby teraz w diabły wszelkie pertraktacje i zwyczajnie spróbowałby go zabić. Na golasa, bo nie to go obchodziło. Sypialnie z kimkolwiek dla przyjemności nie było – zwłaszcza w Astrze – szczególnie wielkim tabu. Dlatego nie było wstydu, zmieszania, krępacji. Arthur nie wstydził się tego, że Alfred widział go teraz półnagiego w łóżku z innym człowiekiem.
Arthur był wściekły za to, że Alfred widział go półnagiego w łóżku z innym człowiekiem, kiedy nikt go nie zapraszał. Potrzebował chwili, żeby skonstruować jakieś zdanie, które nie będzie pełne przekleństw.
— Zadałeś sobie tyle trudu, żeby się tutaj włamać – zaczął, dziwnie, pusto, lodowato zawieszony na jakiejś granicy. – że wyjście nie będzie trudne. Te drzwi. – Jedne z nich otworzyły się tak gwałtownie, że uderzyły o ścianę. – Idź.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyWto 15 Lis - 19:12:21

Alfred przekroczył drgającą rzeczywistość jak cienką, lepką pajęczynę, która choć kleiła się do jego ciała w nieprzyjemny sposób, nie mogła stanąć mu na drodze. Zerwał ją bez cienia zawahania i bez problemu. Przedarł się bez większej trudności poza delikatnym, oddalonym wrażeniem nienaturalności, które towarzyszyło jego przeprawie. Wreszcie wyłonił się w pomieszczeniu, do którego do tej pory nie miał dostępu. Sypialnia Arthura okazała się przyjemnie przestronna, ale nie mogła równać się z widokiem Arthura, siedzącego na łóżku, owiniętego zaledwie cienkim jedwabiem. Alfred wbił w niego odruchowo spojrzenie i uśmiechnął się szeroko. Pomachał Arthurowi, jakby nie dostrzegał jego szoku i powoli rodzącej się w zieleni oczu wściekłości. I w sumie może faktycznie nie dostrzegał, gdy jego spojrzenie padło na nagi tors Arthura, który ukazał się oczom Alfreda, gdy materiał okrywający ciało Kirklanda zsunął się leniwie, niemalże sennie, obnażając smukłe ciało, bladą skórę i delikatnie zarysowane mięśnie. Alfred już po raz wtóry miał przed sobą Arthura w połowicznej okazałości, ale nadal nie miał dość tego widoku. Nawet teraz chłonął go intensywnie, oddychając głęboko i spokojnie, z zaciekawieniem odbijającym się na twarzy.
A potem coś drgnęło. Jakiś ruch na krańcu świadomości Alfreda. Młody król nie zwracał na takie rzeczy uwagi, bo niewiele rzeczy mogło go teraz oderwać od oglądania Arthura, gdy jednak dostrzegł dłoń, która wyłoniła się spod pościeli i zacisnęła na udzie Arthura, coś w sercu Alfreda drgnęło.
Alfred oderwał spojrzenie od Arthura i zerknął na wystający ponad powierzchnię łoża bark o ciemniejszym, miodowym odcieniu skóry. Uśmiech zastygł na jego twarzy, nadal odbijając się w oczach, choć te na moment straciły swój wyraz, jakby Alfred nagle i bez ostrzeżenia stracił wzrok.
Powoli i z iluzją spokoju Alfred odwrócił głowę w stronę Arthura. Jego żołądek skręcił się nieprzyjemnie, coś podrapało Alfreda w gardło. Tył głowy zapiekł go miejscowym, punktowym bólem. Alfred uśmiechnął się odrobinę szerzej. Rzeczywistość drgnęła wokół niego jak nadszarpnięta struna. Alfred mrugnął. Raz. Słowa Arthura dotarły do niego jak przez mgłę, gdy dodawał dwa do dwóch, jakby nie chciał w to uwierzyć. To była zazdrość, miał tego świadomość. Paliła go od środka. Arthur miał być jego, czy raczej zwracać tylko na niego uwagę. A mimo to nadal wodził go za nos, obrażał, bawił się z nim i nie przestawiał szukać sobie kolejnych zabawek. Twarz każdej z nich Alfred pamiętał zabawnie dobrze.
- Widzę, że znalazłeś sobie kolejną zabawkę – powiedział po prostu tonem, jakby rozmawiali o pogodzie. – Ciekawe co z nią zrobisz, gdy się znudzisz. Nadal nie powiedziałeś mi co zrobiłeś z tamtą… - urwał, zerknął na Arthura przeciągle. – Więc nie mogłeś spotkać się z królem, bo miałeś ważniejsze sprawy na głowie. Arthur, my się chyba nie rozumiemy – zauważył łagodnie Alfred.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyWto 15 Lis - 20:33:46


Alfred go nie słuchał.
Oczywiście, Alfred nigdy go nie słuchał, ale w tym momencie nie słuchał go jeszcze bardziej niż normalnie. Jakaś niewielka część Arthura zareagowała zaskoczeniem i zastanowieniem – chyba po raz pierwszy zadała właściwe pytania. Jednak te pozostawały na dalszym planie, bo nieporównywalnie większa część Arthura przekraczała właśnie temperaturę wrzenia i zaczynała bulgotać.
— To ty nie rozumiesz wielu spraw, Alfred. – Jego głos przeszedł z cichego w tak mocny i intensywny, że w pokoju nagle zrobiło się znacznie zimniej. – Nie jesteś moim królem. Ledwo jesteś dla mnie czymkolwiek poza problemem.
Po tym, jak wypowiedział ostatnie słowo, pokój znowu się zmienił. Ściemniał i jednocześnie wyostrzył się, jakby nagle wszystkie meble w pomieszczeniu nabrały ostrych kątów.
Z tonem głosu Alfreda przepadła ostatnia szansa, że Arthur zachowa spokój. Nie obchodziło go teraz zupełnie nic poza tym, że ktoś śmiał posunąć się aż tak daleko w okazywaniu mu swojej wyższości. Konieczność zachowania spokoju przestała mieć takie znaczenie. Arthur, wyprostowany, z wysoko uniesionym podbródkiem, wyglądał na wyjątkowo zdeterminowanego zważywszy na fakt, że miał na sobie tylko pościel, a przy sobie – orientalnego kochanka, który, czego był pewien, z rozbawieniem udaje sen, by później móc w spokoju wyśmiać jego zachowanie przewrotnie pięknymi, brzmiącymi niemal jak komplementy, słowami. Smukła dłoń też nie bez powodu leżała mu na udzie. Ale nic nie zmieniało faktu, że miał nad nim władzę. Nad Alfredem nie miał za to nawet cienia kontroli.
Mógł mu tylko okazać, że to działa w obie strony.
— Miałeś odejść – dodał, a potem nie czekał dłużej. Wiedział, że Alfred nie odpuści, więc nie może spędzić reszty tej rozmowy w tym stanie. Poza tym teraz, pozbawiony zahamowań i rozjuszony, stwierdził, że właściwie wcale nie chciał go uspokoić.
Dlatego użył swojej magii. Dlatego sprawił, że tuż przed Alfredem wyrosła pusta ściana, a za nim pojawiły się trzy pary drzwi. Na bieżąco przekształcał małą część wyrwanej przestrzeni w bezsensowny labirynt, wykorzystując tym samym do cna resztki swoich umiejętności. Bez mocy Króla Pik nie miał szans zrobić niczego więcej, niż powstrzymać Alfreda przez minutę, zanim ten kompletnie rozerwie jego bańkę od środka.
Dlatego Arthur dobrze wykorzystał tę minutę. Wstał, jednocześnie sprawiając, że utkane z cieni ubrania same się na nim pojawiły. Nie musiał budzić swojego kochanka; gdy wyczuł, że coś się zmieniło, otworzył oczy, podniósł głowę i spojrzał głębokimi, brązowymi oczami. Arthur dostrzegł w nich cień tajemniczego uśmiechu. Ten cień wyzwania sprawił, że sam opanował się przynajmniej na tyle, by sprawiać wrażenie spokojnego. Nie miał czasu na gierki, jego uwaga była w tym momencie rozdzielona pomiędzy zbyt wiele zadań.
— Lepiej stąd wyjdź, będziesz mi w tym przeszkadzał.
Jego kochanek wstając niezbyt pośpiesznie.
— Nie martw się – powiedział, pochylając się po swoje ubranie. – Zadbam o to, żeby jak najdłużej nie poznawał, kim jestem.
Arthur, który ledwo o tym pomyślał, skinął tylko niecierpliwie głową i stworzył mu wyjście. Wszystko nie zajęło więcej niż kilkunastu sekund. Postanowił nie tracić czasu i zmierzyć się z Alfredem na dobre.
Dowolni bogowie wiedzieli, że wytyczenie granic będzie im potrzebne.
Zamknął oczy i w jednej chwili rozplątał większość tego, co tak misternie splatał. Zostawił tylko komnatę wróżek i stworzył inną, przestronną, pustą salę pozbawioną jakichkolwiek ozdób i mebli. Po raz pierwszy od dawna opadł z niego ciężar skomplikowanej magii. W tym samym momencie stanął za plecami Alfreda, ubrany w najprostszy, czarny strój.
— Więc kazałem zostawić ci wiadomość, a ty wysłuchałeś ją, zignorowałeś i po raz drugi wdarłeś się siłą w moją prywatność. Nie pozwolę ci na to, Alfred.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyWto 15 Lis - 21:52:04

Słowa Arthura zapiekły, choć nie powinny. Alfred wypomniał to sobie w myślach. Podgryzły akurat tam, gdzie Alfred był najbardziej odsłonięty, choć Arthur z całą pewnością zrobił to nieświadomie. Mimo to coś w Alfredzie drgnęło. Złość zaczęła się w nim rozrastać, pochłaniać go od środka. Pogłębił oddech. Od początku był dla Arthura łagodny i wyrozumiały, pozwalał mu na wiele i dostawał za to coraz mniej i mniej szacunku. A Arthur miał go dostrzec, zauważyć, docenić. Alfred nienawidził tego, że każdy miły gest jest odbierany jako słabość. Jeśli Arthur tego chce, mogą walczyć. Proszę bardzo. Alfred naprawdę nie potrzebował wiele. W takich chwilach chciał być centrum zainteresowania, nieważne jakim kosztem. Chciał wywołać w drugiej stronie emocje, nie bacząc na ich wydźwięk. Chciał być intensywny jak żywioł, trawić jak ogień, pętać jak woda.
Przygnieść Arthura do łóżka jak kawałek głazu.
- Ale nie odeszłam – wyjaśnił uprzejmie i bezczelnie Alfred. Jego uśmiech nawet nie drgnął. Nie mrugnął. Spoglądał jak siła spokoju na Arthura, choć w rzeczywistości wykręcał się od środka na wszelkie możliwe sposoby.
Gdy nagle i bez ostrzeżenia pojawiła się przed nim ściana, Alfred zrobił krok do tyłu i zmarszczył brwi. Zawahał się, sekunda wystarczyła, by Arthur nabudował warstwę iluzji naokoło, która teraz ograniczała Alfreda. Nie na długo, pomyślał młody król, mrużąc oczy. Był wystarczająco zły, zazdrosny i wściekły, by nie zamierzam się bawić w głupie podchody. Alfred rozpostarł palce i szarpnął dłońmi. Gesty zawsze potrafiły mu się bardziej skupić na tym, co robił. Imitował gesty, jakby magia nie była tylko czymś nienamacalnym, ale rzeczywistym działaniem. Tak i teraz wbił palce w jej strukturą i rozdarł jej płachty. W tej samej chwili magia opadła sama z siebie jak gęsta mgła, rozwiana przez wiatr. Alfred znalazł się w przestronnej Sali, na co parsknął kpiąco. Słysząc głos Arthura za swoimi plecami nawet nie drgnął. Nie zdziwił się. Odetchnął tylko cicho. Nie potrafił się jednak uspokoić. Ogień irytacji rozgrzewał go od środka.
Obrócił głowę i uśmiechnął się kwaśno i złośliwie. Słowa Arthura tylko posypywały rany solą.
- A ty, jak sam stwierdziłeś, nie traktujesz mnie jak nic więcej poza przeszkodą. Chcesz powiedzieć, że byłem za miły? Nie zabraniam ci się spotykać ze swoimi zabawkami…
(Zabraniał.)
- Ale nie podoba mi się, gdy przez to nie masz czasu. Bycie królem mi na to pozwala. Królowie to zazwyczaj straszne dupki, ty już nim jesteś, więc mogę sobie wyobrazić, że wręcz urodziłeś się na to stanowisko.
Alfred tupnął nogą, jakby dla podkreślenia swoich słów. W tej samej chwili dosłownie zapadł się pod ziemię. Struktura podłogi pod jego nogami nagle ustąpiła, załamała się, zadrżała jak tafla jeziora, a Alfred wpadł w nią, w chłód. Otoczyło go podobnie dziwne, lepkie uczucie. Zapiekły go płuca. Cofnął się. Zrobił zaledwie kilka kroków, po czym odbił się jak do skoku, pomagając sobie momentalnie utwardzanymi elementami posadzki, drobnymi fragmentami jak z porozrzucanych puzzli. W ten sposób wynurzył się nagle za plecami Arthura.
- Proszę bardzo, zrób to, Arthur. Może być zabawnie!
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySro 16 Lis - 9:03:20

— W naszym kontrakcie nie ma niczego, co każe mi słuchać twoich dziecinnych kaprysów – odparł Arthur nieustępliwym tonem oskarżyciela i jednocześnie skrzywił się na samą sugestię, że Alfred mógłby spróbować czegoś mu zabronić.
To tak nie działało. Byli teraz równi, chociaż to idiota nosił koronę, brzemię uzurpatora i miał swoje prawo do dwóch decyzji. No i jeszcze kontrolę nad Astrą, nad każdą komórką ciała wielkiego organizmu, w którym wszyscy inni byli zaledwie dobrowolnymi więźniami. Cóż, niech będzie, miał o kilka więcej asów w rękawie, ale to przecież nie oznaczało, że Arthur nie miał ich wcale.
— Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia – przerwał mu ostro. – Jeśli nie będę miał ochoty na nagłe spotkanie z tobą, będziesz czekał. – Zresztą, mówiły jego przepełnione nienawiścią oczy, nigdy w życiu nie mógłby szanować kogoś, kto na to najzwyczajniej w świecie nie zasługuje.
Później Arthur drgnął leciutko, jakby uwaga Alfreda była długą igłą, która nagle wbiła mu się w skórę. Odwrócił się gwałtownie, doskonale świadomy, że ten idiota zamierza pojawić się za jego plecami. To było oczywiste; dlatego, gdy Alfred nagle faktycznie stanął w zupełnie innym miejscu, Arthur spojrzał mu kpiąco prosto w twarz. Od wnętrza przeszywały go paskudne uczucia, ale najbardziej ze wszystkiego rozjuszyła go ostatnia uwaga Alfreda, po prostu dlatego, że była niebezpiecznie bliska prawdy.
— Nigdy nie okazałeś mi należnego szacunku, wtrącasz się do spraw, które cię nie dotyczą, więc teraz nie dziw się, że nie dostaniesz niczego w zamian – stwierdził, nieporuszony sztuczką Alfreda.
Wciąż wbijał nieustraszony, zimny wzrok w tą wyzywająco uśmiechniętą twarz. Poczuł, jak coś w nim pęka, jakby Alfred ostatecznie wbił nogę w cienką warstewkę pokrywającego jezioro lodu. Złowróżbne skrzypnięcie odbyło się jednak równocześnie z rozlewającym się po jego plecach ostrzegawczym ciepłem. Skłócona magia wokół Arthura drgnęła wściekle: ale to był jednak jedyny objaw tego, jak bardzo rozjuszył go teraz Alfred. Jego oczy miały teraz barwę bardzo ciemnego lasu o północy, mogły wydawać się niemal czarne, ledwie z sugestią zlodowaciałej zieleni.
— Myślisz, że znowu dam się sprowokować twoim prymitywizmem? Nie – urwał na chwilę, by to spokojne, ostatecznie słowo zawisło w powietrzu. – Jeśli zależy ci na oszczędzeniu czasu, zaczniesz szanować mój. Jeśli nie, gratuluję.
Podszedł o krok do Alfreda, uśmiechając się przy tym innym uśmiechem niż dotychczas.
— Musisz o mnie wiedzieć jedno, Alfred. Koniec końców, zawsze płacę ludziom tak, jak na to zasłużyli.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySro 16 Lis - 15:16:11

- Moje „dziecinne kaprysy” to niewiele w porównaniu do tego, czego wymagasz. Ciągle masz pretensje, zarzuty, wiecznie niezadowolony kot. – Alfred przekrzywił głowę i rozłożył ręce, gdy był jeszcze odwrócony plecami do drugiego maga. Wiedział, że ten, by go skrzywdzić, musi poświęcić wiele z własnej siły, energii i życia. Zastanowiło go, czy Arthur jest w stanie to zrobić. Albo czy zaryzykowałby coś takiego.
Nie zauważył jak jego słowa mocno wzburzyły Arthura. Nie spodziewał się tego, nawet nie przeszło mu to przez myśl. Ile razy wymieniali się podobnymi inwektywami? Czym miałyby się różnić te przekomarzanki teraz, prócz tego, że obaj byli wściekli? Alfred zresztą niewiele myślał o swoich słowach. Było to nic więcej poza głupią uwagą, zaraz też zniknął pod posadzką i wyłonił się za plecami Arthura, który przewidział jego ruch i stał już odwrócony do niego twarzą. Alfred odpowiedział mu krzywym, ociekającym ironią uśmiechem.
- Ty też nie okazujesz mi szacunku. Oczekujesz, że będę całować ci stopy. To tak nie działa, Arthur. Pokazuję ci, że skoro ty nie szanujesz mnie, ja nie czuję potrzeby szanować ciebie. Jesteśmy na równej stopie. Bardzo mi przykro. – Alfred roześmiał się nieco gorzko. Inaczej niż zwykle. Wydawał się jednak utrzymywać swój dziwny, dobry, pokrzywiony humor.
Oparł dłonie na biodrach.
- Nie? – powtórzył jak echo Alfred.
Nie tego się spodziewał. Co poczuł? Zawód? Sam nie był pewien. Fakt, że Arthur ze wszelkich sił musiał utrzymywać spokój… A może wcale nie było to tak trudne? Może naprawdę był opanowany? Czy Alfred tak mało dla niego znaczył w tej kwestii? Alfred zmrużył oczy.
- Ale ty nigdy nie chcesz sam zapłacić za to co robisz, prawda? Do tego przywykłeś. Chwytasz ludzi, bawisz się ich życiami i porzucasz ich, ale na zawsze zostawiasz na nich piętno. – Alfred zrobił krok w stronę Arthura i uśmiechnął się nieco szerzej. Mięśnie twarzy zaczynały go boleć. – Tymczasem jestem ja. Ze mną nie możesz zrobić tego samego. To takie straszne uczucie?
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySro 16 Lis - 18:05:50


Arthur przymrużył oczy.
— Zabiłeś mojego króla – przypomniał głośno, ostrzegawczym tonem. Czuł się niemal zaskoczony że Alfred naprawdę wytyka, że ktoś ma do niego pretensje, zamiast okazywać wdzięczność za to, że został zmuszony do pomocy królobójcy, ojcobójcy i uzurpatorowi w jednym.
Idiota powinien być wdzięczny za to, że Arthur zgodził się na jakikolwiek rodzaj ugody, zamiast walczyć, działać na jego szkodę i nawoływać do buntu. I teraz rozrzewniony, balansujący na granicy furii Arthur, usłyszał, że owszem, to on powinien szanować Alfreda. W odpowiedzi popatrzył na niego nieruchomo, z mieszaniną szyderstwa i pogardy.
— Masz rację, nie szanuję cię. Pewnie nigdy nie będę, skoro nie uważasz, że cokolwiek robisz źle. Wygląda na to, że będziesz marnować znacznie więcej królewskiego czasu, niż byś chciał – zakończył ironicznie i ruszył się, okrążając Alfreda powoli. Częściowo nie widział już żadnego sensu w dyskutowaniu z kimś, kogo nie mógł przekonać słowami ani siłą. Najbliższy rok najwyżej będzie koszmarem dla ich obu, a po nim, cóż, przede wszystkim Arthur nie da drugi raz niczym się Alfredowi zaskoczyć.
W końcu wyminął go i powoli, wcale się nie śpiesząc, zwrócił się w kierunku jedynych, pustych drzwi. Sam nie wiedział, co zrobi, kiedy przez nie przejdzie. Cała Astra należała do Alfreda, a on właśnie zrujnował swoje własne komnaty i na pewno nie miał teraz cierpliwości, by je odbudowywać. I tak były tak cholernie słabe i prowizoryczne, że budziły w nim obrzydzenie. Przypominały mu, że tak naprawdę nadal jest tak cholernie słaby i nie ma kontroli nad absolutnie niczym. Ani nad Alfredem, ani nad Pikami, nawet nie nad sobą ani nad własnym przeklętym pokojem.
Zatrzymały go jednak jawnie prowokacyjne słowa Alfreda. Przez myśl Arthura przyszło pytanie, dlaczego drań aż tak stara się go teraz zatrzymać i zdenerwować. Naprawdę aż tak nienawidził, gdy nie było się na każde jego skinienie? Co za...
Arthur przystanął. Nie odwrócił się, odetchnął i skompletował swoje zmęczenie i obrzydzenie tym wszystkim.
— A ty przeze mnie nie możesz zrobić tego, czego naprawdę chcesz. Dlatego doprowadzam cię do szału – rzucił w przestrzeń. Kiedy jednak to wypowiedział, poczuł zupełną pewność, że ma rację. Dlatego Alfred próbował go prowokować. Na swój własny sposób był wściekły, bo jakiś idiotyczny plan musiał nie iść zgodnie z jego planem.
— Wygląda na to, że jedziemy na równej stopie, Alfred – stwierdził z cieniem szyderstwa w głosie.
Ruszył znowu.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySro 16 Lis - 23:15:59

- Zanim tobie udało się to zrobić. Tak. To już wiemy. – Zniecierpliwiony Alfred machnął niedbale ręką.
Rozumiał zachowywanie pozorów, ale naprawdę w takich chwilach nie miał serca rozumieć powodów, jakimi kierował się Arthur nadal okłamując go w takich kwestiach. Obaj wiedzieli, o co faktycznie był zły Arthur. Nie o fakt, że Alfred zabił króla, tylko o to, że ubiegł w tym Arthura.
W głębi duszy zapewne wiedział, że wymaga zbyt wiele od Arthura. Tu, teraz, natychmiast. Nigdy nie był cierpliwy i teraz odbijało się mu to czkawką. W myślach już dawno miał za sobą Arthura, mniej lub bardziej zgodnego, ale na pewno patrzącego na niego… Inaczej. Nie z pogardą, ironią, z tym… Wszystkim. Alfred miał być wyjątkowy. Nie być kolejną zabawką Arthura. I nie był, ale zamiast być kimś dla starszego maga był mu nikim. I to chyba właśnie w tej chwili tak bardzo kotłowało się w Alfredzie.
Może to tylko, ta świadomość gdzie na skraju umysłu, powstrzymywała go przed zagalopowaniem się. Przed krokiem, siłą, irracjonalnym powstrzymaniem Arthura, które ostatecznie złamałoby kruchą ugodę pomiędzy nimi. Arthur nie mógłby już zaufać nawet cieniem Alfredowi, a Alfred nie mógłby się cofnąć. Pokazałby się od strony kogoś, kto chce mieć Arthura na własność jak przedmiot, a przecież od początku nie o to mu chodziło.
No, przynajmniej nie całkowicie.
Alfred odetchnął powoli i bez pośpiechu odwrócił się w stronę odchodzącego Arthura. Wbił wzrok w jego plecy. Ze spojrzenia młodego króla niewiele dało się wyczytać. Było puste. Może trochę zmęczone, ale gdy Arthur odwrócił się do niego na krótką chwilę, Alfred momentalnie starł to wrażenie z własnego odbicia.
- Powtarzam ci to od samego początku, Arthur – zauważył Alfredem z cieniem ironii w głosie. – Ale zawsze musimy niszczyć pół zamku, żebyś przyznał mi rację… - urwał. Przeczesał włosy. Dopiero teraz poczuł, że są wilgotne. Od potu? Nie miał pewności. Były też chłodne. Ból w jego wnętrzu narastał, choć do Alfreda nie docierał w pełni. Póki co wygaszała go i tłumiła adrenalina oraz nerwy, ale gdy ucichnie, opadnie, wszystko to wróci ze zdwojoną siłą. Już teraz zaczynał to czuć.
- Możemy się albo wzajemnie próbować szanować przez ten rok, albo wiecznie być na skraju morderstwa. – Wzruszył ramionami. – Nie każę ci mnie lubić, Arthur. Wiem, że i tak przełykasz żółć za każdym razem, gdy musisz robić coś wspólnie ze mną. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale próbując wbijać mi szpile, za każdym razem gdy się widzimy, niczego nie ugrasz.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyCzw 17 Lis - 8:42:12


Arthur spojrzał na niego dziwnie. Przez krótką chwilę wyglądał, jakby nie był pewny, czy ma roześmiać się czy splunąć Alfredowi w twarz. To i tak było jakimś osiągnięciem, zważywszy na fakt, że od jakiegoś czasu stawiał raczej na udawanie bryły lodowej. Drgnął, a jego ściągnięte brwi uniosły się z powrotem do neutralnego poziomu. Skinął powoli głową.
— Właśnie to, że uparcie i chętnie powtarzasz swoje najgorsze obrazy sprawia, że nie znajdujesz we mnie prawdziwego sojusznika – stwierdził. W tym momencie potrafił nawet rozumieć, jakby się czuł, gdyby naprawdę był po prostu szlachetną, uczciwą niedoszłą królową Pik. Różnica była taka jak pomiędzy gniewem a słusznym gniewem – czyli praktycznie żadna. Dlatego prawda nie przeszkadzała mu teraz wściekać się na Alfreda za jego ciągłe paplanie o tej największej z tajemnic. Gdyby jego wróg naprawdę chciał zacząć żyć z nim w dobrych kontaktach, zamknąłby się na ten temat i poczekał cierpliwie na dzień, w którym Arthur sam mu to przyzna.
Ale zamiast tego Alfred wolał głośno chwalić się swoimi przypuszczeniami, które, choć w gruncie rzeczy słuszne, brzmiały na najbardziej ohydne i podłe z możliwych oszczerstw. Nawet gdyby Arthur chciał, to nie mógłby puścić ich płazem.
Jednym zdaniem: to, że Alfred miał rację nie zmieniało faktu, że nie obrażał tym Arthura. A skoro obrażał, to można było albo z nim walczyć, albo po prostu odejść. W tym momencie dla Arthura nie istniała inna opcja, więc odwrócił się i ostentacyjnie zakończył rozmowę.
Dopóki obaj nie zrozumieją tego równie jasno, to nie istniała żadna szansa na ugodę. Bo Arthur uważał, że i tak już zrobił nieporównywalnie więcej dla Alfreda niż Alfred dla niego. Zgodził się mu pomóc, zawrzeć kontrakt, zamiast wywoływać wojnę, to zaakceptować jego istnienie i pomóc w zaakceptowaniu tego reszcie królestwa. Wiedział, że straci dużo z własnego poparcie. Najpierw dlatego, że wielu uzna, że powinien umrzeć razem ze swoim królem, więc sam fakt, że poddał się w obliczu nowego jest obrzydliwą zdradą; a później ponieważ ludzie pogodzą się z Alfredem, ale nigdy do końca mogą nie pogodzić się z nim. Wszystko, co budował tak skrzętnie, zostanie zniszczone przez głupie wybryki jednego idioty.
Ale i tak wszystko, czego teraz potrzebował Arthur, to sposobu na zabicie go. Do diabła z poparciem. Jeśli będzie miał koronę i magię króla Pik, to wszystko zmieni się na zawsze.
Dlatego planował niczego nie powiedzieć, bo nie warto, do diabła, nie warto było. Mimo to zatrzymał się, wahał krótki moment, a później stwierdził, że do diabła z tym, że nie warto.
— Jesteś najbardziej zapatrzonym w siebie, męczącym, egocentrycznym, głupim stworzeniem, jakie spotkałem na swojej drodze. W twoim zachowaniu nie ma niczego godnego mojego szacunku. Ale w jednym masz rację – rzucił. Następnie stwierdził, że nie ma ochoty otwierać do Alfreda ust, dlatego ruszył znów, nie odwracając się do Alfreda. Kiedy doszedł do wyjścia, poprzez pustą salę przetoczyło się echo głosu Alfreda:
"... próbując wbijać mi szpile, za każdym razem gdy się widzimy, niczego nie ugrasz."
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyCzw 17 Lis - 13:12:09

Salę naraz Alfred musiał stworzyć od nowa. Postarał się, by była realniejsza niż sala tronowa, w której oficjalnie uznano go (mniej lub bardziej) za króla. Wybrał jedną z komnat w wysokiej wieży, z której roztaczał się widok na wszystkie strony pięknego, choć skąpanego w chaosie miasta. Oparte na filarach sklepienie, było lekkie i ażurowe, pozwalając ze ścian zrobić przezrocze, wypełnione czymś zwiewnym jak mgła, przezroczystym jak szkło i cienkim jak paznokieć. W pomieszczeniu było ciepło, choć dziwna tkanina, przez którą można było patrzeć na świat, drgała i marszczyła się przy powiewach wiatru. W pewien sposób wyglądało to tak, jakby ktoś zamknął całe pomieszczenie w mydlanej bańce. I może, po części, faktycznie tak było.
Kolumny udrapowano złotymi, srebrnymi, granatowymi i błękitnymi wstęgami, które spływały po czarnym marmurze, sięgając bazaltowej, lekkiej kopuły, na której srebrnym pyłem wyrysowano królewskie wzory, w które ledwie dostrzegalnie Alfred, nie do końca celowo wplótł symbole rodu swojej matki. Przy oktagonalnym stole siedzieli ministrowie i doradcy na wysokich krzesłach. Alfred znał już imiona większości z nich, rozpoznawał ich spojrzenia – nieufne, pełne odrazy, kamienne i bez wyrazu. Sprzyjające… Rzadko. Ich ilość przetrzebiła się po nocnych mordach Arthura z tamtego jednego razu, ale Alfred nadal miał sojuszników, choć bardziej przywodzili mu na myśl trzcinę, gnącą się zależnie od powiewu wiatru. Wątpił, by ktokolwiek ze starej królewskiej gwardii praktycznie chciał go wspierać. Pozwalali się za to nieść prądowi, nie mieli wyboru. Dlatego do rozmów Alfred zaprosił też swoich ludzi. Nie młodych i gniewnych, którzy byli jego najbliższym otoczeniem, ale starszych i doświadczonych. Wyklętych z fachu magów, obdartych z godności członków społeczności Pik. Wojna z Karo z wielu z nich zrobiła zdrajców wbrew ich woli. Niektórzy faktycznie mieli coś na sumieniu, inni byli ofiarami okoliczności. Alfred nie wnikał w ich przeszłość, dopóki mogli być jego obecnym wsparciem.
Był za to zaskoczony tym, z jakim spokojem przemawia Arthur. Domyślał się, że mag potrafi przyjąć odpowiednią maskę, ale fakt, że nawet się z nim zgodził… Cóż. Alfred był w szoku, choć zdusił to w sobie, dopóki rozmowa nie dotarła do końca, a ludzie nie zaczęli wstawać od stołu i kierować się w stronę wyjścia. Alfred nie drgnął nawet, gdy kolejne osoby opuszczały pomieszczenie. Siedział zamyślony, rozważając ostatnie postanowienie rady. Bal. Przemowa. Gdyby nie przysięga, która krępowała Arthura, miałby poważne wątpliwości, ale nawet teraz rozważał, jak powinien to rozegrać. Drgnął dopiero wtedy, gdy usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła Arthura. Podniósł głowę z letargiem i spojrzał przelotnie na Arthura.
- Zostaniesz jeszcze przez chwilę? Chciałem z tobą o czymś porozmawiać, Arthur. – Urwał i zawahał się. Nie chciał, by znowu wyszła z tego tak wielka kłótnia jak ostatnio. – To nie był rozkaz – dodał obojętnie, rysując okręgi na stole palcem.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyCzw 17 Lis - 16:22:24



Nowa sala narad była przesadzona. Alfred albo postarał się za bardzo (mało prawdopodobne), albo postanowił pokazać wszystkim swój cyrkowy, cuchnący Karo styl (bardziej). Trzecia opcja podpowiadała Arthurowi cichaczem, że nie jest źle, że uwziął się na Alfreda i nie myśli obiektywnie. Głośniejsze części jego osobowości prychały i mamrotały, że on zrobiłby to lepiej, dostojniej, prosto, elegancko i solidnie. Nie stworzyłby bąbelkowego sufitu, ograniczyłby złoto i ozdoby, nie byłby Alfredem. No cóż. No właśnie. Nie był Alfredem.
Musiał też przed sobą przyznać, że sam nigdy nie prezentowałby się tak dobrze w koronie. Jednak nie przyszedł tutaj ani po to, żeby podziwiać kolumny ani, co gorsza, Alfreda. Zrobił swoje i teraz czuł, że mimo wszystko rozpiera go duma. Więcej niż raz dostrzegł dzisiaj zaskoczenie Alfreda, a jednocześnie udało mu się utrzymać przed resztą ludzi aurę dumy i silnego spokoju pomimo okropnej sytuacji. Ale do licha z innymi. To reakcja Alfreda ciekawiła go najbardziej. Nawet teraz miał ochotę spojrzeć na niego, uśmiechnąć się złośliwie i posłać mu spojrzenie znaczące: "Widzisz? Właśnie tak to robią dorośli." Uznał jednak, że zachowa się jak na arystokrację przystało aż do samego końca spotkania, więc udał, że nie zwraca na Alfreda uwagi. W rzeczywistości faktycznie nie zwracał, ale na to, co mówili do niego czekający na niego stronnicy. Sam wstał powoli, spojrzał z neutralnością w twarze swoich towarzyszy i...
Tak, spodziewał się, że Alfred go zatrzyma. Odwrócił się więc, spojrzał na niego poprzez stół pustym, wysnutym z emocji zielonym spojrzeniem. Czy ten chłopak też próbował teraz grać? Znów, mało prawdopodobne. A jednak brzmiał jak osoba, która nauczyła się czegoś na własnych błędach, albo przynajmniej próbowała mieć odrobinę taktu.
— Oczywiście – stwierdził powoli i zwrócił się na chwilę do innych, informując ich, że spotkają się przy kolacji.
Wkrótce salę opuścili ostatni stronnicy. Arthur znów spojrzał na Alfreda, nie mówiąc ani nie okazując niczego. Nie usiadł znowu, bo po całych obradach czuł, że rozpiera go energia i sztywnieje tyłek. Przeszedł więc parę kroków wzdłuż stołu, nadal raczej czekając, aż Alfred odezwie się do niego pierwszy. W duchu zmarszczył brwi.
Ten idiota chyba nigdy jeszcze nie próbował brzmieć tak delikatnie. Teraz to on zaskakiwał Arthura.
— Więc? – zapytał. Jego wzrok wciąż był nieodgadniony. Cóż, kiedy ostatnim razem się widzieli, byli na skraju pozabijania się nawzajem, ale jednak Arthur nie chciał wierzyć, że to naprawdę coś w Alfredzie zmieni.
Tym mocniej udowadniał mu teraz, że jest od niego lepszy.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyCzw 17 Lis - 19:23:26

Alfred z namysłem patrzył przed siebie, po raz pierwszy tak naprawdę nie patrząc na Arthura intensywnie, nawet ukradkiem. Widział za to rozmazane sylwetki dostojników, znikające w przejściu, czuł nieprzyjemne, chłodne uczucie w kościach i ledwie muskał spojrzeniem rozjaśniane grzmotami kłębowisko chmur na horyzoncie, które przysłoniło ponad Astrą ciemne, granatowe niebo. Gdyby Alfred chciał, mógłby odegnać te chmury i zapewnić mieszkańcom spokojny sen, ale Alfred nigdy nie chciał rozpieszczać innych. Doceniał tych, którzy dążyli do czegoś, czego nie lubił to sztucznych granic, które stawiali im inni. Teraz też bardziej z roztargnieniem niż rozterką przyglądał się kumulującej się burzy, aż pierwszy jaśniejący bielą zygzak nie przeciął nocnego, purpurowego nieba. Alfred odetchnął i dopiero wtedy zrozumiał, że zostali już sami. Dosłyszał głos Arthura i na moment zwrócił ku niemu swoje niewidzące spojrzenie. Potem się ocknął. Drgnął. Wykrzesał na ustach cień uśmiechu, żeby Arthur nie zapomniał z kim ma do czynienia.
Zignorował spojrzenie Arthura, które jak przeczuwał Alfred, jak zawsze ma zgnieść go jak karalucha. Można było do tego przywyknąć.
- To miłe, że mimo wszystko się ze mną zgodziłeś – stwierdził swobodnie, delikatnie, choć pierwszy raz od dawna podszył swoje słowa ostrożnością. Czuć było to w chwilach zawahania. Przerwach. Namyśle.
Z drugiej strony Alfred mógł po prostu nadal błądzić umysłem gdzieś daleko, jak to robił jeszcze chwilę temu, teraz zaś próbując skupić się tylko i wyłącznie na Arthurze.
- Zauważam to, że robisz wiele rzeczy, choć nie są ci na rękę. Gdybyś myślał inaczej… - Alfred urwał i zmarszczył brwi. – Hm, chyba nie o tym chciałem rozmawiać, ale to nic. Mamy trochę czasu. Swobodniej dyskutować, gdy nie ma przy nas innych, prawda? – Uśmiechnął się odrobinę szerzej.
- Naprawdę uważasz, że ten bal to dobry pomysł? – spytał po krótkiej przerwie, przyglądając się uważnie. Zastanowił się. Na oczach całego królestwa Arthur będzie musiał stać przy nim i go popierać. Alfred wątpił, by odpowiadało to magowi. On sam nie miał pewności czy ma ochotę na podobne zabawy. Był niecierpliwy i wolał faktycznie działać. Stworzyć nowe miasto i zejść już na dół…


Ostatnio zmieniony przez Alfred dnia Pią 18 Lis - 16:17:05, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyCzw 17 Lis - 20:49:26

Roziskrzona setkami tysiące gwiazd noc Astry mieszała się ze skłębioną na horyzoncie czarną i gęstą burzą. Arthur zauważył to przypadkiem jeszcze podczas spotkania, ale już więcej nie spojrzał w niebo. Widział je od tak dawna, że obecnie przypominało mu więzienne kraty pomiędzy nim a prawdziwym światem. Wolał skupiać się na poziomie gruntu, otaczających go pokojach i ludziach, na sprawach przyziemnych, które były o wiele pilniejsze od jego duchowych pragnień. Całe życie goniły go do czegoś, czego nie mógł dosięgnąć tak ot, po prostu, więc nauczył się ignorować je w granicach możliwości.
Ale teraz na ziemi utknął z niebieskookim przypomnieniem, że znowu był tak daleko od spełnienia swoich pragnień, jakby nigdy nie przestąpił w ich kierunku ani kroku. Nawet teraz, gdy przyglądał się Alfredowi, czuł, jakby zaraz miał zacząć się dusić we własnej porażce. Uznał, że woli jeszcze raz spojrzeć w niebo, niż znosić widok swojego przeciwnika, więc przespacerował się wzdłuż długiego stołu z głową uniesioną ponad Alfreda. Przyglądał się burzy. Pierwszy raz, odkąd sięgał pamięcią, cokolwiek na tym przeklętym niebie się poruszało i zmieniało, zbliżało nad niegdyś pogrążone w jednostajnym dobrobycie baśniowe miasto.
W końcu Arthur zatrzymał się przy jednym z okien wychodzących na wschodnią część miasta. Zebrał pewność siebie i odwrócił się do Alfreda, który siedział zamyślony i najwyraźniej zmęczony długą naradą. Arthur poczuł ukłucie irytacji na myśl, że nie tylko on poradził sobie dobrze. Niemal czuł, że większość z obecnych przy stole w końcu zaakceptuje młodego, charyzmatycznego i urokliwego chłopaka. Gładka skóra, niebieskie oczy, delikatnie kwadratowa szczęka i złote kosmyki opadające mu na czoło. Arthurowi było bliżej do baśni, ale to Alfred musiał wyglądać i nieraz brzmieć jak chodząca bajka. Z wyglądu rycerz, ale z charaktery rozkapryszony, zepsuty książę – tylko, że potrafił to ukrywać przed ludźmi.
Obaj zresztą potrafili. Ale jakie to było irytujące, że Alfred postanowił udawać nawet teraz, kiedy inni już wyszli.
Bo Arthur nie wierzył, żeby ta dziwna ostrożność w jego uśmiechu i spojrzeniu była prawdziwa. Uśmiechnął się w odpowiedzi krótkim, zimnym, obojętnym uśmiechem. Niczego nie odpowiedział, przyglądając się jednak Alfredowi nieufnym spojrzeniem, który jawnie niedowierzał niczemu, co Alfred mówił.
A Alfred nie poprzestał na samym docenieniu, że pierwsze spotkanie między stronami poszło zaskakujący dobrze. Arthur nadal przez chwilę milczał, dając mu skończyć, jednak tym razem zmarszczył brwi i odpowiedział:
— Gdybym nie poznał cię już od innej strony, mógłbym stwierdzić, że właśnie wyrzuciłeś z siebie najbardziej dosłowne przeprosiny, na jakie cię kiedykolwiek będzie stać. – Przyglądał mu się z zastanowieniem. Niemal zaczynał czuć się nieswojo z tym, że Alfredowi udało się przez cały wieczór nie sprowokować go. Ich rozmowa jeszcze nie stała się agresywna, co na pewno było rekordem w ich znajomości. Ale skoro Alfred nie prowokował, to Arthur też nie zamierzał, choćby po to, by dalej móc mu udowadniać, jak wygląda prawdziwa klasa i profesjonalizm.
Skinął więc lekko głową, potwierdzając, że owszem, robi wiele rzeczy wbrew sobie i zasługuje na docenienie w tej kwestii. Poczekał jeszcze chwilę, coraz ciekawszy tego, jak zachowa się Alfred. Dostał pytanie. Rozważył je, jednocześnie czując w brzuchu dziwne łaskotanie – coś na przełomie tryumfu i ciekawości.
— Uważam, że to najlepszy możliwy pomysł, jeśli chcesz szybko scementować swoją władzę – przyznał krótko. – To miasto uwielbia bale i uczty. Zorganizuj coś widowiskowego, a wielu pomyśli, że rekompensujesz ich trudy. Astrę będzie najłatwiej omamić, że możesz być ich dobrym królem... Wystarczy, że obiecasz im nowy, wspaniały świat, a ty... Jesteś idealny do prezentowania się jak początek nowej ery
Przełknął coś gorzkiego w swoim gardle.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 9:49:05

Odpowiedź Arthura sprawiła, że Alfred nie mógł powstrzymać cienia uśmiechu, w jaki rozciągnęły się jego usta. Spojrzał na Arthura z bystrym przebłyskiem na do tej pory rozmazanym błękicie. To zaskakujące jak bardzo w skupieniu się pomagało mu to lodowate spojrzenie. Te ostre słowa, które zawisły w powietrzu, zapewne tak samo ostrożne, jak sam Alfred. Było w tym coś zabawnego, choć Arthur nie miał pewności, czy faktycznie ma ochotę się śmiać. Tym razem przypatrywał się temu przez grubą szybę, nadal zagłębiony w setki myśli, obaw i rozważań. Czasami nachodziły go takie chwile, gdy myślał o tym, że jest jak inni. Kolejną egzystencją w potrzasku. Nie lubił takich myśli, zawsze wtedy starał się wyrwać z okopów własnego człowieczeństwa. A teraz… Hm. Przesunął palcem po blacie. Chłodne drewno było tak rzeczywiste, że Alfred był z siebie niemalże dumny.
- Któryś z nas kiedyś musi to powiedzieć – stwierdził spokojnie Alfred i spojrzał w bok.
Tak, to były przeprosiny, ale Alfred nie umiał zdobyć się na więcej i nawet teraz nie dał Arthurowi jednoznacznej odpowiedzi. Miał swoją dumę, którą przełykał z trudem. Może nie zawsze się objawiała, ale nie było to spowodowane tym, że nie istniała. Po prostu Alfred miał wystarczająco duże mniemanie o sobie, by nie udawać przed niektórymi, że ma w sobie cień szaleństwa, które sam uważał za coś, co pozwala mu być ponad innymi.
Ale nie ponad Arthurem.
To było uczucie i wrażenie, które chyba najbardziej go męczyło. Pierwszy raz odczuł to tamtego dnia, ale jak odkrył – nie znikło. Nadal przy Arthurze czuł się nie tyle gorszy, co zostawiony w tyle. Nawet gdy go dogonił, złapał i pociągnął w swoją stronę, Arthur wciąż patrzył na niego tak, jakby Alfred był pyłem i prochem. To go irytowało, dziwiło i sprawiało, że Alfred stawał się niespokojny. Bo do tej pory nie spotkał się z czymś podobnym.
- Hm… Rozumiem – odparł Alfred i skinął głową. Przesunął palcem po blacie. Narysował okrąg. Materia zabulgotała jak ciecz pod naporem jego dłoni, choć Alfred nawet nie zwrócił na to uwagi. Przestał też patrzeć na Arthura. Znowu zaś spojrzał w stronę burzy, która pęczniała z każdą chwilą. Od czasu do czasu jej blade światło sięgało pomieszczenia, rzucając na ich twarze cienie, przełamujące blade światło magicznych ogni, które wisiało pod stropem.
- Więc tak właśnie zrobię. To będzie bardzo formalne wydarzenie? Możesz mi opowiedzieć o balach w Astrze? Strojach? Elementach? Nigdy nie brałem w udział w czymś podobnym – przyznał spokojnie. Jego matka, gdy już podrósł, była zbyt słabego zdrowia. – Ale chodziło mi też o ciebie. Ludzie zobaczą cię obok mnie, nie obawiasz się tego? – Alfred zmarszczył brwi.


Ostatnio zmieniony przez Alfred dnia Pią 18 Lis - 16:16:27, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 10:16:48

Arthur stał przed oknem, wyprostowany i milczący, wyjątkowo trudny do określenia. W ciemnej kamizelce, obcisłych spodniach i w długich butach przypominał raczej zwiadowcę niż wysokiego i na dodatek koszmarnie bogatego maga. Właściwie tylko ciężkie pierścienie o onyksowych oczach, tak różniące się od modnej w królestwie delikatnej, misternej biżuterii, przypominały o jego prawdziwej naturze. Chciał wyglądać poważnie, jakby nie zapominał o swojej porażce w chronieniu króla, ale mimo to zamierzał walczyć dalej.
Nie odpowiedział na żaden z uśmiechów Alfreda. Dopiero po krótkiej chwili odwrócił się i podszedł bliżej stołu, wysłuchując odpowiedzi swojego wroga. Uznał ją za wystarczająco jednoznaczną, zwłaszcza, że Alfred wyglądał na wyjątkowo zamyślonego, tak, jakby właściwie wolał być teraz gdzieś indziej i robić coś mniej wymagającego. Arthur uniósł brwi, zawahał się na mniej niż sekundę, niepewny, czy ma Alfreda wyśmiać, czy oświadczyć, że nie wierzy w jego nagłą przemianę. Nie zrobił tego, bo dostrzegł drgnięcie na powierzchni rzeczywistości i zobaczył, jak Alfred zerka w bok i sprawia wrażenie niemal zakłopotanego. Wyglądał przy tym młodo i zaskakująco znośnie, ale Arthur i tak poczuł ukłucie irytacji. A potem jeszcze zaciekawienie. Czy on naprawdę zamierzał zmienić się i zacząć lepiej zachowywać?
Naprawdę... W co on grał?
— Chyba nie myślisz, że będę z tobą plotkować o strojach i dodatkach. Zastanawiasz mnie w tej kwestii – przyznał neutralniejszym niż do tej pory tonem. – Nie sądziłem, że będziesz chciał działać według jakiejkolwiek tradycji. Prywatnie nie okazujesz szacunku ani przywiązania do naszych zasad... I to łagodnie określając twoje piekielne zachowanie. A jednak publicznie starasz się grać przed wszystkimi odpowiedniego króla. Więc chcesz zorganizować odpowiedni bal?
Popatrzył na Alfreda ze śladem powstrzymywanego szyderstwa, a kącik jego ust wykrzywił uśmiech, który nie miał nic wspólnego z sympatią.
— Ludzie muszą zobaczyć mnie obok ciebie. O to przecież chodzi, Alfred. Musimy im pokazać nowy porządek, inaczej nikt w to nie uwierzy.
A, że prawdopodobnie każdego innego człowieka taka wizja mogłaby wprowadzić do grobu, to szczegół. Arthur nigdy nie bał się tego, co już było postanowione.


Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 11:16:05

Alfred nie liczył na ciepło ani na uśmiech. No dobrze, może inaczej. Jakaś jego irracjonalna część, która zapewne była spora, właśnie na to liczyła, ale Alfred usilnie powtarzał sobie, że nie powinien być zaskoczony ani zawiedziony. Taki właśnie był Arthur.
Dlatego teraz odetchnął spokojnie, próbując ugasić pożar, który mógłby w nim narosnąć. Nie potrzebował tego teraz. Kolejna kłótnia byłaby irytującym problemem. W końcu i tak miał uwagę Arthura. A na balu będzie miał… Co? Potwierdzenie? Alfred nieświadomie palcem wykreował wzrastającą powoli fontannę rzeczywistość. Ciemna materia w dotyku szorstka jak drewno tryskała kroplami, spadając na gładki blat. Tam gdzie upadły jej krople pojawiały się sęki. W jednym miejscu wyrosła nawet cieniutka gałązka z samotnym listkiem jak koroną. Alfred przyjrzał się temu bezbarwnie.
W przeciwieństwie do Arthura nie miał pierścieni. Nigdy nie nosił ozdób. Jego koroną, zazwyczaj, były jego włosy. Klejnotami oczy – tak, brzmiało to bardzo egocentrycznie, a największą ozdobą – wygląd. Alfred nie wątpił, że nawet gdyby wystąpił nago, dla wielu osób stanowiłoby to całkiem zadowalającą rekompensatę.
Ale nie był aż tak szalony. Nago mógł wystąpić tylko przed Arthurem. Jeśli to miałoby go kiedyś przekonać, oczywiście.
- Czasami trzeba – odparł prosto Alfred. – Zmieniłem już dość w Astrze, by przyprawić tych ludzi o zawał. Potrzebują czegoś, czego mogą kurczowo się trzymać. Cienia tradycji i normalności, która zapewni im chociaż ułamek stałego gruntu.
Alfred spojrzał znowu na niebo, gdy kolejny biały blask oświetlił upiornie chłodną twarz Arthura, wyostrzając jego rysy.
- Kiedy ostatni raz była tu burza? Nie wiem, nigdy tu nie mieszkałem. A jednak widziałem przerażone praczki, pokojówki i kucharki. Stangretów, którzy z niepokojem wpatrywali się w niebo. Ludzie zapomnieli, że życie nie jest tylko bajką. Ale nie zamierzam odbierać im wszystkiego. Nie jesteś tak okropny. – Uśmiechnął się już pewniej, szerzej i promienniej, wracając spojrzeniem z powrotem do Arthura.
Dostrzegł jego uśmiech. Jad, który niemalże syczał w ciszy, do której dobiegały stłumione odgłosy grzmotów. Alfred pokręcił głową. Spokój przy Arthurze był naprawdę ciężki do osiągnięcia. Zapewne powinien cieszyć się drobnymi rzeczami, ale był Alfredem. To niestety trochę kłóciło się z jego naturą.
- Wiem. Zaskoczyło mnie, że na to przystałeś. Pamiętam, że wzbraniałeś się przed podobnymi rzeczami… - Alfred urwał i zacisnął usta w ciup. – Co ty knujesz, Arthur – dodał z cieniem uśmiechu w jasnych oczach. – Cóż. Pewnie dowiem się w swoim czasie. To może być ciekawe. – Odsunął krzesło i wstał, przeciągając się jak kot.


Ostatnio zmieniony przez Alfred dnia Pią 18 Lis - 16:15:41, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 12:01:18




Arthur odetchnął. Naprawdę nie lubił momentów, kiedy Alfred mówił coś tak prostego i jednocześnie rozgarniętego. Wolał go już jako naprawdę złego króla, jako idiotę, bezczelnego, odważnego poza granice głupoty dzieciaka. Fakt, był tym sposobem bardziej irytujący, ale łatwiej wierzyć w to, że przegrało się z pustą, dziką siłą żywiołu, niż z kimś, kto był, tak jak to sam Alfred twierdził, równie wyjątkowy.
— To prawda. Astra nie chciała zmian, więc najlepszym sposobem na zdobycie jej poparcia będzie pokazanie im, że, jeśli cokolwiek się zmieni, to tylko na lepsze. Dlatego musisz urządzić większy, bogatszy i wspanialszy bal od tych, które urządzał król – rzucił obojętnie, ale jednocześnie spojrzał na Alfreda z namysłem. Rozmawiali o tym, jakiego króla musi udawać, ale wciąż nie było żadnego śladu tego, jakim królem Alfred faktycznie zamierza być. Widocznie był wystarczająco inteligentny, by wiedzieć, że, żeby umocnić swoją władzę, musi okłamać wszystkich, ale co potem?
Arthur zaczynał się obawiać, że rok będzie zbyt krótkim okresem, żeby dowiedzieć się, co naprawdę planuje Alfred, ale akurat idealnym, by ten mógł wcielić w życie własne plany. A jeśli tak, to oznaczało, że naprawdę dał bezmyślnie poprowadzić się wzdłuż ścieżki wytyczonej przez Alfreda.
Na co mu będzie połowa władzy, jeśli przez rok nie podejmą żadnej decyzji?
Te wszystkie myśli sprawiły, że na Arthura spadł nagle niepokój i podejrzliwość. Zdusił to w sobie i udał, że jest zajęty obserwowaniem, jak Alfred manipuluje rzeczywistością. To musiał być jakiś jego nerwowy tik; już nie pierwszy raz tworzył coś z niczego, gdy był zajęty myślami. Arthur przypomniał sobie stworzonego z mgły ptaszka i zaraz potem zirytował się, że pamięta takie głupoty.
Odwrócił się od Alfreda, ale, zamiast odejść, oparł się tyłem o stół. Znowu spojrzał na kryjącą się na horyzoncie burzę. Pytanie, chociaż pozbawione sensu i celu, było na tyle ciekawe, że postanowił odpowiedzieć.
— Mówi się, że tuż przed końcem Starej Ery. Olbrzymia burza trwała przez dwa lata, zasłaniając niebo, odcinając Astrę od gwiazd i sprawiając, że magia na całym świecie zanikła. Zadaniem króla powinno być utrzymywanie nieba czystego tylko po to, żeby nie wzbudzać paniki, że kolejna magiczna burza ukradnie magię całemu światu, co oczywiście uśmierciłoby wszystkich, przebywających w stolicy. Myślę, że każdy mag wyczuwa, że ta burza nie wyrządzi nam żadnych szkód. Ale niewykształceni ludzie nie zdają sobie sprawy, że w Starej Erze były tutaj codziennością. Właśnie wzbudzasz w mieście histerię – uśmiechnął się do siebie z bliżej nieokreśloną satysfakcją.
Nie zamierzał zmuszać Alfreda, by kontrolował tą pogodę. Niech ludzie się boją i niech burza nadejdzie. W końcu to coś innego od przeklętej, czystej, rozgwieżdżonej nocy. I jednocześnie minus dla rządów tego idioty.
Nieco tym pocieszony Arthur nabrał dodatkowej pewności siebie po tym, jak usłyszał zastanowienie w głosie Alfreda. Stało się jeszcze bardziej oczywiste, że z nich dwóch to Arthur wie wszystko, co trzeba o Astrze i królestwie Pik, o balach, niepisanych zasadach i mentalności ludzi. Alfred był najwyraźniej prawdziwym chłopcem znikąd – nigdzie nie zatrzymywał się na tyle, by stać się kimś.
— Teraz to mój obowiązek. Na całym świecie nie istnieją żadne powody, dla których ktokolwiek miałby się uchylać od obowiązków, które jest w stanie wykonać. To nie ma nic wspólnego z knuciem.

Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 12:46:08

- Większy, bogatszy i wspanialszy. Widząc gusta mojego ojca… - Alfred roześmiał się krótko i bez cienia wesołości. – Całkiem małe wymagania.
Uśmiechnął się krzywo. Fontanna rzeczywistości rozpadła się na jego oczach, erupcja zmniejszyła się, oklapła i wróciła do cicho drgającej tafli. Po chwili i po niej nie został żaden świat. Było tylko twarde drewno. Alfred opukał je dla pewności.
W przeciwieństwie do Arthura nie wybiegał myślami w przyszłość. To nigdy nie było w jego stylu. Owszem, okazjonalnie rozważał wiele możliwości i konsekwencji, ale kierował się intuicją i impulsem. Wydawało mu się, że w życiu dostrzega schematy, uwielbiał je łamać, ale jeśli tego wymagała od niego sytuacja – potrafił się w nie (choć z bólem) wpasowywać. Tak jak teraz.
- Czyli dawno. Zbyt dawno. Ci ludzie żyli w półśnie. Muszą przypomnieć sobie, że życie bywa niepewne i niesie za sobą wyzwania. Nie żyją tylko w bańce, zmienia się cały świat… - Alfred postukał palcami o blat. – Pamiętasz gdzie byłeś, gdy wybuchła wojna? Co robiłeś? Tych ludzi tutaj niemalże nie dotknęła. Byli od niej odcięci grubą warstwą magicznego dobrobytu.
Kiedy nadeszła wojna, ludzi opętała prawdziwa histeria, tymczasem dla mieszkańców Astry nie zmieniło się nic. Alfred poczuł coś jak cień obrzydzenia, dziwny i nienaturalny dla niego. Rzadko zwracał uwagi na ludzi i ich drobne życia, ale drobna chwila nieuwagi, echo wspomnień wystarczyło, by palce zatrzymały się, a on sam odetchnął cicho.
To nie miało znaczenia, ale trochę burzy i histerii przyda się tym ludziom. Niech poczują emocje.
- Nie wierzę ci – odparł zgodnie z prawdę Alfred. Zirytowało go, że jak zawsze Arthur w jakiś sposób udaje wiernego dawnej władzy, ale czego mógł oczekiwać? Machnął niedbale ręką i bańka, która do tej pory ich otaczała, prysła. Do pokoju wpadło chłodne, nocne powietrze i porywisty wiatr, który szarpnął płaszczem Alfreda.
- Ale niech będzie tak, jak mówisz. Na pewno masz coś w zanadrzu, czego nie chcesz mi pokazać. To dobrze. – Uśmiechnął się lekko. – Gdybyś naprawdę się złamał, byłbym zawiedziony. Zniszczyłbyś mi trochę mój światopogląd. – Alfred roześmiał się lekko.
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 19:11:49


Arthur wsłuchał się w głos Alfreda i spróbował wyczytać coś z samego tonu. Jego wróg jak zwykle brzmiał szczerze, przyjaźnie i, co gorsza, sympatycznie. Gdyby ktoś miał krótką pamięć, mógłby nawet zapomnieć, że o Alfred powiedział coś o osobie, którą zamordował własnymi rękami.
Ale, cóż, Arthur nie udawał zaszokowania. Stał odwrócony bokiem do Alfreda, wpatrując się raczej w niebo i rozświetlone setkami świateł magiczne miasto. Normalnie niebo pełne byłoby statków i zeppelinów, o ile to w tamtym punkcie istniał wielki port. Teraz nawet z daleka wydawało się niezwykle nieruchome, jakby pogrążone we śnie albo martwe.
— Bale króla Pik ogranicza tylko wyobraźnia władcy, dlatego niegdyś miały opinię najwspanialszych na świecie... – Arthur zrobił pauzę. – ...cóż, dopóki królowie Pik mieli wyobraźnię.
Uśmiechnął się leciutko, samym kącikiem ust. Cóż, kłamał w wielu kwestiach, ale nawet szlachetna wersja Arthura Kirklanda nie ukrywałaby przed nikim, że poprzedni król był bardzo pragmatyczny. Doskonale wiedział, co zrobić, by przetrwać, ale za to jego umiejętności w urozmaiceniu pałacowych firanek nie były najwyższe. Coś kosztem czegoś. Zresztą i tak był już tylko przeszłością.
Odwrócił się do Alfreda, a jego twarz na moment zmieniła się z neutralnej w leciutko zirytowaną. Już prawie wyrywało mu się, żeby Alfred zostawił rzeczywistość w spokoju i przestał bawić się światem, ale, na szczęście, nie musiał już tego mówić. Zresztą i tak jego
— To są ludzie, którzy wypowiadają, prowadzą i wygrywają wojny. Kupcy, którzy za nią płacą, magowie, którzy chronią oddziały, politycy, którzy kierują losami świata – odparł monotonnym, ale nieustępliwym tonem. – Te twoje bzdury o równości to największe głupoty, jakie dotychczas usłyszałem z twoich ust.
Świat nie był sprawiedliwy, nikt nie rodził się z identycznymi szansami na sukces. Arthura naprawdę irytowało słuchanie tak głupich, że oburzających wniosków ze strony Alfreda. No, dobrze, podczas wojny najwyraźniej znalazł się sam w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Jego głupia opinia mogła być nawet szczera.
Co nie zmieniło faktu, że nadal była głupia, a Arthur nie zamierzał tego ukrywać nawet w chwili, w której zachowywał się jak ktoś Lepszy od Alfreda.
— Jakże bym zniósł twój zawód? – parsknął i zaraz potem uśmiechnął się z wyraźniejszym szyderstwem. Niczego więcej nie skomentował, bo i tak nie zależało mu na tym, co sądzi o nim Alfred. Mógł myśleć cokolwiek, byle by siedział cicho.
— Masz mi jeszcze jakieś wspaniałe myśli to przekazania?
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 22:14:24

Alfred stracił zainteresowanie niebem, burzą na horyzoncie, przerażonymi mieszkańcami Astry. Przestała bawić go nieświadomie kreowana rzeczywistość, ale przecież został Arthur. Nadal mógł się w niego wpatrywać, przyglądać się mu uważnie. Tylko nawet to nie przynosiło szczególnie dobrych efektów. Alfred zaczął się zastanawiać, czy to co czuje do Arthura można nazwać miłością. Co do pożądania nie miał wątpliwości, ale miłość? Czasami nienawidził Arthura, a z drugiej strony chciał mu zaimponować. Jak to o nim świadczyło? Nie czuł się może zgubiony, ale tylko przy Arthurze stąpał po tak dziwnym i niepewnym gruncie.
- Pamiętam, że uważałeś, że ja także jej nie posiadam. To moja szansa dowieść ci, że się mylę? – spytał lekko Alfred, posyłając nieustępliwemu, chłodnemu spojrzeniu Arthura cierpliwy uśmiech.
Choć pod jego skórą coś drgało i już czuł jak żołądek skręca mu się z dziwnego zawodu i irytacji, że nadal ma przed sobą (w kwestii Arthura) tak daleką drogę do przebycia. Bo, naturalnie, nie zamierzał rezygnować.
Rok. Alfred wciąż wierzył, że rok to dużo czasu.
- Ludzie, którzy kierują światem nigdy go nie dotykając. Nie brzmi to zbyt dobrze, prawda? Jak oderwani od świata starcy, którzy już dawno zapomnieli jak wygląda prawdziwe życie tam na dole. Wojna z Karo była tragedią i klęską, choć mogą mówić ci inaczej. – Parsknął niedbale przeczesując włosy dłonią. Oparł się bokiem o wysokie krzesło, na którym wcześniej siedział, odgrywając rolę dobrego, nowego władcy.
- Uważasz, że było inaczej? – spytał cicho, nie ironicznie czy kpiąco, ale ciekawie. Szczerze ciekawie, choć równie dobrze mogła być to gra.
Z Alfredem nigdy nie było wiadomo, kiedy uważał, że ma rację, a kiedy faktycznie interesowało go zdanie z drugiej strony. W kwestii z Arthurem mogła być prawdziwa zawsze ta druga opcja. W końcu Kirkland go fascynował, choć chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
Urocze.
- Jedno. Drobiazg.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 22:14:32

— Wciąż tak sądzę – odparł bez śladu zawahania. – Ale to nie ma znaczenia.
Zastanawiał się, czy uda mu się manipulować Alfredem tak banalnym, dziecinnym sposobem jak "założę się, że nie potrafisz i nic nie zmieni mojej opinii". Sądząc po wcześniejszych zaskoczeniach, najgłupsza rzecz mogła zadziałać najlepiej.
I akurat w tym przypadku, czuł się dziwnie rozbawiony, że akurat na samym szczycie drabiny społecznej, musiał uciekać się do takich sposobów, by coś wskórać. Bo, czemu Alfred miałby chcieć cokolwiek mu udowadniać? To naprawdę nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Karmiło tylko czyjeś wielkie, tłuste ego.
(Arthur też udowadniałby innym, że jest wspaniały.)
— Nie przebywałem zbyt wiele z plebsem, ale po tobie widać, że nie spędziłeś wystarczającego czasu z arystokracją. Obaj mamy braki w wiedzy... Problem w tym, że twoje są poważniejsze od moich – stwierdził w końcu, co było największym kompromisem, na który mógł w tym momencie pójść. W końcu nie było niczego haniebnego w tym, że nie zmarnował czasu na przebywanie w towarzystwie jakiegoś nieszczęśliwego mięsa armatniego. Za to Alfred patrzył na Astrę zbyt jednoznacznie, a jego opinia była opinią zawistnej tuczy.
— Jestem dzisiaj zbyt zmęczony, żeby wytłumaczyć, czemu twoja opinia jest naprawdę głupia na wielu płaszczyznach – dodał. – Ale jutro możesz poprosić mnie o wyjaśnienie.
Odsunął się od stołu i wyprostował jak jakieś majestatyczne zwierzę przygotowywujące się do odejścia z równie majestatycznym wystawieniem tyłka w kierunku człowieka na pożegnanie. Zamiast jednak odejść, przesunął po Alfredzie dziwnie spojrzeniem, poufniejszym niż normalnie, do którego po chwili dołączył krótki, ironiczny uśmiech.
— Oczywiście, że nie. Gdybym wtedy mógł, głosowałbym przeciw niej, bo wydawała mi się bezsensowna. Ale okazało się, że, mimo porażki, przyniosła nam rozwój.
Przeszedł parę kroków bliżej Alfreda, przesuwając dłonią wzdłuż powierzchni blatu.
— Magia w królestwie odżyła, podobnie zresztą kilka innych dziedzin, nasze armie są bogatsze o cenne doświadczenie, pewne fortuny upadły razem z głowami dziedziców, a inne się narodziły. Ostatecznie, w dzień przed twoją zdradą, byliśmy potężniejszym krajem, niż przed wojną.
Zatrzymał się tuż przy królewskim krześle. Popatrzył na Alfreda oczami potężnego bóstwa, które dostrzega ofiary z ludzkich żyć, ale nie rozumie, czemu miałoby z tego powodu coś czuć. Przecież szersza perspektywa była znacznie ważniejsza niż to.
— Dobrze, niech tak będzie.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptyPią 18 Lis - 22:25:06

Alfred uśmiechnął się przewrotnie, ale nic nie odpowiedział. Zastanowiło go, co powinien zrobić, by zaskoczyć Arthura, potem jednak zmienił to własnego rozumowania. Co sam chciałby zrobić? Alfred lubił chaos, zaskoczenie, pomieszanie z poplątaniem. Wyrywanie innych z rutyny. A kolejny piękny i wystawny bal byłby niczym innym, jak odzianym w złoto szablonem. Ramami tak sztywnymi, jak wszystko, co do tej pory dotykało tych ludzi. Trzeba było ich ożywić, zrobić coś, co ich nie przerazi, ale pobudzi. Wyrwie z marazmu zachowawczych, ignoranckich królów.
- Tak, tak. Uznam to za, każdemu z nas czegoś brakuję i w tym miejscu urwę twoją wypowiedź. – Alfred roześmiał się z cieniem rozbawienia. Było coś pociesznego w tej niezachwianej pewności Arthura, że chociażby byli na podobnej stopie, Arthur wespnie się na palce, by udowodnić, że jest lepszy. Jakby bał się świadomości, że tak naprawdę jest zupełnie inaczej. Z zasady? Z przekonania? Cóż, było to też na swój sposób irytujące, ale Alfred powtórzył sobie w myślach, że ma jeszcze rok.
Póki co, jeśli nie próbowali się wzajemnie zabić, mógł się tylko śmiać.
- Nie omieszkam – Alfred wyszczerzył się perfidnie, co oznaczało trochę to, że Arthur sam zaprosił Alfreda w swoje progi i niech tym razem nie będzie zdziwiony, gdy ten pojawi się w nich bez ostrzeżenia.
Jak ostatnio tylko z jeszcze większą pewnością, która przy dobrych wiatrach nie rozerwie Astry na pół tak gigantycznym rozmiarem ego. Zwłaszcza w starciu z ego Arthura. Obie te jednostki były tak ogromne, że zapewne wytwarzały własne pola grawitacji, przyciągające słabsze charaktery.
- Ale trzon pozostał słaby, niezmienny, tak samo zaśniedziały, prawda? – spytał retorycznie Alfred. – Z tego co widziałem, już zacząłeś to zmieniać – dodał nie bez cienia rozbawionej ironii, zerkając na Arthura oczyma, w których błysnęły iskierki dziwnej wesołości.
Alfred odepchnął się od krzesła i przeszedł kilka kroków. Chłodny wiatr szarpał jego płaszczem, wspinał się dreszczem po kręgosłupie.
- Mam dla ciebie prezent – zaczął spokojnie Alfred. – Dowód mojej dobrej woli, hm? – Sięgnął pod poły płaszcza i wyciągnął zza nich niewielką figurkę, wykonaną z azurytu. Przedstawiała ona słowika. Ptaszek poruszył się na dłoni Alfreda tak, jakby próbował otrzepać swoje piórka.
- To zaklęty słowik, który może przechować jeden dowolny sekret. Jeśli coś mu powierzysz, nikt nie będzie mógł go zdradzić, a gdy będzie próbował się domyślić, jego myśli uciekną w innym kierunku, a on sam nie będzie wiedział, co się stało. Wyjmuje powierzony sekret z rzeczywistości. Może dzięki temu uwierzysz, że faktycznie nie we wszystkim musisz mnie okłamywać. – Alfred postawił ptaka na blacie, a ten zaćwierkał głucho. Było w tym brzmienie kamienia ocierającego się o kamień. Z podobnych ptaków dawno temu słynęła rodzina Alfreda, jednak do dzisiaj ostała się tak niewielka liczba, że sam Alfred był chyba ostatnią osobą, której powierzono taki mały drobiazg.


Ostatnio zmieniony przez Alfred dnia Sob 19 Lis - 18:55:43, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySob 19 Lis - 9:01:48

— Nie wiem, co w tym momencie dziwi mnie bardziej – Arthur spojrzał prosto w oczy Alfreda bez jakiegokolwiek zaskoczenia. – Fakt, że chcesz dać mi prezent, czy to, że masz dobrą wolę.
Obserwował uważnie, nie okazując żadnych emocji, jak Alfred wyjmuje spod płaszcza figurkę wielkości przycisku do papieru. Już na pierwszy rzut oka i wyczulonych zmysłów widać było, że to artefakt wypełniony po brzegi magią tak pradawną, że zatraciła już zupełnie cechy pierwszego właściciela. Arthur poczuł bijące od niej ciepło; pulsujące, purpurowe i ciemne, tak fascynujące, że bez dalszych gierek spojrzał na przedmiot zaintrygowany. Musiał zamrugać i stłumić w sobie magię, by zmienić swoje postrzeganie świata i dostrzec realną formę figurki. Akurat wtedy mały ptaszek poruszył się z trudem, jakby zlepiała go jakaś niewidzialna smoła. Mimo to był piękny, był interesujący i drzemał w nim potencjał...
A Arthur miał naprawdę olbrzymią słabość do wypełnionych magią przedmiotów. Zwłaszcza, jeśli miały jednocześnie dwie formy, gdy były przedmiotami, w które ktoś, kiedyś, przeniósł część swojej mocy i owinął ją czarami tak potężnymi, że przetrwała wieki. Ciekawe, czy Alfred o tym wiedział, czy po prostu zgadywał. Bez względu na to, okazanie mu pogardy stanęło chwilowo na dalszym planie. Chwilowo. Bo, gdy Arthur tak obserwował w milczeniu słowika, nagle jego fascynacja została przerwana przez irytujące słowa. Alfred otwierał i zamykał usta, mówiąc rzeczy, które sprawiły, że Arthur poczuł się jak nagle wyrwany z płytkiej drzemki.
Natychmiast przybrał na twarz maskę niepokonanej neutralność zmieszanej z cieniem irytacji. Wciąż jednak przyglądał się raczej ptaszkowi niż Alfredowi i, gdy figurka została postawiona na stole, zbliżył się do niej i wyciągnął rękę. Dotknął opuszkiem palca wskazującego główkę ptaszka, który zaćwierkał głucho. W jakiś sposób był pusty; pozbawiony tajemnicy, chociaż jednocześnie Arthur wyczuł w nim ślady przeszłości, sugestię magii delikatnej jak kwiaty, niejasne wspomnienia morderstw, kłamstw i intryg. Po dłuższej chwili podniósł wzrok na Alfreda.
Zdradził się już dawno ze swoim zainteresowaniem, więc teraz mógł mu okazać tylko jawną nieufność i niezadowolenie.
— Lub może każdy z sekretów trafia prosto do twojego ucha. Z takimi przedmiotami nigdy nic nie wiadomo.
Będzie musiał to dokładnie sprawdzić. Ale, jeśli Alfred nie kłamał, to...
Twarz Arthura wykrzywiła się w leciutki grymas.
— Nie okłamywałem cię. Wszystko, co robię, robię dla dobra tego królestwa. Mógłbym wziąć tę figurkę za próbę obrażenia mnie.
Zabrał ją jednak ze stołu i zważył w dłoni. Nie mógł się doczekać, by bardziej wgłębić się w jej naturę. Mimo to nie zapominał już o Alfredzie. Po raz kolejny na niego spojrzał, tym razem jednak zanim się odezwał, ważył przez chwilę słowa.
— Ale znalazłbyś lepsze sposoby na obrażanie mnie niż to. Przyjmę twój prezent – zawiesił głos. Później nagle uśmiechnął się nikle, tak, jakby wszystko, co do tej pory powiedział było formą żartu. – Teraz zastanawia mnie tylko, dokładnie która z moich nieskończonych skarg była tą jedną, której udało się przebić przez mur twojej... osobowości.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Alfred
Dupek
Alfred


Liczba postów : 2784
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySob 19 Lis - 9:51:41

Alfred uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na spojrzenie Arthura, które wytrzymał bez mrugnięcia okiem.
- Może po prostu lubię cię zaskakiwać, Arthur – zasugerował z rozbawieniem, choć maskował nim napięcie, które spowiło teraz jego umysł i ciało.
Alfred oczekiwał, co Arthur zrobi. Czy przyjmie prezent, czy na jego oczach ostentacyjnie go zniszczy. Owszem, znał słabość Arthura, ale nie wiedział, jak się ona ma wobec dumy starszego maga. Teraz była kluczowa chwila i Alfred z jej tytułu prawie zapomniał oddychać. Dobrze, że przez ten krótki okres Arthur i tak bardziej był zajęty prezentem niż darczyńcą.
- Może. Zaprzeczyłbym, ale mi nie uwierzysz, więc po prostu sam się przekonaj. Jestem pewien, że to sprawdzisz – stwierdził spokojnie Alfred, powoli pozwalając uciec napięciu, które wciąż wykręcało nieprzyjemnie jego żołądek.
Najwyraźniej Arthur jednak cenił sobie takie przedmioty wyżej niż dumę, a Alfred wiedział, że ptak ten nie jest byle cackiem. Może nie umiał docenić w pełni magii, która go splatała, jednak nawet on wyczuwał pod kamieniem pulsujące życie z drugiej strony. Ptaszek był jego towarzyszem przez wiele lat, należał do jego matki. Alfred miał jeszcze jednego. Małego rudzika, który jednak nie był tak starodawny i potężny. Razem tworzyły ostatnią parkę w ich rodzie, tak jak Alfred i jego matka byli ostatnimi z jednej gałęzi.
- Dobrze, dobrze. Uznajmy, że nigdy nie chciałeś zabić króla. Jak ci wygodniej. – Alfred westchnął i uśmiechnął się blado. – Nie mówię tego ironicznie, po prostu póki co wywieszam białą flagę. Twój upór jest niesamowity, Arthur. Zawsze go podziwiam – przyznał zgodnie z prawdą.
A podziwiał go już od bardzo, bardzo dawna, o czym Arthur nie musiał wiedzieć.
Kiedy Arthur ostatecznie oznajmił, że przyjmie prezent, ciężar spadł z serca Alfreda. Młody król nasiąknął uczuciem ulgi jak gąbka i niezauważalnie oklapł, rozluźniając napięte mięśnie.
- Czy jeśli zapewnię cię, że nie te spojrzenia pełne pogardy, to mam szansę na znaczące zmniejszenie ich ilości? – Spytał Alfred raczej żartobliwie, pozwalając sobie na półuśmiech.
Stwierdzenie, że chodziło głównie o ciało Arthura, jego charakter, jego osobowość i jego egzystencję nie brzmiało najlepiej nawet w głowie Alfreda.
- Może po prostu uznałem, ze faktycznie przez ten rok lepiej będzie współpracować niż próbować się zabić. Co nastąpi później… Jeszcze wystarczająco dużo nas od tego dzieli.



Ostatnio zmieniony przez Alfred dnia Sob 19 Lis - 18:54:58, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Arthur
Śnieżynka
Arthur


Liczba postów : 2745
Join date : 17/09/2013

Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 EmptySob 19 Lis - 16:35:53

— Niektóre rozrywki zostawiają cię na końcu z większym rachunkiem niż inne – zauważył z uśmiechem Arthur. Jego wzrok i zmysły wciąż uciekały w kierunku figurki. Jeśli ten prezent okaże się prawdziwy i wartościowy, to będzie oznaczać... och, jak wiele rzeczy. Chociażby to, że Alfred naprawdę nie wie o największej z jego tajemnic, bo wtedy zasugerowałby ukrycie jej zamiast marnego planowania królobójstwa. Arthur będzie mógł w końcu to ukryć i nie obawiać się, że zostanie odkryty, zanim osiągnie cel.
Pogłaskał słowika po główce, a później wyciągnął dłoń i pozwolił figurce wskoczyć sobie na wewnętrzną stronę dłoni. Gdy poczuł mały ciężar kamienia i magii, a gładkie, szare oczka spojrzały na niego z dołu, zrozumiał, że jest pokonany. W tej walce mógł dać Alfredowi jeden punkt, a samemu się poddać. Nawet, jeśli ukrycie olbrzymiej tajemnicy w jednym przedmiocie, który ktoś mógłby zabrać przez przypadek albo specjalnie nie było dobrym pomysłem, to i tak było w tym drobiazgu coś, co Arthura zafascynowało. Gracja i delikatność magii w przedmiocie, który nosił wiele śladów użytkowania, zapomnienia i starości. Zastanawiał się, skąd Alfred to wziął, ale, właściwie – w tym momencie nie miało to znaczenia.
Im dalej odpływał od Arthura zachwyt nad słowikiem, tym mocniej odczuwał zadręczającą go od środka konieczność zareagowania przed Alfredem. Arthur musiał zareagować choćby w duchu, przed samym sobą, decydując, jak się zachowa i czuje w obliczu przyjęcia prezentu od tego irytującego, cwanego, podłego, aroganckiego idioty.
Nie czuł się najlepiej. Ale, że było mu to obojętne, to tylko popatrzył na Alfreda z pewną szczerością; jak człowiek, któremu nie podoba się oferta, ale nie ma innego wyjścia, niż ją przyjąć. Skrzywił się nawet leciutko.
"To nie upór. Na ten moment to czysta złośliwość z mojej strony" pomyślał, żałując, że zdradziłby zbyt wiele, gdyby to powiedział.
— Dam ci poradę – powiedział po prostu. – Życie tutaj polega na wywieszaniu białych flag. Ty ustępujesz komuś, ktoś ustąpi tobie. Ustępujesz innym tak długo, aż osiągniesz to, czego naprawdę chcesz i możesz już przestać. Być może to nieco bardziej okrężna droga, niż ta, która zaprowadziła cię na szczyt szajki bandytów, ale inną niczego nie osiągniesz.
Nie do końca zamierzał to powiedzieć, więc poczuł w duchu nikłe uczucie paniki. Pomimo tego, że zabrzmiał tak spokojnie, że właściwie niemal neutralnie, wiedział, że to nie były do końca jego własne słowa. No tak, zapomniał o tym.
Najprostsza droga do tronu zawsze prowadzi poprzez miłość króla.
A to, że Arthur tego nie chciał, nie oznaczało, że tego nie zrobi.
Słowik skoczył mu po dłoni. Arthur wziął go w obie ręce i zamknął w nich jak w klatce. Pomimo prezentu, nagle zrobiło mu się nieprzyjemnie chłodno. Może tylko wyobraził sobie, że to nie jego słowa? Mógłby powiedzieć coś takiego normalnie, mógłby, może nawet chciał... Dlaczego miałby nie chcieć? Dlatego, że nienawidził Alfreda i nie chciał dawać mu żadnych rad, nie chciał mu dziękować, nie chciał się z nim przyjaźnić, nie chciał wywieszać przed nim żadnych białych flag...
Odetchnął. Żeby się uspokoić, sprawił, że mały słowik w jego dłoniach znieruchomiał i zasnął.
— Moje... – Krótka pauza. Opanował się szybko, choć przez chwilę musiał wyglądać, jakby coś niewidzialnego niespodziewanie pstryknęło go w nos. – Nie, nie masz. Skoro na ciebie nie działają, to mogę przynajmniej być sobą. Jeden prezent i wieczór twojego dobrego zachowania niczego nie zmienia.
Tak. To przynajmniej był on, żadnego śladu głupich knowań.
— ...ale, cóż, to może być początek.
Tego Arthur nie był już pewien, ale postanowił odpuścić. Ostatnio jego wnętrze i tak ulegało tak częstym wstrząsom, że wydawało mu się, jakby miał utracić potężną pewność siebie, z jaką do tej pory gnał przez życie. Alfred wystarczająco wyprowadzał go z równowagi tym swoim... wszystkim.
Arthur podniósł wzrok i spojrzał na to wszystko dumnym spojrzeniem.
— Z zaakcentowaniem na "może" – uśmiechnął się nagle z wyższością. – Jeśli uda ci się kontynuować. Na przyszłość jednak... Naprawdę nie myśl, że kupisz mnie prezentami.
Powrót do góry Go down
http://ardwi.deviantart.com/
Sponsored content





Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki   Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki - Page 7 Empty

Powrót do góry Go down
 
Ludzie, baśnie, idioci i głodowe chlebowe ludziki
Powrót do góry 
Strona 7 z 29Idź do strony : Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 18 ... 29  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Cardverso-ms-
Skocz do: